Warszawę nawiedziła Gattinara. Wina z tej klasycznej apelacji w Piemoncie zaprezentował producent Giancarlo Travaglini u swego importera – Enoteki Polskiej.
Gattinara to tylko 100 hektarów. Lecz wprost proporcjonalna do małości jest sława, sięgająca XVI wieku. W charakterze win od tej pory niewiele się właściwie zmieniło. Szczep Nebbiolo (ten sam, co w Barolo i Barbaresco) i ubogie, kamieniste, wulkaniczne i wapienne gleby rodzą wina bardzo surowe, wyniosłe, nadające się do picia po długich latach. W porównaniu do Barolo wina Gattinara (podobnie jak pobliskich, mniej dziś uznanych miasteczek – Lessona, Boca, Bramaterra, Ghemme, Fara, Sizzano) mają mniej owocu, więcej świeżości, są osobliwie powietrzne, chłodne, alpejskie, ale mają mocniejszą podporę garbników.
Garbniki stały się tematem przewodnim degustacji. Było ich (za) dużo nawet w najtańszym winie Travagliniego, Cinzii (ongiś nagradzanym przez Magazyn WINO jako najlepsze wino do 30 zł – dziś kosztuje 38 zł), które byłoby czymś w rodzaju mocniejszego rosé, gdyby nie taniny właśnie. To samo można powiedzieć o nieco pełniejszym Coste della Sesia Nebbiolo 2009 (55 zł). Andrea Monti Perini, dyrektor eksportu winiarni, mówi że są to wina codzienne do starzenia 5–7 lat. W przypadku Nebbiolo myślałbym raczej o 10 latach. Gdzie indziej znaleźć wino do leżakowania przez dekadę za 55 zł? To wielka siła Gattinary.

Posiadłość prowadzi dziś Cinzia Travaglini. © Wein-plus.de.
Travaglini produkuje trzy wersje wina DOCG. Mimo ogólnie tradycyjnego profilu produkcji (3,5 roku starzenia w dużych bekach) wprowadzono tu pewne innowacje, mające na celu zmiękczenie win i „upijalnienie” ich na nieco wcześniejszym etapie. Nie chodzi tak bardzo o baryłkę (tylko 10–20% udziału w starzeniu), ile o fermentację w stalowych kadziach obrotowych zwanych rotofermentatorami czy pieszczotliwie „pralkami”. W Barolo te kontrowersyjne maszyny służą niekiedy do robienia win miękkich jak cappuccino, Travaglini maceruje aż 18 dni, ale automatyczne rozbijanie czapy w czasie fermentacji nadaje jego winom bardzo owocowy, zahaczający o czarną porzeczkę charakter. Taka była Gattinara 2006 (85 zł) i Tre Vigne 2005 (120 zł). Natomiast Gattinara 2005, ze swoją strzelistą jak Pałac Kultury kwasowością i grubym jak żwir garbnikiem dała wgląd w smak dawnej Gattinary, gdy wszystkie roczniki były tak chłodne (w najlepszym razie), jak 2005.
Gattinara Riserva 2005, najlepsza etykieta producenta (125 zł), to jeszcze więcej wszystkiego w tym samym stylu. Stosunek garbników do owocu wynosi około 100:1. Trzeba lubić ten styl, otworzyć się na tę swoistą równowagę, upiec zająca, ukręcić uderzający do głowy piemoncki sos bagna caôda, by pozwolić temu winu na ukazanie walorów.
Na razie ta Riserva to osesek. Kiedy to pić? Andrea Monti Perini ostrożnie sugerował: po dekadzie. Sprawdziłem, wyciągając z dna piwnicy Gattinarę Tre Vigne 1999. Otóż wino jest wciąż za młode, i to o co najmniej 10 lat. To nie żart. Te butelki, kosztujące w Enotece ok. 125 zł, powinny leżakować ok. 20 lat. Wtedy jest szansa na wtopienie garbników, rozwinięcie prawdziwej złożoności. Ten 1999 był wciąż bardzo garbnikowy, lecz przede wszystkim – jak to bywało w dawnych, chłodniejszych od obecnej dekadach – kwasowy jak brzytwa. Co ciekawe, nie ma się poczucia braku równowagi. „Obiektywnie” – to znaczy w porównaniu do mainstreamowych Merlotów i Tempranillo, wokół których buduje się teorię smaku – jest tu o wiele za dużo kwasowości i garbnika. Lecz jakże inny jest ich smak od win źle dokwaszonych, nieumiejętnie przeekstrahowanych. Nawet w swej przesadnej surowości Gattinara pozostawia w ustach czysty, odświeżający smak, tryska wigorem i zdrowiem. Po dwóch kieliszkach się do tego przyzwyczajamy, pijąc z przyjemnością wino o niezwyklej energii. I ta właśnie dotykalna alternatywa wobec „fruit wine” stanowi – oprócz bezkonkurencyjnego stosunku długowieczności do ceny – największą chwałę Gattinary.
Jadłem i piłem na zaproszenie Enoteki Polskiej. Gattinara Tre Vigne 1999 – własny zakup.
Jako importerowi win niezręcznie jest mi chwalić wina od Travagliniego, więc podam tylko aktualne ceny win obowiązujące w naszym sklepie:
Cinzia 37,50 (kilka lat temu Cinzia rzeczywiście kosztowała 30 zł, ale wtedy euro było po ok. 3,5 a nie jak teraz po 4,2, marża jest zatem b. podobna, na kurs EUR/PLN nie mam niestety wpływu),
Nebbiolo 52,50 zł,
Gattinara 73,50 zł,
Gattinara TreVigne i Gattinara Riserva po 116,25 zł.
Przy większych zakupach są jeszcze dodatkowe rabaty:)
Maciek
Dziękuję za sprostowanie cen. Nie wiem czemu mi się wydawało że poszły ostatnio w górę o parę zł.
A te che sai benissimo l’italiano:
http://www.winereport.com/winenews/scheda.asp?IDCategoria=11&IDNews=373
A dla wszystkich to:
http://www.vinisfera.pl/wina,427,149,0,0,F,news.html
Wina mojej mlodosci!!!
Gratuluje wyrafinowanego stylu w opisie tych trudnych win. Czy oby nie byly one jednak za trudne na nasz swojsko-poski rynek? Cena jest owszem atrakcyjna, ale te wymagajace wieloletniego oswajania garbniki! Owszem, sa i w Barolo i Brunello ale w przypadku tych ostatnich sprzedaje sie raczej historyczne imie a nie konkretny produkt. W kazdym razie zycze powodzenia odwaznemu importerowi – milosnikowi dobrej kuchni jak sie domyslam sadzac wybor tych wlasnie „restauracyjnych” win.
No i jak w 1969 roku siedemnascioletni student Mario zaczął z tymi winami?
Jak w piosenki „Pierwsza miłość”…
Nie byłaś nigdy moja
Wiem, dobrze wiem,
Choć zrozumiałem
Nie chcę stracić Cię
Nie umiem sercu kazać przestać bić
W moich marzeniach zawsze
Będziesz Ty
Pierwsza miłość, pierwsza miłość
Zawsze ją zwycięża czas
Pierwsza miłość, pierwsza miłość
Pozostawia wspomnień ślad
Pierwsza miłość żyje w nas
Niech się nie sprzeciwia świat
Nie zabierze nam jej czas
Bo na przekór jemu trwa
Nie umiem Cię zapomnieć
Nie proś mnie
Zostaniesz moją bajką
Moim snem
Przeminą długie lata, długie dni
Lecz w moich myślach zawsze
Będziesz Ty
Pierwsza miłość, pierwsza miłość…
http://www.acquabuona.it/articoli/annocinque/educazione.shtml
@Kasia: Zgadzam się jest to nisza w niszy (we Włoszech zresztą też, nie oszukujmy się). Dlatego tak ważne są dobre ceny, bo nikt tego wina nie kupi z automatu czy ze względu na nazwę właśnie.
Nisza w niszy… fajne! In italiano direi „nave scuola”
Cześć Kasinko! Jak się masz tam we Włoszech? Ja tu w Polsce mam dobrze, ale rozmawiając o tymi winami tęskniem za Gattinara i Ghemme.
Znam tę część Piemontu jak własną kieszeń, ponieważ mieszkałem tu podczas nauki w szkole technicznej (ITIS Omar, Novara). Dla mnie – wówczas młodego studenta z paroma lirami w kieszeni – wizyta w tutejszych winnicach była wspaniałym przeżyciem i przygodą. Muszę wyznać, że przy butelce pochodzącego stąd wina łatwo się wzruszam. Gdybym miał wybierać między tutejszymi winami a słynnymi barolo, nie zawahałbym się – wolę te drobne klejnoty, wciąż mało znane za granicą. Wina te są mocno skoncentrowane, ekstraktywne, o silnej taninie, wręcz mięsiste. Mają bardziej tradycyjne cechy organoleptyczne i – kosztują niewiele.
Tutejsze wina noszą w sobie ślad gór, wśród których powstały, oraz twardy charakter ich mieszkańców. Na tych wzgórzach, w lasach i wśród winnic, przez dwa lata partyzanci pod dowództwem legendarnego Vincenzo Moscatelliego (Cino) walczyli przeciw nazistom. Udało im się nawet wyzwolić wiele obszarów i pod koniec drugiej wojny światowej stworzyć wzorowe wolne republiki. Poznałem Cino, zaprzyjaźniliśmy się i spotykaliśmy często na biesiadach z udziałem kombatantów, na których nigdy nie brakowało pysznego wina. Minęło tyle lat, a charakter tych ludzi oraz ich win się nie zmienił. Mam tak wiele pięknych wspomnień związanych nie tylko ze znakomitą lokalną kuchnią, ale przede wszystkim z mieszkańcami, dzięki którym bez trudu mogłem trafić do najlepszych winnic i win.
Maciek Bombol musi konieczne serwować je z „salam d’la duja” (salami w oliwie czy w słoninie) oraz „pannerone” (mode kremowe gorgonzola) i warzywa marinowane, inaczej taniny atakują brzug…
W jednym z dosc brutalnych polskich komentarzy o wloskich winach przeczytalam, iz przywiezione do naszej ojczyzny sa one nie do wypicia. Nie chce prowokowac rownie brutalnych reakcji, ale mym skromnym zdaniem w tym sformulowaniu jest ziarno prawdy. Mysle, ze Mario nie raz doswiadczyl tego uczucia i to nie tylko z powodek sentymentalnych (patrz: wrecz uczuciowy opis win Gattinara). Przyznam sie Wam, ze kiedy jestem w moim poznanskim domu nie zdarzylo mi sie nigdy tesknic za nawet najlepszymi wloskimi winami (od aperitiwu do deseru pije nadzwyczajne wino wieloowocowe mojej mamy). Wina wloskie kocham pic bezposrednio w ich ojczyznie – najlepiej jako mile widziany gosc domu czy winiarni producenta. I tego zycze wszystkim milosnikom znakomitych win Made in Italy!
Wina, które „źle podróżują” to ciekawy temat (ostatnio pisałem o nim a propos Czech). Nie jest to jednak określenie, którego bym użył w stosunku do większości win włoskich. A w każdym razie kojarzy mi się bardziej z winami bezpłciowymi, bezsmakowymi, takimi jak niektóre białe z Ligurii czy wybrzeża Toskanii. Gattinara ma tak dużo substancji, że nawet na Syberii byłaby sobą.
Moj komentarz byl rodzajem malej prowokacji. Masz zupelna racje, ze wloskie wina wyrozniaja sie swoja dobrze okreslona plciowoscia i smakiem. Oczywiscie istnieja tez niechlubne wyjatki jak wspomniane przez Ciebie biale wina z Ligurii i wybrzeza Toskanii (uwaga: nie wszystkie). Nie wspominajmy prosze o Syberii bo Gattinara na nia nie zasluzyla 🙂
„Dobrze określona płciowość” – nie przyszłoby mi do głowy ale trafne.
Il vino non ama viaggiare. Non soltanto il vino senz’anima. Tutti i vini soffrono il viaggio.
Mi piacerebbe conoscere cosa pensate voi due, che conoscete perfettamente l’italiano, di questo scritto:
http://www.acquabuona.it/articoli/annoquattro/senzanima.shtml
Wino nie lubi podróżować. Wszyscy, którzy degustowali wina na miejscu prosto z beczki może potwierdzić, jak różne jest od tego samego wina kupowane i transportowane w butelkach do domu. Kiedy pojawia się na stole w domu, często pojawia się subtelna nuta niezadowolenia nawet dla tych, którzy ostrośnie i z troską zachowali go jak najlepiej w piwnicy.
Ciekawostką jest, że za bramą jego posiadłości wino zdecydowanie się zmieniło. Wiele lat temu wielu Sardynczyków, który przynieśli do Lombardii i za granicą wina z wyspy dla krewnych i kolegów, byli przekonani, że wina kupowane bezpośrednio na Sardynii z pobliskiej winiarni byłyby prawdziwsze niż te, które są eksportowane z tej samej piwnicy.
Ich pewności powstała z faktu, że rzeczywiście wino przez nich degustowane na miejscu miało zapach, smak, odblaski koloru z pewnością różne niż tego samego wina degustowane setki lub tysiące kilometrów dalej i kupowane w sklepach w Mediolaniu czy Londynie. A jednak odkryli, że wina transportowane własną ręką, po otwarciu butelki okazały się różne. Gdyby nie było wody, to co? Pasteryzacja? Filtracji? Co to do cholery jeszcze kombinowali ci winiarze? Ten komentarz okazał się często przy takich okazjach. Prawda raczej jest prostsza: wino nie lubi podróży i zostało to naukowo udowodnione.
Winiarze z doświadczenia i profesjonalizmu, którzy kochają wino i szanują go, cierpią tak bardzo z tą trudną prawdą, że wszelkie próby by zredukować skutki podróży w jak największym stopniu nadal nie można całkowicie wyeliminować.
To codzienna walka, aby uzyskać dobre wino po transporcie, i nie zawsze się uda. Ale uwaga, wyniki każdego testu nie dotrze w ciągu kilku lat lub kilkadziesiąt lat. Znaki ulepszenia lub pogorszenia pojawiają się tylko przy wnukach w przypadku długotrwałych win jak gattinara. Niektóre pewności mamy: lepiej klimatizowanymi ciężarówkami. Importer ma być cierpliwy, że często nie będzie on zobaczyć pełną owocę jego pracy promocyjnej, tak jak Mojżesz, który prowadził jego ludzie w kółko na pustyni Synaj, aby tylko nowe pokolenia wygrali obiecanę ziemię.
Pijam gattinary Travagliniego bardzo czesto. Dzis riservy 10 letnie, tre vigne ciut mlodsze. Absolutnie sie nie zgadzam z twierdzeniem, ze to wino do picia za lat 10. To dosc gladkie wino dzis. Na co wiec czekac??
De gustibus non est disputandum.
Z jakimi potrawami?
@Maciej Mizerka: faktycznie odczucia są subiektywne. Na pewno wino z 1999, które piłem parę dni temu, nie było w żadnym stopniu „gładkie”. Może pijemy inne roczniki? Wyobrażam sobie że 2000 może być gładszy. W innym razie naprawdę trzeba czekać na wtopienie tych garbników.
Ponieważ tam żyłem 5 lat, znam wszystkie probiernie, przy których można jeść, pić i grać w kule (niektóre tawerny serwują panierowane żaby) a znam lokalne zwyczaje. Młode gattinara gotowe do picia, orzeźwiające, pachnące świeżością są serwowane z pieczonymi kasztanami czy z dobrą świeżą bagietką z serem gorgonzola, pasują do salam d’la duja (salami konserwowane w tłuszczu), bardzo dobrych risotto (np. panissa), wszystkich zakąsek i dodatków ciepłych, grzybów i serów o średniej dojrzałości. Natomiast stare gattinara serwuje się do gulaszu z oślicy, kaszanek sanguinacci oraz ciemnych mięs.
Obecnie pijam riserve 2001. Zle sie wyrazilem w poprzednim poscie. Zgoda co do tego, ze to nie dosc gladkie wino, ale bede bronil tezy, ze to dosc gladkie nebbiolo. Gattinara pewna szorstkosc bedzie miala zawsze. Wg mnie nie ma sensu jednak czekac z nia kolejnych 10 lat, bo to nic nie zmieni. Szorstkosc pozostanie, a byc moze wino straci inne walory. Dzis 2001 sprawia wielka przyjemnosc, wiec mysle, ze trzeba ja juz pic.
A piłeś 20-letnią riservę? Bo tych kilka doświadczeń z Riservą z 1985 i 1988, które mam, pokazują, że to jednak dużo zmienia. Dużo większa złożoność i inna harmonia w ustach, wino bardziej delikatne. Jasne, że przyjemność może być i przy 10-letnim winie – 1999 zdecydowanie mi się podobał, ale jednak to nie było wino bardzo zrównoważone.
Na pewno pilem starsze, ale dokladnie nie jestem w stanie teraz przytoczyc rocznikow. Pijam natomiast sporo 20, 30, 40 letnich barolo, stad plyna moje wnioski. Barolo z czasem staje sie rzeczywiscie gladsze, ale nawet po 50 latach w butelce nie traci pewnej szorstkosci. Czy zyskuje inne walory? Niekiedy tak. Nie bardzo wierze, ze ta gattinara rozwinie sie jeszcze z czasem w cos wspanialszego, ale odloze sobie ze 2 butelki na kilka lat, zobaczymy.
Przechowywanie u siebie w piwnicy: temperatura 12-14 stopni C także latem oraz wilgotność 80%. Etykieta ma się zepsuć z wilgoci. Korek nie, czyli butelka ma być na leżąco czy pod kątem 20-30 stopni. Nie jestem pewny o długotrwaiłości dzisiejszej Travaglini (mam zaufanie do Wojtka) ale zapewniam że wszystkie gattinara, które wypiłem w moim domu (1947, 1952, 1958, 1964, 1971, 1978, Anzivino, Zanetta, Bianchi, Sergio Gattinara, Antoniolo, Arlunno) miały przynajmniej 22 lata. Subtelne, rewelacyjne, ciepłe, aksamitne. Inne gattinara (też Travaglini) degustowałem na miejscu tam w probierniach czy imprezach i były młodsze. Muskularne, z wielkim ciałem. Uwaga: gattinara to nie zawsze czyste nebbiolo (nebbiolo 90 – 100%, bonarda z Gattinary i vespolina maksymalnie do 10% – w tym vespolina nie więcej niż 4%) a nieraz w celu ulepszenia wina danego rocznika dozwolone jest dodanie aż do 15% innych win gattinara, młodszych lub starszych.
Wyjaśnienia. Emanuele Anzivino i jego żona Sabrina założyli firmę w 1998 roku, po wspólnym udziale w kursie stowarzyszenia sommelierów AIS w Mediolanie, ale niektóre z ich winnic pochodzą od dziadka Sabrina, znanego Luigi Imazio „Ciuppasel” (po dialekcie: bednarz), który produkował również beczki oraz wino a uzyskał nagrody i sławę już w latach 1930/40. Piłem wino z tego dziadka ale ponieważ dzisiaj on nie żyje, polecam dwóch mediolanczyków jako prawdziwą kontynuację jego pracy, ponieważ w efekcie przez winiarza Beppe Zatti potwierdzili w tym winie archaiczne techniki, także długą fermentację (do 40 dni!).
Mario: Twoja znajomosc lokalnych, czesto dostepnych tylko „wtajemniczonym”, wloskich zwyczajow kulinarnych jest dorawdy imonujaca! Niezwykla nawet jak na Wlocha z branzy enogastronomicznej.
Przykro mi, ze nie moge polemizowac w kwestii Gattinary, ale moja znajomosc Piemontu ogranicza sie niestety do dwoch tygodniowych „full immersion” w tamtejsza enogastronomie podczas Alba Wine Exibition (dobrych kilka lat temu) plus degustacje podczas corocznych targow Vinitaly w Weronie. Wraz z superznawca piemonckich win, i co najwazniejsze dobrym przyjacielem producentow, genuenczykiem Virgilio Pronzati, spedzalismy wieczory w miejscowych tawernach, stad mniej wiecej wiem z czym najlepiej pic nebbiolo. Podobne menu jest raczej nie do odrobienia w zadnym zakatku swiata. I bynajmniej nie ze wzgledow sentymentalnych (patrz: atmosfera, terroir ecc.).
Z racji tych problemow, osobiscie jestem zwolenniczka podawania do wloskich win w Polsce (i wszelkich innych) naszych rodzimych potraw. Polska kuchnia jest superbogata i zroznicowana, wiec nie mam tu na mysli jedynie kanonicznych polskich dan. Nie jest to latwe wyzwanie, ale zabawa i satysfakcja ze znalezienia odpowiedniego zestawu jest gwarantowana.
Kasiu, „nie mogę polemizować”… my nie polemizujemy, tylko rozmawiamy o winie. Mieszkasz we Włoszech i możesz jechać tam sama. Alba niestety jest 100 km daleko od tej strefy, czyli całkiem inny świat. Kontaktuj się najpierw z prawdziwymi fachowcami win z tej strefy Piemontu: Paolo Ferraro i Gianni Iacolino z portalu Collinenovaresi.it (dziś http://www.4upperpiedmont.it/ niestety bez całego przeszłego archiwum). Możesz także czytać moje „antiki” w portale Winereport.com oprócz tych już wymienionych o Gattinarze oraz o dolnej Valsesii (4 artykuły). Trzeba jeść i pić w restauracji Gatto Nero (Ghemme) oraz szukać tzw. „circoli delle bocce” gdzie można grać w kule (w Gattinara, Grignasco, Boca, Romagnano, Sizzano, Ghemme) i tam zapytać. Natomiast adresy małych producentów znajdujesz w stronie enoteki regionalnej w Gattinarze, którą już doradziłem. In bocca al lupo!
Polskie potrawy do gattinary? Sugerowałbym typowo góralskie czy myśliwskie. Np. dzikie ptactwo pieczone czy dziczyzna pieczona w ciężkich sosach; wołowina – polędwica smażona czy grillowana w sosie ciężkim, pikantnym, ostrym; jagnięcina czy baranina – filety duszone, kotlety z grilla, udziec…….
@Dziękuję Kasi i Mario za merytoryczną dyskusję. Jeśli chodzi o kuchnię piemoncką jest ona bardzo słabo znana w Polsce, zdominowanej przez „eksportową”, standardową kuchnię włoską. Ongiś kuchnię Valtellina podawała warszawska restauracja Balgera, ale potem zatrudniono tam kucharza (bodaj) z Kalabrii. Jeśli chodzi o kuchnię polską, to wedle moich doświadczeń do Nebbiolo sprawdzają się bardzo dobrze dwie nasze specjalności: wieprzowina i kaczka. Jagnięcia moim zdaniem dużo mniej. Wysoka kwasowość Nebbiolo tak bardzo nie sprzyja jagnięcinie.
A ja nie jestem smakoszem tak jak Ty. Nebbiolo (z klonu spanna, tak jak jest na Valsesii) wypiłbym do wszystkiego! Na Mokotowie jest Restauracja Giancarlo z mojego kolegi mystrza kuchnii Giancarlo Russo, prezesem Polskiej sekcji Federazione Italiana Cuochi. Proszę tam jeść prawdziwie po włosku. Palce lizać.
Rocznik 2001 Tre Vigne nie tylko gotów do picia już dziś, ale wydaje się stylistycznie nieco inny, bardziej przystępny i niekoniecznie aż tak długodystansowy:
http://www.sstarwines.pl/wino11006
Zwykła Gattinara 2005 też już dobra, choć wyżej-kwasowa:
http://www.sstarwines.pl/wino10911
MM (któremu chyba za merytoryczną dyskusję też wypadałoby podziękować?) pisał zaś o Riservie 2001, którą tu opisał:
http://www.sstarwines.pl/wino12284
Opinię o wcześniejszej konsumpcji win Travagliniego niż 20 lat podziela także GP.