Marek Popielski, założyciel firmy 101win.pl, w biuletynie mailowym informuje:
Po ponad 5 latach działalności czas na zmiany. Nasz sklep 101win.pl kończy działalność w dotychczasowej formule – pora rozpocząć nowy etap w naszej przygodzie z winem.
Jak udało mi się dowiedzieć, Marek Popielski nie składa broni, lecz część swojej oferty – drogie wina od najbardziej prestiżowych producentów europejskich, które 101win.pl pozyskiwało z rynku niemieckiego – przesuwa do „Klubu 101win” dla zarejestrowanych użytkowników. Pod dotychczasową nazwą dostępne będą natomiast wina z własnego importu – nie byle jakie, bo są wśród nich takie tuzy, jak Selbach-Oster, Aurelio Settimo, kataloński Espelt, Weingut Stadt Krems czy Bordeaux ze „stajni” Terra Burdigala. Import własny ma być w większym niż dotąd stopniu kierowany do niezależnych sklepów winiarskich i restauracji.
Pomimo więc alarmującego tonu rozsyłanego zawiadomienia w zasadzie nic się nie zmieni, jeśli chodzi o dostępność win. Co najwyżej w poszukiwaniu upragnionej flaszki trzeba będzie sprawdzić dwie, a nie jak dotąd jedną stronę internetową i wpisać dane osobowe na kolejnej witrynie. Na otarcie łez mamy (tylko do poniedziałku 26.09) „totalną wyprzedaż” ponad 250 win z rabatem od 30 do 50%. To naprawdę świetna okazja, zachęcam wszystkich szczególnie do win drogich i prestiżowych, które teraz możemy kupić w 101win.pl taniej niż aktualnie na tzw. Zachodzie. Kilka rekomendacji podaję na końcu niniejszego wpisu.
Decyzja Marka Popielskiego ma jednak drugie dno. Są nim pieniądze. A chodzi o sprawy, które rzadko zaprzątają głowę przeciętnego winopijcy, ale które mają decydujący wpływ na obraz rynku wina w Polsce. Gdy Popielski rozpoczynał w 2005 roku projekt 101win.pl, miał ambicję oferowania najlepszych win w „cenach takich jak w winotekach europejskich”. Jako pasjonat wina zostawiający niemałe pieniądze w sklepach za naszą zachodnią granicą, chciał tę samą ofertę i podobne ceny przeszczepić nad Wisłę, Wartę i Odrę. Wina kupował w cenach hurtowych w Niemczech, doliczał skromną marżę i oferował niektóre wina za 50% ich ceny w „normalnej” polskiej dystrybucji. (Tak było np. z Amarone Fratelli Tedeschi, dostępnym przez dłuższy czas za 99 zł / but.). W 2007 roku mogliśmy w 101win.pl kupić Riesling trocken 2006 Kellera za 48 zł, Les Calcinaires 2005 Gauby’ego za 57 zł, Szamorodni Dániel 2003 Istvána Szepsyego za 125 zł, Santorini 2006 Sigalasa za 54 zł, Paolo Conterno Barolo 2001 za 110 zł.

Marek Popielski i Egon Müller. © 101win.pl.
Potem ceny stopniowo rosły. Najpierw o 15%, potem kolejne kilkanaście. Ideał „europejskiej winoteki” oddalał się coraz bardziej, paradoksalnie wraz z wprowadzaniem win z własnego importu, które na zdrowy rozum powinny być tańsze. Zarazem organizowane były różne okresowe promocje, w ramach których ceny spadały o 20–30%. Inne ceny obowiązywały w sklepie internetowym 101win.pl, a inne w patronackich sklepach, jak Bistro Żużu na ul. Kazimierzowskiej w Warszawie. Funkcjonowały ponadto ceny „klubowe”, np. dla uczestników tzw. Akademii Burgunda, które nie były ani oficjalnymi cenami sklepu internetowego, ani tymi promocyjnymi. W dodatku, jak o tym pisano na Sstarwines.pl (zob. też wyjaśnienia M. Popielskiego), przed okresem promocji ceny na www.101win.pl sztucznie pompowano w górę, by udzieliwszy hojnie wyglądającego rabatu, wcelować nimi niewiele poniżej codziennego ich stanu. Jako konsument przestałem się w tym łapać i spasowałem. Doszło do gorszącej sytuacji, w której taki Riesling Kabinett od Selbach-Oster kosztował „oficjalnie” w 101win.pl 79 zł, gdy ja kupowałem go w winnicy (z normalnego cennika, z VAT) po 8,60€. To już był standard winoteki azjatyckiej, a nie europejskiej.
Kulisy tych ruchów cenowych są prozaiczne. Sprzedaż w sklepie internetowym i dwóch fizycznych wciąż była za mała, by projekt 101win.pl wzleciał na wysokość przelotową. Lecz żeby współpracować z innymi sklepami (i w mniejszym stopniu restauracjami), trzeba im zaoferować co najmniej 25% rabat od cen we własnym sklepie internetowym. Przy „europejskich” marżach, jakie sobie na początku działalności założył Marek Popielski, było to niemożliwe. Dlatego musiał podnieść ceny, żeby móc je znowu obniżyć. Ofiarą padł konsument. Jeśli bowiem nie był akademikiem, tylko naiwnie wchodził do sklepu i płacił za flaszkę, przepłacał ok. 50%.
Marże polskich sklepów winiarskich są zbyt wysokie, bo sprzedaż jest wciąż za niska. Lecz sprzedaż jest wciąż za niska, bo marże są zbyt wysokie. Do dobrego tonu należy chwalenie się w towarzystwie, że wino kupuje się w Dreźnie albo Wiedniu. Jak wyjść z tego zaklętego kręgu? Wydawało się, że wyjdzie z niego Marek Popielski, proponując czołowe wina w niespotykanych wcześniej w Polsce cenach. Ale nie wytrzymał. Na marginesie dodam, że z tym problemem boryka się wielu innych „ambitnych” importerów, takich jak np. Salute czy Rubikon.
7 najlepszych okazji na wyprzedaży 101win.pl:
Peter Jakob Kühn Doosberg Grosses Gewächs*** 2005 – 66 zł
Comte de Vogüé Chambolle-Musigny PC 2000 – 201 zł
René Rostaing Côte-Rôtie 2006 – 125 zł i La Landonne 2006 – 207 zł
Paolo Conterno Barolo Ginestra 2001 – 89,50 zł
Clos Martinet Priorat 2004 – 124 zł
Willi Schäfer Graacher Himmelreich Riesling BA 2006 – 158 zł
Wina z wyprzedaży 101win.pl polecam z własnej inicjatywy. Nie mam żadnych związków finansowych ze 101win.pl.
Z tych polecanych są dostępne jeszcze zaledwie 3.
Nie masz wrażenia, że dobór win do oczekiwań polskich konsumentów był też nie do końca trafny? Dziesiątki słodkich/półsłodkich rieslingów w cenach 100-800 zł (w tym wiele w połowie tego przedziału)…
Bistro ŻuŻu mieści się przy Różanej. Detal.
Ja przyznam, po tych machinacjach z cenami, też odpadłem już jakiś czas temu. Jednak dla mnie to raczej dowód na brak profesjonalizmu i umiejętności zrozumienia tego cholernego rynku. Pasja nie wystarczy. Niestety.
Poruszył Pan znów temat cen, marż etc. Pewnie będzie niezła jatka:) Zobaczymy dokąd tym razem doprowadzi ta dyskusja. Pozdrawiam.
Wojtku, najprościej będzie wyjaśnić wątpliwości dotyczące cen 101win (m.in. te na które powołujesz się na SstarWines.pl), wysyłając zapytanie do Marka Popielskiego i publikując jego odpowiedź w oddzielnej blognotce, jak to zrobiłeś w przypadku Roberta Mielżyńskiego.
Co do zakupów w Dreźnie czy Wiedniu (sam tam byłem i wino piłem, a i kupiłem) to nie widzę nic w tym zdrożnego. Sądzę, że osoby kupujące wina zagranicą kupują i tak większość win w kraju. Ale jak by nie było to i tak nie ma to przełożenia na rynek, bo ci co o winie gadają, to garstka wine freaków, nie mających większego wpływu na rynek, zaś ci co statystycznie go kształtują o winie nie gadają, tylko je piją:-) Dziwi mnie też, że wymagasz aby ktoś nie kupił wina taniej przy okazji podróży zagranicznej, gdy sam jak pisałeś płacisz jedynie za 50% wartości win, które próbujesz, a resztę Ci przysyłają. Można by przyjmując taką logikę powiedzieć, że to jest dopiero negatywne wpływanie na marże, które muszą potem pójść w górę. Ale ja tego nie powiem, bo uważam, że zarówno Ty jak i ci co jak twiedzisz chwalą sie zakupami zagranicą i tak per saldo sporo w Polsce kupują, więc jeśli mają jakiś wpływ (a wg mnie mają znikomy) to raczej pozytywny.
@Rurale: adres Żużu to Kazimierzowska 43 choć wejście faktycznie od Różanej.
@Marcin: pierwotny katalog 101win odzwierciedlał gusta właściciela, stąd te wszystkie Auslese, ale przecież nie była to większość oferty. Było (i jest) mnóstwo burgundów, beczkowych Tempranillo, Rieslingów wytrawnych.
2 wina tylko zostały, to są te, które kupiłeś Wojktu, czy sprawdziłeś ich dostępność przed publikacją tekstu? Jak się najeżdża na przycisk od koszyka, to okazuje się, że niedostępne, informacja taka też widnieje, mimo, że wino w katalogu. Poleć może coś dostępnego.
Peter Jakob – niedostępny 😉
szkoda, widać promocja załapała sporo chętnych 😉
a tak przy okazji – nie wiem czy mogę skorzystać z fachowej porady. Patrzę właśnie na butelkę Peter Martes Bernkastel Kueser Riesling Kabinett. Strasznie zachwalano w jakiejś winiarni, nie mogłem się oprzeć… miał Pan okazję pić coś z tej winnicy? Ciekaw jestem profesjonalnej opinii, bo wino jest na mój gust niezłe i całkiem przystępne cenowo…
@Sstar: Drogi Starze Twoje sugestie jak mam prowadzić tego bloga są zawsze inspirujące. Jeśli chodzi o zakupy w Dreźnie, przecież nie chodzi o parę flaszek „przy okazji wyjazdu zagranicznego”, tylko regularne zakupy hurtowe. myślę że one akurat przy winach takich jak np. Potel czy Robert Weil znacząco obniżają sprzedaż w Polsce. Nie piętnuję wszakże tych którzy tak robią i im się nie dziwię. Każdy dba o swój interes. tyle że to konserwuje smutne status quo.
@Star: a co to rekomendacji to faktycznie szybko to idzie, bo rano gdy tekst redagowałem były dostępne. Rozczarowanych przepraszam.
Ponadto informuję że wbrew Twoim insynuacjom żadnych win w ramach tej wyprzedaży nie kupiłem.
@Onibe przykro mi ze PJK zszedł. Mertes to ogromny przemysłowy hurtownik. Aczkolwiek ten Kabinett też zwrócił moją uwagę etykietą. Niedrogi, proszę zaryzykować.
Onibe już (ku)pił tego Bernkastel-Kuesera jak rozumiem. Ciekaw był tylko Twojej opinii Wojtku. Temiemu też się podobał, o ile to ten sam rocznik:
http://www.sstarwines.pl/wino12061
Dodałem szczegółowy link do dyskusji o cenach w 101win.pl ze Sstarwines.pl a za odnalezienie go w tamtejszym gąszczu dziękuję Starowi.
tak, faktycznie, już kupiłem. Rocznik 2010. Ciekaw byłem opinii fachowców, bo ja to ciemna masa, ocenić obiektywnie nie potrafię ;-).
pozdrawiam
„myślę że one akurat przy winach takich jak np. Potel czy Robert Weil znacząco obniżają sprzedaż w Polsce. […] Każdy dba o swój interes. tyle że to konserwuje smutne status quo.”
To nie konsumenci konserwują słabe podejście niektórych sprzedawców – nie pytaj importerze/sprzedawco co konsument może zrobić dla ciebie, ale najpierw sam pokaż co potrafisz dla nich zrobić. I zejdź importerze/sprzedawco na ziemię – wielu ludzi chętnie trochę przepłaci za lepszą jakość produktów czy samej sprzedaży (np. Centrum Wina czy Enoteka Polska), ale nie każdemu i nie aż tyle by dawać aż tak gigantyczne rabaty. Jak na bazarze gdzieś na Bliskim Wschodzie.
Może i ma trochę racji ten kto kiedyś na forum GW napisał, że jak się podniesie ceny dwukrotnie a potem ogłosi rabat 50%, to sprzedaż rusza z kopyta, ale przy świadomych konsumentach to moim zdaniem słabo działa, przynajmniej w dłuższym dystansie.
@Cerretalto: Generalnie się zgadzam, klient ma zawsze rację. Przegięcia takie jak 79 zł za Riesling Kabinett trzeba piętnować, głosując nogami. Z drugiej strony – podobnie jak np. w sprawie Biedronki – byłoby dobrze, żeby konsumenci głosujący nogami zastanawiali się nad ogólnymi konsekwencjami swoich wyborów. Szczególnie na tak małym rynku jak nasz, zakup wina jest czymś więcej niż kwestią zaoszczędzenia paru groszy. Byłoby świetnie, gdyby – jak piszesz – ludzie chętnie trochę przepłacali polskim importerom, żeby wspólnym wysiłkiem podnosić jakość polskiego rynku. Niestety czasem odnoszę wrażenie, że zaoszczędzenie 5 zł, pokazanie kto tu jest sprytniejszy, kto wyszuka najtańsze Fontalloro we wszechświecie, staje się swego rodzaju sportem.
Wojtku, zgoda, także z tym Fontalloro – to pewnie freaki, ale pokaż mi takiego sprzedawcę w Polsce, który Fontalloro sprzedaj o 5pln drożej niż gdzie indziej – chętnie kupię .
Konsument nie zastanawia się specjalnie nad przyszłością bo nie jest od jasnowidzenia a do tego czasem spotyka u nas dość „wschodnie” zachowania – czy przepłacisz telewizor o 30-50% tylko dlatego, żeby wzmocnić lokalnego sprzedawcę, sorry za porównanie, którego czasem widzisz rozbijającego się najnowszymi modelami aut? Do tego konsekwencje jego głosowań nogami są często bardziej pozytywne niż to udowadniają marni sprzedawcy.
Na przykład na propozycje typu „pokażcie sprzedawcy, że wasze oferty są dobre w porównaniu z cenami u sąsiadów” słyszy się często w odpowiedzi niemiłosiernie rzępolenia i biadolenia świadczące o tym, że w ogóle nie rozumieją jak działa vat, akcyza i w ogóle gospodarka lub mają konsumentów za debili. Na przykład czy przepłacisz telewizor o 23% jeśli sprzedawca Ci mówi, że to normalne, że jest on o 23% droższy niż u sąsiadów, bo u nas vat jest 23%? A u nich 0%?
Można by tak długo ciągnąć. Nie na wszystkim się szybko zarabia. A żeby zarabiać trzeba inwestować a nie zaimportować i potem biadolić, że głupi konsument nie chce kupować. Nawiasem mówiąc w latach 80-tych słyszałem pouczającą opowieść o staruszkach z bogatego miasta w bogatym kraju, które jeździły na drugi koniec miasta, bo tam pietruszka tańsza była o parę groszy. Nie dlatego by zaoszczędzić, ale po to by sprzedawca lokalny je szanował.
Przecież nawet jak Fontalloro kosztowało u Likusa 139 zł, to amatorzy bagażnika i tak byli.
Ja nie wiem, w końcu chyba też trochę po to do tej Unii wchodziliśmy? Ja widzę jeszcze dwa usprawiedliwienia: 1) nie zawsze wiemy, że dane wino można kupić w Polsce (za to na 99% wiemy, że jeśli już, to można kupić drożej); 2) jest to forma „zemsty” na importerach, za działania takie jak sprzedawanie wina za 4 euro po 80 zł. Wiem, że to irracjonalne i dostają nie ci, którzy powinni, ale tak jak nie wierzę w to, że konsumenci zaczną kupować drożej, tak też chyba nie uwierzysz w mechanizm samoograniczenia się importerów. Nie wiem, niech się dogadają, że nie będą nam łupić skóry, my wtedy się dogadamy i nie będziemy przywozić w bagażniku. 3) kupowanie wina na miejscu to trochę jak kupowanie pamiątki, ciupagi na Helu czy czegoś w tym rodzaju 🙂
Jakiś czas temu na ciekawym wtedy forum napisałem, że akceptuję mój 10-15% wkład w budowanie polskiego rynku, i nie mam problemu by tyle „przepłacić”. Tyle, że rzadko to się zdarza. To znaczy, rzadko mam okazję by kupić coś w takich cenach.
Weźmy choćby wspomnianą przez Ciebie dobrą ofertę Felsiny u Likusów – jak Rancia kosztowała 25E a u nich 111 czy coś około to w zasadzie Krakowskie Przedmieście było moim jedynym punktem zaopatrzenia. W podobnej cenie kupowałem również Fontalloro.
Ale jak wiesz cena Ranci wzrosła nieco u producenta i całkiem sporo u Likusów.
U Marka Popielskiego dla mnie szczytem okazji w obecnej promocji było Sociando 2005 w cenie poniżej 30E. Sam kupowałem dwa lata temu we Francji po 35E i wtedy to była, moim zdaniem, doskonała cena – dziś pewnie po ok 40E+. Ale z drugiej strony w Polsce trudno zobaczyć to wino poniżej dwustu kilkudziesięciu złotych.
Tyle, że ja, Cerretalto, Morelino i jeszcze paru innych winopijców nie wyżywimy kilkunastu sensownych importerów. Brakuje tzw szerokiego rynku – a ten zdominowany jest i tak nie przez Biedronkę ale CEDC i Ambre i ich cudowne marki.
I to jest chyba jądro problemu a nie to jaką część moich win kupię u Marka, Maćka czy Dominika a jaką na zgniłym Zachodzie…
@Marcin: wlasnie o te irracjonalna zemste mi chodzi. Ja ja rozumiem, ale ma swoje konsekwencje.
@Markiz: pelna zgoda. 15-20% jest do przelkniecia.
Fontalloro 2001 i 2003 kosztowało 26 euro, potem zdrożało może o 2 euro więc 139zł to nie była jakaś super okazja. I tak o niej nie słyszałem zresztą. Gdyby wiedza na temat tej oferty była szersza to może niektórzy by skorzystali. Ale jak klient jest traktowany „promocyjnie” tylko od czasu do czasu i wie o tym głównie wąskie grono „wtajemniczonych”, to raczej machnie ręką, bo przecież nie będzie się użerał o uczciwą ofertę przy każdej butelce.
To zresztą zwyczajny problem w handlu – na kogo się nastawić oraz gdzie i ile wrzucić w sensowną reklamę. Być może najważniejszymi targetami dla wielu handlujących winem są teraz „chile”, „luxus” i „jelenie – bo wino musi tyle kosztować” a dopiero gdzieś na szarym końcu jest ktoś kto odróżnia Fontalloro od Ventisquero i nawet czasem kupuje bo lubi lub czuje że zaraz polubi.
Właśnie właśnie – 15-20% jest ogólnie ok, ale liczone tak: cena detaliczna w Polsce ma być maksymalnie 15-20% wyższa niż cena detaliczna u sąsiadów. 15-20% dla tańszych win, ale 10-15% dla droższych.
Tu w ogóle moim zdaniem nie ma motywu „zemsty” – tu jest motyw taki, że jak jestem na urlopie czy wyjeździe to sobie zbieram butelki i pakuję do bagażnika, bo na 99% wiem, że w Polsce jeśli już nawet część tego będzie, to przeważnie dużo drożej. Ale jak mam pewność, że w Polsce kupię sensownie takie San Giusto a Rentenano, to nawet nie zwracam uwagi na ceny będąc tam.
Panowie, nie zapominajcie, ze cena euro tez sie mocno waha. Nie wiem w jakim okresie u Likusow te 139 zl obowiazywalo za Fontalloro, ale jesli to bylo w czasie euro w cenach ponizej 3.50, to kazdy umie policzyc, ze to okazja zadna byla.
Do szperania, jak to Wojtek mowi, swego rodzaju sportu pchnelo mnie jedno spostrzezenie. Jesli wydaje na wino rocznie ok 40k pln, to jesli wydam je w Polsce to bedzie mnie to wlasnie tylez kosztowalo. Jednak jesli poszperam, to zaoszczedze ok 13k, chocby na wakacje, badz tez kupie duzo wiecej wina. Bez wzgledu na wszelkie sympatie bede te zaoszczedzone pieniadze wydawal na swoje wakacje, a nie poprawial rachunek wynikow importerow wina i tym samym sponsorowal ich wakacje.
Trudno z tym polemizowac chyba?
@Maciej: Ja z tym nie polemizuję Ciesze się autentycznie, że spędzisz wypasione wakacje. Zwracałem tylko uwagę na nieuchronne implikacje. Właśnie zamyka się jeden z lepszych sklepów z winem w PL, bo miał za mało klientów mimo tego, że przez długi czas był niewiele droższy niż sklepy w Reichu. Dyskusja zboczyła na rozliczanie się z tego, kto gdzie kupuje. Nie o to mi chodziło. Powtarzam: każdy kupuje gdzie chce i dba o swój interes. To jest normalne. Tyle że to ma swoje konsekwencje.
Wojtku, jedni padają inni powstają – dlaczego my mamy takie opory w przyjmowaniu oczywistości? Ci co zajmą zwolnione miejsca może popełnią mniej błędów. Nie wiem o jakim „jednym z lepszych sklepów” mówisz, ale jeśli to 101win.pl, to popełnił on tyle szkolnych błędów, że w ogóle mnie nie dziwi, że zmienia działalność. Ale dziwi mnie to, że tak doświadczona osoba jak Ty może taki sklep uważać za „jeden z lepszych”. To że miewał sporo ciekawych butelek dla pasjonatów w dobrych cenach, to jeszcze nie wystarcza na takie określenie. Pomijając już stronkę, mikre ilości w magazynie i częste trudności z kupowaniem, to sam przecież piszesz „Dlatego musiał podnieść ceny, żeby móc je znowu obniżyć. Ofiarą padł konsument. Jeśli bowiem nie był akademikiem, tylko naiwnie wchodził do sklepu i płacił za flaszkę, przepłacał ok. 50%.” – czy to jest standard „jednego z lepszych sklepów”?
Notabene ofiarą takiego ruchu stał się od razu sam mały przedsiębiorca, który powinien systematycznie budować zaufanie. Trzeba mieć specyficzną bazę klientów jaką ma na przykład LPdV by oferować Volpaia CC za 117zł, które w Niemczech i Włoszech sprzedają po mniej niż 12 euro.
Co trzeba sądzić o swoich klientach lub jak wysokie mniemanie trzeba mieć o sobie jeśli podstawowe Chianti Classico oferuje się za 103zł? I do tego reklamowało się to kiedyś w MW chyba?
Jakie standardy chcesz widzieć w Polsce? Czy naprawdę macie tak niskie zdanie na temat polskich konsumentów? Pan Marek niewątpliwie wykonał wiele dobrej roboty, na pewno z pasji i na pewno przyczynił się do popularyzacji win i pokazał, że nie musi być bardzo drogo, ale to niestety nadal za mało by osiągnąć trwały sukces w biznesie. Życzę mu powodzenia – po paru zmianach w podejściu może osiągnąć na pewno sukces, zwłaszcza że wielu ludzi lubi ten sklep.
Ale czy to konsument ma łożyć swoje ciężko zarobione pieniądze na dziwaczne eksperymenty w sprzedaży? Niezależnie czy wydaje 40tys rocznie czy tylko 400.
Drogi Macieju… czy z korkami teraz idzie Ci dobrze? 🙂
Witaj Mario! Ostatnio fantastycznie, zadnych problemow:-)
@Cerretalto: tak, uważam że 101win.pl było jednym z lepszych sklepów w Polsce ze względu na wybór i (w pierwszej fazie działalności) ceny. Pomimo słabej obsługi klienta, słabej strony www. I nie miewał tylko ciekawych butelek dla pasjonatów. Dobre wina codzienne dla szerszej publiczności też się tam pojawiały, m.in. z Hiszpanii.
Zgadzam się z Tobą, że ruchy cenowe z Fontodi Chianti czy wspominanym przeze mnie Selbach-Oster Kabinett były skandaliczne i że to wyalienowało klientów. Może i to były „szkolne błędy” jak piszesz, zresztą w moim tekście nie odbrązawiałem 101win.pl i wprost pisałem o tym, że te ruchy cenowe były bez sensu. Wskazałem tylko że tacy mali ambitni importerzy mają problemy z przebiciem się do świadomości tych co wydają dużo na wino. Może mają słabe biznesplany, może nie umieją komunikować się z klientami, a może też i dlatego, że amatorzy burgundów i Brunello znają na pamięć cenniki wszystkich sklepów w Niemczech i we Włoszech, a czasem nie wiedzą, co można kupić na Krakowskim Przedmieściu.
Na pamięć to się raczej nie zna cenników. Po prostu idzie się do sklepu, wybiera się butelki, czasem tylko sprawdza się cenę, bo jeśli wierzy się w to, że sprzedawca zna swój fach, to po co sprawdzać każdą butelkę? No a tu takie jedno Fontodi CC może wywrócić całą konstrukcję :). I nie o to chodzi, że marża jest za duża, bo mnie to w ogóle nie interesuje kto ile zarabia, ale skoro jedna ważna butelka (jedyne chyba Chianti Classico w całej ofercie) jest 60% droższa niż gdzie indziej, to może sprzedawca ma w ogóle trudności ze swoimi dostawcami?
Inny problem na naszym rynku może być taki, że sprzedawca zamiast nosić głowę wysoko powinien po prostu szukać, zachęcać i edukować klientów. A nie odwrotnie. Także w tym, że wina to nie punkty a dodatek do jedzenia, mówiąc w skrócie.
Ja też myślę, że to nie kilkunastu pasjonatów uratuje takie sklepy, ale jeśli już, to szersza grupa osób, która chce coś wypić do obiadu smacznego. Teza, że import bagażnikowy je zabija jest chyba trochę dyskusyjna. To jest zjawisko, które jest w każdej branży. Pojechałem do Włoch, przywiozłem parmezan 🙂
Nie mówiąc już o tym, że zawsze mówiło się „załóż sklep w internecie, będziesz handlował z całym światem”. Ale ma to też oznacza „będziesz konkurował z całym światem”.
Łatwiej jest wskazać palcem na maniaka, który przywozi bagażnik wina, ale nie wiem, czy to są właśnie te rezerwy popytu, którego brakuje na rynku. Długa, bardzo długa droga przed nami (to refleksje po wczorajszej imprezie rodzinnej, niepijalny czilijczyk, potencjalnie pijalny sauvblanc w 22 stopniach) + pani „mnie winka nie polewaj, aż taką damą nie jestem, żeby wytrawne pić”. Klasa średnia mało pije wina, jak pije to aspiracyjne nowoświatowe. Samo pojawienie się wina jest czasem wydarzeniem, nawet ma znamiona masochizmu pewnego (nikomu szczególnie nie smakuje – bo albo i kiepskie albo nikt nie lubi, najczęściej i to i to – no ale wypada, jak jest uroczystość, to jakby się piwa do kiełbaski nie napić). Tu są rezerwy. I ci ludzie nie będą znali cenników w DE.
I możecie się śmiać, ale chyba lepszą robotę robi to 6win niż 101win. Wg. mnie jedyną opcją dla takiego sklepu, który ma działać tylko w necie jest afiliacja z dużymi graczami, którzy zapewnią i dopływ ruchu i możliwości edukowania klientów.
Marcin, pełna zgoda co do tego, że „długa droga przed nami”. Mamy smak nastawiony bardziej na piwo czy półsłodkie niż na wytrawne. I jedyna naturalna droga dla istotnego powiększenia „bazy”, to popularyzowanie picia win do jedzenia a nie 2 godziny po nim. Co ma tę dodatkową zaletę, że do jedzenia łatwiej akceptujemy słabsze czy tańsze wina.
Znalezione przed chwilą w jednym ze sklepów internetowych:
1.My nie reklamujemy, że mamy ceny jak w Europie – my po prostu sprzedajemy wina w cenach z winotek europejskich. Możesz sprawdzić nas i wyszukaj nasze wina w największej i najlepszej wyszukiwarce winiarskiej na świecie: http://www.wine-searcher.com.
[…]
3.Mamy ceny podobne jak w uznanych i dobrych winotekach w Europie i na Świecie. Własny import, cena z winoteki powiększona jedynie o akcyzę, VAT i koszt transportu do Polski.
Czyli sklep buduje zaufanie jak z tym telewizorem droższym o vat, o którym pisałem. No chyba że sami nie przeczytali co napisali…
przypatruję się Waszej dyskusji, Panowie i muszę dodać coś od siebie, jako amator ;-).
Rezerwy o których piszecie są bardzo duże – w Polsce kultura picia wina dopiero się rodzi, ale rodzi się w bólach. Wino konkuruje z wódką (dziwne ale prawdziwe), przegrywa z piwem, a przecież to całkowicie inny kaliber. Tyle, że ludzie wiedzą jak i kiedy pić wódkę czy piwo. Wiedzą kiedy schłodzić, kiedy dolać soku, czym zagryźć. Brzmi to śmiesznie, ale tak to wygląda. A wino? Pośród Was jest kilku ludzi, którzy potrafią ocenić wino na podstawie kilku jego składowych. Ile takich osób jest w Polsce? Czy osoby te stanowią dużą grupę konsumencką? Nie. A gdzie mają się uczyć pozostałe? Tutaj mogę wspomnieć, że blogi takie jak ten, robią kawał doskonałej roboty. Zamiast taniego marketingu można poczytać o winach, poznać sporo wiedzy na ich temat. Ale problem jest ciągle jeden: w przeciwieństwie do wódki czy piwa, wino trzeba się uczyć jak pić. Ten trunek trochę wymaga. Ale to dobrze! W końcu wino musi mieć pewien rytuał, choćby zminimalizowany. Jeśli ludzie będą w stanie względnie łatwo dowiedzieć się jakie wino jest dobre a jakie nie, to i wzrośnie popularność tego trunku. Obecnie wygląda to tak, że każdy ma w barku jakąś tam butelkę śmierdzącego siarką sikacza i na podstawie jego smaku (czy też braku smaku) ocenia cały gatunek. A kto ma właściciela siarki wyprowadzić z błędu? To jest problem który blokuje rezerwy… Tak zdaniem amatora o bardzo skromnej wiedzy teoretycznej, trochę większej praktycznej (ale i tak za małej…)
Onibe, edukacja ważna rzecz. Na naszym przykładzie Ci podam. W Polsce mało są jeszcze popularne wina w Bag in Box (ostatnio w na stronie Magazynu Wino był artykuł). Ludzie wchodzili do sklepu, patrzyli, „e, wina z kartonu pił nie będę-jest niedobre”. Ale wystarczyło kilka małych degustacji i okazywało się, że wino bardzo dobre, cena też odpowiednia i…. przez całe lato stali odbiorcy, bo jeden BiB był spożytkowany przy grilu, w szerszym towarzystwie. Zamiast, lub obok piwka. Wiadomo, nie jest to Brunello, tylko toskańskie IGT, ale ci sami klienci sięgają po wina w butelkach, coraz odważniej eksperymentując z ceną i wytrawnością.
Edukacja-ważna rzecz!
Onibe, ja też jestem kompletny amator i nie wstyd mi z tego powodu :). To prawda co piszesz, rezerwy są naprawdę duże, zwłaszcza że wielu inteligentnych ludzi chce poznać lepiej wina.
Część takich możliwości potrafią skutecznie wykorzystać Biedronki czy Leklerki.
Część potrafią wykorzystać dobrzy sprzedawcy, którzy doskonale wiedzą, że nie mogą mierzyć klientów miarką swojego, często bogatego, doświadczenia, ale najpierw starają się go poznać, bo wiedzą, że najlepiej mieć stałych, wiernych klientów. Pewnie lepiej jak sklep jest rodzinny niż sieciowy, ale wszystko i tak zależy od samego sprzedawcy.
Część potrafią świetnie zagospodarować wyspecjalizowane i doskonale zorganizowane sklepy internetowe, które na codzień analizują sytuację na rynku i dostosowują się kiedy trzeba. Także z cenami. Bo oni też wiedzą, że lepiej mieć stałych klientów niż pieprzyć się na okrągło z nowymi klientami wątpiącymi we wszystko z wyjątkiem własnej wiedzy. Nie znam takiego sklepu w Polsce.
Na bardziej doświadczonych ci inteligentni ludzie często nie bardzo mogą liczyć bo „znawcy” zbyt często za wysoko orbitują. Jeśli inteligentny człowiek nie rozumie dzielenia włosa na czworo, zwłaszcza z tym co udało się jakimś cudem „znawcy” wywąchać, to omija cały temat. Szerokim łukiem, zwłaszcza że w krajach winiarskich często dostaje dzban czegoś niezłego za parę euro i po prostu z radością popija wino do kolacji przy ciekawych rozmowach.
@Cerretalto: „Nie znam takiego sklepu w Polsce” – wydaje mi się że dobrą, konsekwentną pracę robi Wina.pl.
A wszystkim dziękuję za ciekawą dyskusję. W ramach dalszego wkładania kija w mrowisko opublikowałem kolejny tekst o Centrum Wina.
Drodzy Państwo!
Nie do końca rozumiem ciągłe zaglądanie importerom do kieszeni. A to że drogo, a to że mają złodziejskie marże, a to że klientów nie szanują, itd. (nawiązuję do poprzednich wątków w tym temacie). A przecież mamy wolny rynek. Jeśli uważają nas za idiotów to przecież nie będziemy tam kupować i prędzej czy później wyginą – i dobrze! A my dostaniemy nasze ulubione butelki podczas wyjazdów „na zachód”.
Osobiście mam szczęście, gdyż przywożę sobie wino ze Słowenii, bo i tak w PL niewielę mogę kupić z tego kraju. Jak zabraknie to od biedy Dveri Pax zostaje z Winomana.
A w kwestii Open Famili Day to przychylam się do wypowiedzi Marcina Jagodzinskiego z dyskusji. Niestety w dużej części nie była to klasa średnia a zwykli barbarzyńcy. Nie mówię tu tylko o zachowaniach konsupcyjnych, ale ogólnie o kondycji naszego społeczeństwa. Jeśli kogoś stać na btl wina to jeszcze nie znaczy, że to klasa średnia. Trzeba jeszcze coś sobą reprezentować poza złotą kartą kredytową rozdawaną przez citi. Może warto książkę czasem przeczytać i ją zrozumieć. Może warto w kulturze uczestniczyć, muzyki ambitnej posłuchać, muzeum lub galerię odwiedzić i zrozumieć przekaz, bo oprócz dobrze podanego wina to kultury ludzkiej przeważnie tam brakowało.
Drogi Czytelniku, a przeprowadzałeś na Open Family Day jakiś egzamin z przeczytanych książek i odwiedzonych galerii, że tak ostro atakujesz? Ja tam spotkałem co najmniej kilkanaście znajomych osób, który „kultura ludzka” nie ulega kwestii. Ponadto chodzenie do teatru nie jest warunkiem picia wina, i to nawet ze znawstwem. W innym razie mało by się tego wina piło, nie tylko w Polsce.
Drogi Czytelniku, nie byłem na imprezie CW, ale podzielam wypowiedź Wojtka co do wydawania tak szybkich i zapewne bardzo pochopnych ocen. Uważam też za nadużycie formuły typu „kultura” czy „muzyka ambitna”, zwłaszcza jeśli prowadzą głównie do tego by wykazać jakąś swoją „lepszość” czy „barbarzyństwo” innych. No ale dobrze przynajmniej, że nie żądasz by przed podaniem kieliszka sprawdzano certyfikat „kulturalności” :).
Co do zaglądania importerom do kieszeni to żaden z nas tego nie zrobił – osobiście porównuję ceny detaliczne tam i tu i łatwo to znajdziesz powyżej. A wolny rynek polega właśnie na tym, że jak coś uznam za zbyt drogie tu to kupuję tam. Wydaje się to takie proste a jednak nie jest…
Wojtku, co do Wina.pl – zgoda, starają się. Poniższe piszę nie w sensie krytki czyjegoś biznesu (101win.pl też nie krytykowałam publicznie wcześniej), ale w sensie komentarza kogoś kto ma trudności ze zrozumieniem paru kwestii:
1) Nie mają Chianti Classico poniżej 50zł (najtańsze jest za 79zł), mają Dolcetto i Rioja za 45zł i reklamują choć nie mają Beaujolais za 52zł, niestety z prehistorii czyli z 2002. Wymieniam tylko to co znalazłem po paru kliknięciach, ale ogólnie piję do tego, że każdy sklep powinien mieć dobrą ofertę na charakterystyczne wina z ważnych regionów. Opinię czy są wystarczająco typowe dla regionu pozostawiam Tobie i innym z szerokim doświadczeniem.
2) Jeśli dają kupon na 10% rabatu bylekomu za wpisanie się na listę swoich miłośników w fb, a jednocześnie oferują tym pracowicie kupującym zaledwie 7% po przekroczeniu 4000zł łącznej kwoty zakupów, to preferują pewnie świat wirtualny. Więc czemu traktować ich realnie?
@Cerretalto: Nie rozumiem, dlaczego jakość importera sprowadzasz do systemu rabatów. To jest to błędne koło, o którym dyskutowaliśmy przy okazji 101win.pl. W przypadku Wina.pl do szczęścia wystarczy mi świetny, przemyślany wybór win (wspomnę o licznych winach niszowych niewidocznych w internecie, a dostępnych w katalogu „koneserskim”), bardzo dobry serwis, świetna strona www, rozsądne (nie jakoś rekordowo niskie, ale właśnie racjonalne) ceny. I doprawdy nie baczę na to, czy dostanę 7, 10 czy 12% zniżki.
Wojtku, jak długie i złożone disklejmery powinienem dawać przy każdej swojej wypowiedzi skoro potrafisz napisać, że „jakość importera sprowadzasz do systemu rabatów”? Dałeś przykład sklepu a ja pozwoliłem sobie na krótki komentarz, mało związany z samą wysokością rabatów.
Jestem konsumentem, nie jestem związany z branżą i mam chyba prawo wyrażać swoje opinie odnosząc się do jakiejś średniej europejskiej. Po prostu uważam, że lepiej jeśli „początkujący” konsumenci będą kształcić swoje upodobania przez typowe wina w charakterystycznych regionach. A nie przez punkty, medale, oceny, nalepki itp.
Chianti Classico to może przykład tendencyjny, ale kuchnia włoska jest w Polsce bardzo popularna. Nie zaglądam nikomu do kieszeni, ale chodzi o to że w Europie daje się łatwo kupić niezłe CC nawet po 8-9 euro. Nie jest to klasa Volpaia (~12 euro, patrz wyżej) czy Isole e Olena (~16 euro, w bardzo dobrej cenie 72zł w Enotece Polskiej), ale przecież jakieś pojęcie daje. A tu są spore rezerwy dla sprzedawców. Czyż nie?
Widać każdy inaczej postrzega klase średnią. Przepraszam jeśli poczuliście się urażeni. Każdy ma swoje doświadczenia. Mi się nie podobało bo doświadczyłem chamstwa. Stąd, dla niektórych, krzywdzące słowa. Przykro mi ale to kwestia indywidualnego postrzeżenia.
W kwestii istoty klasy średniej i jej „obowiązków” to rzecz akademicka, aby dać jej określenie i wyznaczniki. Nie atakuję tu grup ludzi – wiesz, ja ze swoimi przyjaciółmi też czuję się dobrze.
Wina.pl jednak mnie nie zachwyciły cenami ( tu zastrzegam jednak, że kupiłem u nich ni jednej butelki).
Przykład:
http://www.wina.pl/search.php?keyword=&type=&country=&vineyard=1089&productType=1&x=52&y=10
http://www.wina.pl/search.php?keyword=&type=&country=&vineyard=531&productType=1&x=50&y=7
http://www.wina.pl/search.php?keyword=&type=&country=&vineyard=1062&productType=1&x=51&y=5
http://www.wina.pl/search.php?keyword=&type=&country=&vineyard=521&productType=1&x=40&y=7
Te wina można dostać taniej poza internetem. Ale ciekawa oferta, ambitna w niekturych punktach. Respect.
2 rzeczy a propos wina.pl:
1. Koszyk się opróżnia po wyjściu ze strony (ja dość często go zapełniam w ciągu kilku sesji, a nie od razu).
2. Reklamy. WTF? 8 zł dziennie? Wina po kilka stów i jakieś można obok jakiś banerek wykupić za cenę jabola? Albo reklamy od Google’a? Przecież to są groszowe sprawy, zarobek żaden…
Marcinie, nr 1 popieram, to zniechęca, natomiast nr 2 to dla mnie taki sam argument jak to, czy dostanę tam 7, czy 10% rabatu. Jako konsumenta kompletnie mnie nie obchodzi, jakie reklamy się tam wyświetlają (zwłaszcza że mam AdBlocka). Ważne są wina, ich wybór i ceny.
No, to jest drobiazg oczywiście, ale dziwactwo. Jeszcze pkt. 3, niestety rozpowszechniony nie tylko tam (101 jest mistrzem tutaj): po co pokazywać wina, których nie ma?
A propos cen dobrych, podstawowych win Chianti Classico i Chianti w ogole. Cerretalto wspomnial o popularnosci wloskiej kuchni w Polsce.Pamietajmy, ze swiatowa popularnosc wloskiego jedzenia stala sie dobrodziejstwem, a zarazem przeklenstwem dla tego najslynniejszego wloskiego wina. Owszem, zdobylo swiatowa slawe, ale jego ceny wzrosly niestety nieproporcjonalnie do jakosci. Tak bylo jeszcze przed kilku laty. Teraz, w czasach kryzysu, toskanscy producenci dwoja sie i troja: podnosza nieustannie jego jakosc, a rownoczesnie rynek zmusza ich do wielkich obnizek cen. Ceny sprzed 3-4 lat sa dzis dla nich nieosiagalne. Przyzwoite Chianti Classico dostaje sie dzis we Wloszech za grubo ponizej 10 Euro. To we Wloszech – u nas, jak widac, obowiazuja standardy sprzed kilku lat, tak jakby importerzy udawali, ze nic sie nie wydarzylo. Efekt: wloscy producenci nie wiedza juz gdzie magazynowac swoje wina a przyslowiowy pies z kulawa noga nie chce spojrzec nawet na ich drastycznie odchudzone cenniki. Nie kierujmy sie cenami oficjalnymi, bo nie maja one nic wspolnego z tymi, jakie w ostatecznosci placiliby importerzy gdyby chcialo sie im (i oplacalo) handlowac tymi winami w Polsce. W szczegolnie trudnej sytuacji sa mniej znani producenci (nie wspomne tu nawet o innych Chianti: Colli Senesi, Colli Fiorentini czy Colline Pisane, ktorych przyzwoite wina sprzedaje sie we wloskim detalu za mniej niz 5 Euro). To swietne wina do wloskiej kuchni, znakomicie nadajace sie tez do naszych rodzimych potraw. A przy tym moglyby byc sprzedawane za dostepne „dla szerokich mas” pieniadze. Chwala temu z polskich importerow, ktory raczy sie w koncu powaznie zajac tymi winami!
@Kasia: dodam że problem spadku cen dotyczy też takich win jak Vino Nobile czy Brunello. Brunello w pewnym momencie chodziło w hurcie po 3 EUR/litr. Stąd się potem biorą te „okazje” w Biedronce itp. Ale masz racje Kasiu że najgorzej to wygląda dla Chianti DOCG z uwagi na wielkość produkcji. Dodam że te problemy są pochodną tego, że gros tych win ongiś szło na eksport m.in. do USA. Tamtejszy rynek kompletnie się dla win z Toskanii załamał z uwagi na kryzys amerykańskiej gospodarki, bardzo silne (przez jakiś czas) euro do $ oraz skandale m.in. w Brunello.