Przypadki chodzą po ludziach. Zaalarmowany przez kilkoro miłych Czytelników o kolejnych zmianach w ursynowskim Leclerku w te pędy poleciałem sprawdzić na własne oczy. Natknąłem się na miłego p. Jean-Stéphane’a Robineta, od lat wprowadzającego na polski rynek dobre wina francuskie, a za jego pośrednictwem na Jean-Philippe’a Magré i Yanna Barreila, prezesa i dyrektora Leclerka. Od słowa do słowa urodziła się z tego degustacja dla dziennikarzy i blogerów, w której udział wzięli także Magazyn Wino, Sstarwines, Viniculture i Enomen.
A naprawdę jest o czym pisać, bo 20 metrów obok swojego stałego – świetnego – stoiska z winem Leclerc otworzył „Ekskluzywne Targi Winiarskie”, czyli odpowiednik foire aux vins, kiermaszów wina organizowanych każdej jesieni przez francuskie supermarkety. Jak mówi J.-Ph. Magré:
Od lat próbujemy poszerzyć asortyment, naszym celem jest rozwój polskiego rynku nie tylko w wąskim segmencie eksperckim, lecz pokazanie, że i tańsze, masowe produkty mogą być naprawdę dobrej jakości. „Targi winiarskie” to dla nas wielka premiera, by po raz pierwszy pokazać kilka zupełnie nieznanych w Polsce regionów winiarskich Francji.
Spośród najpopularniejszych win we francuskich oddziałach Leclerka wybrano ok. 200 etykiet, załadowano na TIR-a i rzucono na ursynowskie półki. W ten sposób powstał najszerszy w Polsce wybór Bordeaux – od prostych AOC i Supérieur poniżej 20 zł aż po grands crus classés w niezłych cenach. W tej ostatniej kategorii zwracam uwagę m.in. na Château La Louvière (117 zł) i Smith-Haut-Lafitte (299 zł) oraz magnum Château Gloria i La Tour Carnet (oba <400 zł) – wszystkie z rocznika 2008 uchodzącego za najlepszy obecnie zakup bordoski do picia dziś i za dekadę. Pojawiło się także kilka głośnych win z medialnego 2009, m.in. Château Poujeaux, pewniak za 146 zł.
Równie ciekawe są jednak wina w cenach „codziennych”. Np. spory wybór musujących crémants z Alzacji, Loary, Burgundii, a nawet Bordeaux od 32 zł, duży wybór Alzacji (ponoć świetnie się sprzedającej) czy odważny desant półkowy z Sabaudii – pięć etykiet z tego kompletnie nieznanego w Polsce regionu to istne trzęsienie ziemi, zwłaszcza że ceny przyjazne (od 32 zł), a wina, jak wiadomo, wymarzone do jedzenia.
18 win odkorkowanych dla blogerskiej braci przez Leclerka wypadło bardzo dobrze. Właściwie tylko jedno – przebeczkowane i gorzkie Coteaux du Languedoc Devois des Agneaux d’Aumelasze stajni Jeanjean – nie zasługiwało na polecenie. Mam wątpliwości co do niektórych tanich Bordeaux z rocznika 2009, nazbyt dla mnie płaskich, przegrzanych i mało typowych (zwłaszcza 100% Merlot Château Cantelaudette), ale te same cechy mogą je uczynić strawniejszymi dla konsumentów wychowanych na Chile i nieobeznanych z chropawym garbnikiem klasyczniejszego Bordeaux.
Łatwiej byłoby wskazać wina bardzo przekonujące. Hitem cenowym jest z pewnością Château des Adouzes Faugères 2009 – kawał śródziemnomorskiego owocu i pieprznego autentyzmu za jedyne 28 zł. Czystością, dynamizmem i pełnią owocu urzekło mnie Domaine Bertrand Beaujolais-Villages Nouveau 2011 – takie nouveau chętnie piłbym co rok i nie musiałbym odgrzebywać z archiwum starych dowcipasów o tym, że w święto Beaujolais najlepiej pić wino z poprzedniego roku (19 zł). Za 28,39 zł z pewnością nowych konsumentów dla Burgundii zjedna Maurice Michel Bourgogne 2009, Pinot Noir co prawda nieco ciepły i bogaty, no ale gorący rocznik 2009 to 2009, a wino jest owocowe, atrakcyjne, krągłe i smaczne.
Najlepszym z próbowanych przez nas win białych było Domaine de l’Angelier Muscadet sur-lie 2010, dowód (jeśli go kto potrzebował), że Muscadet to najbardziej niedoceniana apelacja i źródło fantastycznie pijalnych, idealnych do jedzenia win po 24 zł. Pozytywnie zaskoczyło mnie Albert Schoech Alsace Riesling 2009. Supermarketowej Alzacji zwykle unikam – jest albo mdła i żadnawa, albo za droga. To wino (tu z kolei 2009 zaważył na plus) jest bogate, kwiatowe, typowe dla regionu, ale też zdrowo kwasowe i mineralne. Za 32 zł to naprawdę świetna butelka. Wyróżniło się także Domaine La Cabanette Tavel 2010, wino różowe wystarczająco pełne i mocne, by je podać do polskiej Wigilii. 36 zł za Tavel to naprawdę okazja.
Spróbowaliśmy tylko małego wycinka oferty Leclerka, a sądząc po wynikach, lwia część z 200 etykiet jest godna polecenia. „Targi winiarskie” w Leclerku na Ursynowie będą trwały do Świąt. W dodatku na miejscu jest „sommelier”, czyli winiarski doradca, który wyjaśni różnice między Montravel i Haut-Montravel albo do czego pić Bonnezeaux. No i co na to Biedronka?
Wraz z innymi blogerami degustowałem na zaproszenie Leclerc Ursynów.
@”No i co na to Biedronka?”
Chyba nic. Jak niby miałoby Jeronimo reagować na jeden sklep w Polsce, kiedy mają już 1800 swoich i do wszystkich kupują (biorą z oferty „matki”) razem? Mam wrażenie, że wiele osób myli Leclerca z dużymi sieciami francuskimi. To niestety jest tylko jeden sklep… Leclerc nie posiada swoich sklepów i fajnie że na Ursynowie się tak trafiło sąsiadom. Poszczególne Leclerki to samodzielne przedsięwzięcia i zdaje się że w kwestii wina mają wolną rękę. To trochę tak jak „Muszkieterzy”. Pamiętam że jakieś 12 lat temu jakiś Leclerc w wawie też odstawał z ofertą winną (i nie tylko) od średniej warszawskiej. Fajnie by było, gdyby ten akurat właściciel sklepu otworzył jeszcze ze 100 sklepów w różnych miejscach. Na razie to Biedrona może zrobić sobie niedbałe „pfff”.
Teraz to już naprawdę żałuję, iż nie było możliwości dojechać. Może uda się następnym razem! Ale swoją drogą, w Poznaniu w Leclercu też mogliby czasem zorganizować coś w tym stylu (albo chociaż odrobinę zbliżonego) ;p
@GP: oczywiście półżartem odbiłem piłeczkę w stronę Biedronki. Z drugiej strony ten jeden Leclerc na Ursynowie sprzedaje tyle wina ile 50, a może nawet 100 Biedronek. Po 18 w normalnym dziale z winem trzeba się przeciskać wśród ciżby.
No i nie jest tak że tylko w 1 Leclerku są dobre wina. W innych w Wwie – Al. Jerozolimskie i Bemowo – pokrywa się jakieś 30%. Były podobne Beaujolais z kolorowymi etykietami, Cahors, bdb Bordeaux za 16 zł. (Co prawda wszystkie opisane w tym poście wina są tylko na Ursynowie). Może się okazać w jakiejś chwili że inne Leclerki będą brały wino z Ursynowa. I wtedy Biedrony „pfff” może być trochę za mało 🙂
Muscadet też chyba jest w szerszej dystrybucji (nie wiem, czy ten, ale jest tam jeszcze jeden w zbliżonej cenie i jakości). Z tą wolną ręką to jakaś skomplikowana sprawa, ale nie wnikałem, bo niby mają wolną rękę, ale jednak sporo win sprowadza dla nich MJA.
Mogę też przysiąc, że kiedyś widziałem wino, które było sprzedawane wyłącznie w Leclercu i… Auchan.
Podział między 1) stoiskiem sezonowym / 2) stoiskiem stałym / 3) resztą leclerców jest bardzo złożoną sprawą na stoisku sezonowym jest jakaś landwedocja za 9,99 ale dla Crozes-Hermitage zabrakło miejsca.
Natomiast boję się, że niedostateczna edukacja wpłynie na niedostateczną sprzedaż i kiedyś ktoś powie, że jednak stoisko z fajerwerkami przynosi więcej przychodów. Ja sobie wracam do domu i doczytuję, co to jest Clairette de Die czy Côtes du Marmandais, no ale to ja. Przeciętny Kowalski postoi, politeruje trudne słowa na etykiecie i pójdzie po Carlo Rossi, jak polska wycieczka do McDonaldsa w Paryżu w obawie, że ją ktoś żabami i ślimakami nakarmi podstępnie.
@WB: Jako żart to odebrałem. Gdzieś już kiedyś wspominałem, że Biedra wcale nie odnosi jakiegoś znaczącego sukcesu w kwestii win. To dostępność i wielkość sieci (nieporównywalna do żadnej innej) działa na ich korzyść. Wybór win jest przecież marny, a jak się okazuje od momentu jak Auchan sam zaczął ściągać „Porugalię” ceny są po prostu normalne dla tych win.
„Pfff” to żartobliwy komentarz jedynie, choć do całkiem istotnej sprawy w kontekście oddziaływania oferty Leclerca na konkurencję. Otóż jeśli nawet w Warszawie może mieć to jakieś znaczenie, to już niekoniecznie gdziekolwiek indziej. Przyczyna jest prozaiczna: w całej Polsce pod szyldem Leclerka działa jakieś 40 sklepów (blisko 50 razy mniej niż Biedry), z których sporo mieści się w uroczych miastach jak Kłodzko albo Śrem. Trudno sobie wyobrazić bardziej samobójczą decyzję biznesową niż zaoferowanie wyboru win z Ursynowa w sklepie o powierzchni 1000 m2, na przykład w Wodzisławiu Śląskim. W aglomeracji poznańskiej (coś około 850’000 mieszkańców) jest jeden malutki sklepik Leclerc szukający niszy wśród dyskontów i oferujący parking na 80 aut (poważnie!). W całym województwie wielkopolskim (3’600’000 ludu) są chyba 3 sklepy Leclerca o łącznej powierzchni tego z Ursynowa. Do każdego z nich większość potencjalnych klientów ma minimum 60-70 km (zakładam że zdajesz sobie sprawę ile dzieli klienta od statystycznej Biedry). To w Wlkp pewnie ponad 100 razy mniej punktów sprzedaży niż Biedra. Stąd ich „pfff” może pozostać w mocy nawet jakby wszystkie Leclerki poszły w ślady opisywanego przez Ciebie. Czy nam się to podoba czy nie (mi nie!), to musimy się pogodzić że to Biedra obecnie ma realną siłę kształtowania masowych gustów winiarskich w Polsce, a nie ursynowski Leclerc (ubolewam, że tu takiego nie mamy).
Nie twierdzę, że Leclerc będzie docelowo konkurował z Biedronką. Widać gołym okiem że celuje w inną galaktykę. Z drugiej strony jednak to Biedronka bije ostatnio pianę Cháteauneuf i Chablis czyli winami spoza swojego emploi.
A co do Twoich wyliczeń, ile wina sprzedaje się w woj. wielkopolskim? Podejrzewam że trzy albo cztey razy mniej niż w Warszawie. Nie byłbym zdziwiony gdyby jeden ursynowski Leclerc pod względem obrotów na winie plasował się na poznańskim podium?
@ Marcin. MJA jest jedynie pośrednikiem, bo ma papiery na sprowadzanie wina do Polski. W przypadku ursynowskiego Leclerca importuje po prostu te butelki, które wskaże francuski management sklepu.
@”A co do Twoich wyliczeń, ile wina sprzedaje się w woj. wielkopolskim?”
A to ma jakiś związek z moim komentarzem dotyczącym Biedronkowego „pfff”? Ja związku nie odnajduję i sprecyzowałem to w drugim komentarzu. Wyjaśniłem co miałem na myśli.
@”Podejrzewam że trzy albo cztey razy mniej niż w Warszawie”
Wartościowo to pewnie nawet większa jest różnica. Co do ilościowej różnicy to jednak wątpię bardzo. Musiałoby to oznaczać że STATYSTYCZNY mieszkaniec stolicy wypija ponad 8 krotnie więcej wina. Do tak nieprawdopodobnych wyników mogłyby mnie przekonać jedynie jakieś metodologicznie poprawne badania.
@”Nie byłbym zdziwiony gdyby jeden ursynowski Leclerc pod względem obrotów na winie plasował się na poznańskim podium?”
Też bym nie był zdziwiony. Powiem więcej: nie byłbym zdziwiony gdyby okazało się że Biedronki średnio w Warszawie sprzedają wielokrotnie więcej od tych w Poznaniu. Przy jakimkolwiek doświadczeniu (i zainteresowaniu) tematyką handlu spożywczego (i ogólnie szeroko pojętego FMCG) wiedziałbyś że jeden punkt sprzedaży (choćby najlepszy) ma niewielkie szanse sprzedawać więcej niż 50 (nawet słabych). Żeby zobrazować to bardziej przystępnie (i w dużym przybliżeniu) wyglądało by to tak: Taki jeden sklep musiałby w Warszawie sprzedawać codziennie ponad 4000 butelek wina (to 7 wysokich europalet i sporo powyżej 5 ton, jakby ktoś nie potrafił sobie wyobrazić) żeby chociaż zbliżyć się do wolumenu Biedronki; w Poznaniu żeby wyprzedzić Biedrę w objętości, to trzeba by coś pomiędzy 2000-2500 flaszek dzień w dzień sprzedać.
Tak jak pisałem, wcale mi to się to nie podoba że akurat Biedronka kształtuje w dużym stopniu masowy rynek wina, ale stawiając jakieś tezy trzeba mieć świadomość jak to realnie wygląda. Ja mam w miarę wiarygodny (jak mniemam) dostęp do danych sprzedaży JMD i trochę PiP. Nie mam takich informacji ani o żadnym z Leclerków ani na przykład Auchan (ten sprzedaje w Polsce chyba jednak więcej wina). Z tego co piszesz wynika że masz dosyć dokładne dane o sprzedaży tego konkretnego Leclerka na Ursynowie, więc może bez szczególnie wrażliwych danych wartościowych przytoczyłbyś choćby litraż? Gdyby te dane potwierdzały sugerowane przez Ciebie obroty, byłoby to zjawisko przełomowe na skalę wręcz światową: polski sklep z obrotami w okolicach miliona Euro miesięcznie na winie i to osiągniętymi dzięki wprowadzeniu niszowych apelacji i koneserskich etykiet. To robi duże wrażenie!
@GP, mam wrażenie że stosujesz znaną z TV strategię „wiem dużo, ale nie powiem”. Skoro masz „wiarygodny dostęp” do danych sprzedaży a innym zarzucasz brak znajomości tematyki, to po prostu podaj te dane. Inaczej brzmisz jak ci „eksperci” którzy wiedzą wszystko poza konkretami.
Leclerc do opisanych tu „targów winiarskich” sprowadził 20 tys. butelek wina a w drugim rzucie kolejne 10 tys. Jaka będzie sprzedaż, nie wiem, ale można sądzić że dyrekcja sklepu realistycznie oceniła własne możliwości sprzedaży.
@”to po prostu podaj te dane.”
Przecież podałem. Zbyt dokładnie nawet jak na tego typu dość wrażliwe dane.
@”mam wrażenie że stosujesz”
Gdybyś czytał komentarze nie musiałbyś „mieć wrażenia”. Wiedziałbyś że podałem liczby niemal wprost. Na brak chęci do czytania ze zrozumieniem nic nie poradzę.
@”Leclerc do opisanych tu „targów winiarskich” sprowadził 20 tys. butelek wina a w drugim rzucie kolejne 10 tys.”
Czyli gdyby miał zbliżyć się do sprzedaży Biedry w Wawie starczyłoby im tego wszystkiego na jakiś tydzień handlowania. To mniej niż roczna sprzedaż jednej tylko etykiety, w jednym sklepie specjalistycznym w Warszawie. W każdym razie tak pisałeś (zakładam że znasz te dane). Dobrze że coś drgnęło w takich kanałach dystrybucji, jednak podane liczby potwierdzają że nie ma najmniejszej szansy żeby te wina zaistniały w świadomości jakiegoś szerszego grona konsumentów. Niestety na razie tak to wygląda. 9 skrzynek jednego wina na stolicę dużego państwa w Europie to nie jest jakoś bardzo dużo, nie sądzisz?
„Targi winiarskie” w Leclerku trwają 1,5-2 miesiące. Oprócz tego jest normalne stoisko winiarskie z normalną ofertą. Statystyczna Biedronka sprzedaje miesięcznie ok. 1,5 tys. butelek. Nie pisałem przecież, że jeden Leclerc przebija Biedronkę jako sieć, tylko pojedynczy sklep.
[…] już opisali Wojtek z Marcinem zachęcając do obejrzenia oferty ursynowskiego marketu. Na miejscu byłem i ja, dlatego […]
Oj jak żałujemy że nie mogliśmy być…
Leclerc od dawna jest w planach do odwiedzenia przez ekipę http://dotrzechdych.pl ale jakoś nie po drodze…
Trzeba się więc wybrać. KONIECZNIE!
PS. Wojtku – dzięki za zaproszenie
Gabriel / http://dotrzechdych.pl
Drogi Wojtku, gratuluję tego postu oraz postu „Bordeaux 2009: sprawdzam” – oba bardzo przydatne i ciekawe.
Ale nie rozumiem „puszczenia” moim zdaniem reklamowego postu „dotrzechdych” – nie dość że nie byli i nie wypili a 3 razy wstawili link do siebie, to jeszcze uznali Barolo 2005 z Lidla za 27,99zł za dobre Barolo. Dla mnie to marne wino, podejrzana szczepologia i strasznie drapie w gardle. No są jakieś granice chyba, zwłaszcza że innym blogerom też to wino nie bardzo się podobało. Czy podzielasz zdanie dotrzechdych na temat tego wina, jego oceny i samego sposobu jego opisania, w którym sugerują zależność ocen od ceny w tak bezczelny sposób:
„Skąd wzięły się więc negatywne opinie o Barolo z Lidla? Podejrzewam, że z zestawienia marki z nieprzyzwoicie niską ceną. Jeżeli wino kosztuje normalnie około 100PLN, a w dyskoncie otrzymujemy butelkę za 27,99, to jak trunek może smakować dobrze? Cytując klasyków polskiego hip-hopu taniej znaczy gorzej, kupmy drożej. Może, gdyby nie myśleć o tym winie jako o tanim Barolo, ale jako po prostu o winie, oceny byłyby zupełnie inne?”
@Cerretalto, Barolo z Lidla nie piłem. Co do reszty masz rację – cytowana próbka prozy nie budzi mojego entuzjazmu. Z drugiej strony każdy ma prawo do swojego zdania. Analogiczne Barolo Morando z Biedronki za 29,99 zł, jak na mój gust odstręczające, chwalono na przykład na Sstarwines jako całkiem smaczne i typowe.
A kiedy piszesz o „zależności ocen od ceny”, to absolutnie uważam że ocena powinna brać pod uwagę cenę. Ocena powinna zawsze być kontekstowa. Nie ma czegoś takiego jak obiektywna ocena wina.
Mogłem chyba napisać jaśniej co sądzę o tym, że wg autora tej prozy ci co krytykują tę butelkę to ci, którzy lubią kupować drożej. Ale każdy uczy się całe życie… :). Bo z tym, że „Nie ma czegoś takiego jak obiektywna ocena wina.” i „każdy ma prawo do swojego zdania.” to ja się zgadzam od zawsze :). Kwestia tylko jakie są granice tej kontekstowości. Trudny temat.
Piszesz Wojtku, że: „Analogiczne Barolo Morando z Biedronki za 29,99 zł, jak na mój gust odstręczające, chwalono na przykład na Sstarwines jako całkiem smaczne i typowe.” Jeśli nie pamiętasz to najlepiej zacytuj. Ja zacytuję, nie SstarWines.pl, a Ciebie: „Niby te nuty zwiędłych kwiatów i przeleżałego dzika są typowe dla Barolo, niby wysoka kwasowość i chropawe garbniki są godne ze wzorcem metra…”. Co prawda dalej oceniasz je negatywnie „…ale całość skąpana jest w jakimś odstręczająco topornym, octowym sosie, a picie tej flaszki zamiast zmysłowego ma charakter wyłącznie sportowy: jest! Udało się wypić Barolo za jedyne 30 zł.” ale z typowością to Ty zacząłeś:-) Przy dyskusjach o winach z Biedronki i zdecydowanych sądach, należy pamiętać, że pijamy zwykle inne butelki win, a nasze opinie tylko czasem bywają zbieżne. Szczególnie, gdy stwierdzamy, że ktoś na pewno się myli, my nigdy. Moja ocena tego Barolo Morando 2005 szczególnie drugiego dnia była pozytywna: http://www.sstarwines.pl/wino10191 ale przyznaję, że wariacje przy różnych butelkach 2006 nieco zeźlić. 2005 próbowałem tylko raz.
Uderz w stół a nożyce się odezwą, Sstarze. Nie pisałem nigdzie że „ktoś na pewno się myli”. Wskazywałem tylko że o winie moim zdaniem na granicy pijalności „ktoś” na pewnej stronie pisał: „Zapach fajny, a w smaku? Też dobrze… ładnie wtopiona w całość, ładnie ułożone taniny. Ten egzemplarz pokazuje czym może być dojrzałe Barolo… Jednym słowem sześć plus!”. Nie wynika z tego nic poza tym, że mamy zupełnie inny gust.
Beaujolais Nouveau – dlaczego właściwie beaujolais ma tak krótki tzw. termin ważności/przydatności do spożycia? nie jest jakoś utrwalane?w zasadzie nie potrafię odnaleźć technicznej przyczyny tego stanu rzeczy – przeto niektóre „zlewki” marketowe wytrzymują rok-dwa-trzy…
kindofpaul: osobiście sprowadzam wina Świętomarcińskie z Moraw to wina młode i świeże zabutelkowane kilka tygodni po winobraniu, zawsze polecam klientom żeby butelkę spożyli przed Wielkanocami. Ma to związek z dojrzewaniem wina co ma wpływ na smak i zapach. Wina młode są najlepsze w pierwszych tygodniach po zabutelkowaniu, świeże owocowe później dojrzewają w butelkach no i tracą swój charakter…:)