Rok 2011 skończy się za parę wystrzałów szampana. Dziękuję wszystkim z Państwa, którzy byli ze mną przez ostatnie miesiące i wiernie lub z rzadka, zgadzając się ze mną lub wręcz przeciwnie, odwiedzali skromny blog o winie.
Na blogu piszę w zasadzie o swoich subiektywnych odczuciach i kontrowersyjnych opiniach, lecz – zwłaszcza dzięki Państwa komentarzom, za które podwójnie dziękuję – udaje się tu niekiedy zdziałać coś w sferze publicznej, jak w sprawie polskiego wina.
Pozdrawiam wszystkich z Państwa, których udało mi się spotkać w realu. Dziękuję za słowa zachęty, solidarności, a także krytyki. Krytykowany krytyk uczy się empatii, a to bezcenna umiejętność.
Szczególnie chcę podziękować pewnej grupie winomanów, z którymi spotykam się co jakiś czas przy kieliszku i którzy w spontanicznym odruchu obdarowali mnie butelką Château Poujeaux 2009. Marzyłem o spróbowaniu tego wina i to marzenie gwiazdkowo się spełniło. Nie rozjaśniło ono co prawda wszystkich moich wątpliwości co do rocznika 2009 w Bordeaux (alkoholu jest dużo, dżemowy Merlot dominuje w zapachu i smaku i naprawdę zastanawiam się, jak te wina się zestarzeją), ale darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby.
A jest to koń podwójnie darowany, gdyż butelkę Château Poujeaux 1987 dostałem bardzo dawno temu od pewnego Jacques’a w pięknym mieście Lyon. Wracając z winobrania w Beaujolais nie miałem co podarować memu gospodarzowi na kilka nocy. Ofiarowałem mu tedy karton Beaujolais, który zbieracze zwyczajowo dostają za swój trud oprócz dniówki. Prawdę mówiąc było to niezwykle podłe wino, o czym najlepiej świadczy fakt, że sam producent go nie pił, a robotnikom serwował zmieszane pół na pół z wodą. Jacques z pewnością to wiedział, lecz w spontanicznym odruchu ofiarował mi w zamian Poujeaux 1987. Było to pierwsze świetne wino, jakie piłem w życiu, a efekt był tak wstrząsający, że jego bukiet czarnej porzeczki wyrył mi się na zawsze w pamięć. Po szesnastu latach jeszcze raz dziękuję Jacques’owi oraz Paulinie, Ince, Karolinie, Łukaszowi, Arkowi i Tomkowi. Udanych bąbelków!
Piłam to wino do wczorajszej sylwestrowej kolacji:). Miało być barolo od Cogno, ale, jako że nos mam jeszcze nie do końca sprawny po przeziębieniu, zostawiłam sobie je na inną okazję, a otworzyłam Poujeaux… Nie wiem, czy to mój stan to spowodował, ale oceniłam je bardzo pozytywnie. Mój nos przynajmniej wyczuł ten dżemik, a alkohol miło rozgrzał gardło;))). NNa pewno długa jeszcze nauka winna przede mną, ale to chateaux sprawiło mi dużo radości i idealnie pasowało do zrobionego przeze mnie steka Diane (dobrze, że nie spaliłam kuchni podpalając sos;)). I właśnie ciekawa wczoraj byłam, jak ono się zestarzeje…
Do Diany na pewno lepsze Bordeaux niż włoski kwasior. Wszystkiego najlepszego!
Tak, drugim powodem otwarcia Bordeaux było to, że wyborem wieczoru był stek i postawiłam na francuski klimat i smaki:). Ale kwasiora już też nie mogę się doczekać. Tak, jak napisałam, poczekam na okazję (czytaj: któregoś wieczora stwierdzę, że moje danie potrzebuje właśnie tego wina).
My piliśmy 2007 jakieś rok temu właśnie do polędwicy wołowej z rusztu – naprawdę pasowało:). mamy jeszcze jedną butelkę ale to juz szybko musiimy wypić bo 2007 długo chyba nie poleży.
Najlepsze życzenia na 2012!
To my dziękujemy za lekturę, jak pokazuje zwyczajowa liczba komentarzy – inspirującą. Wszystkiego Dobrego w Nowym Roku!
Oh s’il vous plaît!
To już wiem jakiego wina chcę spróbować, gdyż Francji unikam jak ognia 😉
To może być dobry sposób na przełamanie 😉
W naszym przypadku to trochę kwestia ceny… Tanio ciężko coś dobrego trafić… (W Polsce of course)
Gabriel / http://dotrzechdych.pl
Drogi Gabrielu, dziękując za komentarz ślę wyrazy solidarności, że trudno Ci coś dobrego i taniego trafić z Francji na naszych półkach. Naprawdę nie brakuje bowiem dobrych win z tego kraju w cenach nawet od 20 zł. Polecam dwa pierwsze z brzegu teksty: Mikołaj przybywa z Francji i Masz wybór. Pozdrawiam serdecznie.