Wino się coraz bardziej technologizuje. Żyjemy w erze inteligentnych drożdży i „selekcji optycznej”, którą w poszukiwaniu jeszcze bardziej wyśrubowanej jakości zaczynają wprowadzać bordoskie châteaux. Coraz bardziej technologiczne jest też nasze picie. Mikroczipy antyfałszywkowe na szyjkach butelek czy nowej generacji kody kreskowe to już właściwie tematy wczorajsze. Tematem dzisiejszym jest osobisty kieszonkowy e-sommelier i na tym polu mamy dziś polski sukces.
Dynamiczna załoga bloga Do Trzech Dych uruchomiła pierwszą (wg mojej wiedzy) polską aplikację winiarską na iPhone’a. „Appka” Do3D dostępna jest od paru dni w iTunes za $0,99. Reklamowana na razie tylko na macierzystym blogu i na Facebooku po paru dniach plasowała się w czołówce płatnych aplikacji ajfonowych, wyprzedzając (o czym autorzy nie omieszkali poinformować całego świata) m.in. kultową gierkę Angry Birds. Jak się dowiedziałem wystarczyła do tego sprzedaż ok. 200 szt.
Dwieście to dużo czy mało? Krótko mówiąc, rozpaczliwie mało, szczególnie żeby zabawa miała ekonomiczny sens. Wszak oznacza to w okresie najintensywniejszej sprzedaży przychód rzędu 600 zł minus (niemała) prowizja Apple, a napisanie aplikacji dedykowanej na iPhone’a kosztuje wszak co najmniej kilka tysięcy złotych. Jak mówi Gabriel Matwiejczyk z Do Trzech Dych, blog obszedł ten problem pozyskując do projektu partnera, który dostarczył programistyczne bebechy. O zysku nie ma jednak mowy. Do Trzech Dych traktuje aplikację jako formę promocji i reklamy (płatne reklamy mają pojawić się wewnątrz programu). Wkrótce ma powstać wersja na Androida.
Z drugiej strony dwieście sprzedanych egzemplarzy jest skromnym sukcesem, bo przecież polski rynek winiarski jest płytki jak wysychająca kałuża. To jest treść skierowana do garstki osób winem aktywnie się interesujących. Według moich informacji blog Do Trzech Dych ma miesięcznie ok. 60 tys. odsłon, co sytuuje go na tym samym poziomie co Winicjatywę i prawdopodobnie nieco powyżej Magazynu Wino (który swoich statystyk nie ujawnia). Unikalni i powracający użytkownicy tych i innych portali, blogów i forów w dużej mierze się pokrywają. Zważywszy że odsetek czytelników darmowych do tych gotowych za cokolwiek zapłacić wynosi zwykle 10:1 i że iPhone stanowi ponoć jedynie 2% rynku smartfonów w Polsce, nie ma co marzyć o sprzedaży zapewniającej sensowną rentowność na poziomie 4 tys. egz. i może trzeba realistycznie cieszyć się z tych 200 szt.
A jak wypada sama aplikacja? Nie owijając w bawełnę – bardzo średnio. Ma ładne logo, błyskawicznie się wczytuje i jest łatwa w użyciu – wina można wyszukiwać według oceny, sklepu, koloru, ceny, przewidziano przydatną funkcję zaznaczania win jako „ulubionych”. Merytoryczna zawartość programu jest jednak słaba. Baza zawiera zaledwie ok. 190 win, czyli mniej, niż w jednym numerze recenzuje Magazyn Wino. I co z tego, że Do Trzech Dych koncentruje się na olewanych przez MW winach z marketów. Wybrałem się z iPhonem do trzech sklepów i pomoc w zakupie otrzymałem marną. W Leclerku i Carrefourze nie znalazłem na ekranie żadnego (!) z obecnie sprzedawanych win. Najlepiej było w Biedronce – 8 etykiet (na 37 istniejących w bazie – pozostałe najwyraźniej już nie są dostępne). Lecz i to jest złudne, bo w 4 przypadkach w bazie Do Trzech Dych widniały starsze, niedostępne już roczniki. Czy to ma znaczenie przy winach marketowych? Raz nie ma, raz ma, jak przy recenzowanym przeze mnie niedawno Orvieto Borgo Cipressi (w 2009 koszmar, w 2010 prawie pycha).
A nawet gdy Do3D akurat zawiera aktualne notki, nie przydają się one na wiele. Do ajfonowej aplikacji wciągnięto bowiem bez żadnej edycji i adaptacji opisy publikowane wcześniej na blogu. Niektóre notki są krótkie i węzłowate i jeśli się łyka tę poetykę, może nawet i czytelne:
No tutaj to niemal usiadłem. Nos fajurski. Taki… no sam nie wiem, ale wiecie jak zazwyczaj pachną białe wina – albo jakieś cytrusy albo kwiaty. a to inaczej! migdały? może orzechy…? Miód gryczany??? SIDOLUX!
Inne zaś to sążniste opowieści o okolicznościach przyrody:
Wraz z Gabrielem zostaliśmy zaproszeni na warszawskie salony. Skądinąd, nigdy nie myślałem, że będę mógł poczuć się jak bohater piosenki Fisza, no chociaż przez parę godzin. A to wszystko przez Biedronkę i wprowadzanie nowej serii win, tym razem włoskich. Błyskawiczna degustacja 6 butelek nie dała czasu na popisy stylem, ale zaowocowała za to serią szybkich notek. Na początek poszło Barocco Prosecco DOC.
których pomiędzy piersią z kurczaka a dzieckiem jęczącym o batonik przez Biedronkową półką nie doczyta nikt.
Aplikacja Do Trzech Dych w istocie ujawnia paradoks ponowoczesnej ery winopisarstwa. Web 2.0 miało oddać władzę użytkownikom, zdemokratyzować wino i sprawić, że picie będzie łatwiejsze i jeszcze przyjemniejsze. Prędko jednak okazuje się, że amatorska opinia o smaku Tempranillo Crianza jest tyle samo warta, co kompetencje sąsiada z bloku w dziedzinie pilotażu Tu-154. Amatorzy produkują amatorskie treści. Darmowy lub prawie darmowy ($0,99) program działa i przydaje się w stopniu wprost proporcjonalnym do swojej ceny. Baza win zawierająca 190 w dużej części przeterminowanych notek ma użyteczność bliską zeru. W Do Trzech Dych wiedzą o tym i Gabriel Matwiejczyk w rozmowie ze mną zapowiedział dynamiczny rozwój bazy recenzji oraz powstanie „wysokiej jakości kontentu”. Oby. Profesjonalna, aktualna i funkcjonalna baza win dostępnych na polskim rynku to jednak duże wyzwanie. Na razie nie sprostał mu nikt – nawet ci, którzy dostali sowite dofinansowanie z Brukseli.
Aplikacja Do Trzech Dych – własny zakup. Niezorientowanych informuję à propos konfliktu interesów, że poza niniejszym blogiem współprowadzę również stronę www.winicjatywa.pl, którą można by uważać za konkurenta Do Trzech Dych i która nie wyklucza w przyszłości opublikowania aplikacji smartfonowej i/lub bazy win.
Niezła recenzja, przepraszam za pewną dozę zgryźliwości w ramach „odpowiednie dać rzeczy słowo” :), ale po co tyle pisać na temat aplikacji, która ma na iTunes łącznie 14 ocen, w tym 7 na 1 (chyba uczciwe), 6 na 5 (raczej stronnicze) oraz jedną na 2 pt. „naciągactwo”? I jeszcze jakieś absurdalne legendy z porównywaniem się do Angry Birds. Taka aplikacja może i jest przydatna, ale jak się nie ma bazy Parkera czy Dekantera to przynajmniej dobry przekrój popularnych sieci powinno się mieć 🙂
Abstrahując od planów biznesowych Winicjatywy w temacie aplikacji mobilnej, lub braku takowych — z jednej strony bardzo mnie raduje, że coś się dzieje w temacie obecności nowych technologii w świecie wina i że takie koncepcje jak choćby aplikacja Gabriela, czy ewentualna przyszła baza Winicjatywy, pojawiają się. Z drugiej strony natomiast niemiłosiernie drażni mnie jako wygodnego konsumenta chcącego szybko docierać do informacji rozwarstwienie sił i zasobów na kilka/kilkanaście mniejszych projektów.
Lubię przed zakupem sprawdzić, co mam w ręce. Telefon mam zawsze przy sobie. W zagranicznych sklepach niejednokrotnie widziałem udostępnione specjalnie do tego celu stanowiska komputerowe, żeby klient mógł zweryfikować, czy butelka którą właśnie ogląda to nie jakiś kaszalot.
Już w tej chwili proces sprawdzania ocen wina trzeba przeprowadzać na różny sposób w zależności od tego co i gdzie się kupuje. W pierwszej kolejności leci CellarTracker, w drugiej poczciwy wujek Google (dawniej zahaczałem jeszcze o Cork’d) — w obu przypadkach pokrycie win dyskontowych jest praktycznie zerowe, z ofertą sklepów specjalistycznych jest dużo lepiej. Jak to zawodzi, można przeszukiwać StarWines, gdzie spore szanse, że butelka się pojawi, ale do wygodnych na telefonie to nie należy. Jak i tam pudło, zostają blogi… gdzie trzeba przekopać się przez literackie ekspresje twórców (wiem, że nie chciałbym używać własnych wpisów na blogu przy zakupach, to byłoby straszne).
…do listy właśnie dochodzi kolejna, dedykowana aplikacja. Z czasem być może jeszcze kolejna… i jeszcze.
Oczyma wyobraźni widzę, jak za chwilę więcej czasu będzie można stracić na wybraniu sposobu na znalezienie notek degustacyjnych, niż na samo przeglądanie win na półce. Enoteka? CT! Biedronka? Do3D! Leclerk? CośJeszczeInnego! To wizja apokaliptyczna i mocno przesadzona, a całość przerysowana… ale.
Właśnie, ale. Czy nie lepiej byśmy wszyscy na tym wyszli, gdyby po prostu z sumiennością pushować notki degustacyjne, poza własnymi portalami, w jedno, powszechne miejsce? (Tak, w domyśle widzę w tej roli CT właśnie).
Tym sposobem niezależnie od tego, czy Orvieto z Biedronki, czy Brunello 2004 z dobrego domu, czy pamiętająca naszych prapradziadów Madeira, wszystko dałoby się kilkoma ruchami po ekranie telefonu wyszperać.
Czy moja wizja jest zbyt idyllistyczna? Bo jak o tym nie myślę od strony zysków dla twórców winnego contentu w Polsce, to istotnie jest to nieopłacalne, bo nie ma jak tego skapitalizować w żaden sposób. Ale ilekroć myślę od strony konsumenta stojącego przed sklepową półką, to choć częściowa centralizacja czegoś takiego mi się marzy. Choćby w skali Polski, jak już nie w skali świata.
@Cerretalto: „po co pisać”? Ano dlatego że jest pierwsza i na razie jedyna i poza tym pokazuje ważny problem polskiego pisania o winie (profesjonalizacja).
@Mateusz: Wizja żeby wszyscy tworzyli jedną bazę win jest tak piękna, jak wizja doskonałego komunistycznego świata, gdzie „każdemu według potrzeb, od każdego wg możliwości”. Mnie się akurat wydaje, że pluralizm i różnorodność są w tej kwestii zaletami, pod warunkiem że poszczególne elementy różnorodności są na odpowiednim poziomie. Do tego dopiero musimy dojść.
Do Twojej uwagi nt. Sstarwines dodam, że bodaj istnieje jakaś wersja mobilna tej bazy (zainteresowani mogą ściągnąć stąd), która jednak po pierwsze nie działa na iPhone, po drugie jej użyteczność ogranicza m.in. niezrozumiały i niespójny system ocen.
Przyznam, że czekałem aż ktoś stworzy aplikację mobilną i ciekaw byłem jak rozwiąże się sprawę osiągnięcia nawet szczątkowej funkcjonalności przy dużych nakładach pracy. Budowa samej aplikacji mobilnej jest groszem w stosunku do reszty pracy nad bazą takiej aplikacji. Budowa systemu kategorii (i tryzmaniem go w ryzach) jest już niezłym wyzywaniem ale prawdziwa robota to ciągła praca nad aktualizacją bazy. Wystarczy, że wyjdą nowe roczniki i sztab ludzi ma ręce pełne roboty 24/7. Potem jeszcze jakiś oberkontroler musi sprawdzić by ludzie głupot nie pisali – nie wspomnę o harmonizacji tego wszystkiego. Można oczywiście podłączyć się do istniejącej bazy (wchodzą koszty licencji które przez co najmniej 10 lat będą w sferze marzeń osoby potencjalnie zainteresowanej budową takiego systemu). Jedyne rozwiązanie na ten czas to na zasadzie portalu jeśli chce się uniknąć kosztów i zawierzyć swobodzie recenzenckiej.
Identyfikacja wina za pomocą aplikacji mobilnych w popularnych sieciach ma jeszcze większy problem – część win to druga/trzecia etykieta której często nawet nie ma w katalogach producenta i istnieje jedynie w sferze .jpg przed samym przyjazdem do Polski. Największy problem to jednak nie tyle opłacalność (bo może się znaleźć jakiś filantrop) co wątpliwa penetracja rynku przez takie rozwiązanie. Ludzi pijących wino w Polsce jest na lekarstwo a tych interesujących się tym co piją jest jeszcze mniej (a tych którzy korzystają z rekomendacji sieci przed zakupem to mniejsza mniejszość). Półki niższe interesuje wyłącznie cena, półki średnie raczej opinia sprzedawcy, półki wyższe mają wykupione abonamenty we wszystkich większych portalach winiarskich i wiedzą dokładnie co brać.
Powstanie wielkiej bazy win w Polsce jest niemożliwe bo nie udało się tego zrobić nawet w krajach gdzie rynek wina jest kilkadziesiąt razy większy od polskiego (a zasób etykiet ledwie kilkanaście razy mniejszy). To są przede wszystkim na ten czas po prostu źle wydanie pieniądze, zwłaszcza przy kurczeniu się rynku wina w Polsce. Inicjatywa aplikacji mobilnych też raczej nie wyjdzie od żadnego większego importera – jeśli wina są w marketach to ludzie i tak je kupią i nie ma sensu trzaskać paru dziesiątek tysięcy w okno (bo za nie można ściągnąć więcej wina, więcej sprzedać, więcej ściągnąć itd.), a jeśli są dostępne w jego punktach to lepiej zapytać sprzedawcy i dla importera ponieść ułamek w postaci kosztu jego zatrudnienia w stosunku do kosztu budowy systemu o niewielkiej użyteczności.
Sprzedaż aplikacji na tym poziomie przez D3D to naprawdę sukces – a fakt znalezienia 8 butelek ze wszystkich etykiet na polskim rynku (i to jeszcze z bazy 190 dostępnych) to dużo. System działa ale myślę, że to jeszcze o 5 lat za wcześnie.
@WB – aplikacji na iphone typu przewodnik po winach są setki. Często, niezależnie czy to wino czy nie, „tworzy” się je robiąc streszczenie jakiejś publikacji (nawet instrukcji obsługi) i zasilając tym jeden z gotowców. Po czym dodaje się logo, info itp, wstawia do sklepu i liczy napływającą kasę. A kasa napływa bo jest mnóstwo ludzi, którzy uważają nowoczesne technologie za tak cudowne, że ładują dolara czy dwa licząc na to, że wszystkiego nauczą się łykając pigułkę. Trochę tak jak z „naumieniem” się „Czarodziejskiej góry” z bryka na pół strony. Sam mam takiego śmiecia wszelakiego kilkadziesiąt sztuk w różnych dziedzinach, parę przydatnych, ale większości użyłem raz.
Całkowicie się zgadzam co do poziomu pisania. Do tego każde środowisko ma swoje upodobania, szyfry czy w ogóle odmienne podejście do win. Z systemami ocen też masz rację. Ale najgorsze jest to, że obowiązuje wiele stereotypów i chęć poznawania zdania innych (np. spoza „mojego magicznego kręgu”) jest bardzo słaba, zwłaszcza wśród bych bardziej „pro”, ale nie tylko :).
@Cerretalto: Masz rację, $1 to żadna kasa, więc bólu nie ma jeżeli się nie przydaje. Tyle że ludzkość nie idzie do przodu. Paradoks polega na tym że nikt nie zapłaci $20 za naprawdę dobrą, profesjonalnie przygotowaną aplikację, bo wszyscy się przyzwyczaili do bardzo niskich cen. I koło się zamyka.
Pierwszą aplikacją w temacie wina była (moja) BestVintage: http://czerwone-czy-biale.blogspot.com/2011/04/twoj-pomocnik-przy-wyborze-rocznika.html
Sprzedała się w liczbie kilkudziesięciu sztuk łącznie. Niestety polityka Apple jest taka, że za kolejny rok możliwości dodawania i utrzymywania aplikacji w AppStore trzeba płacić, a przy takiej liczbie pobrań jest to niestety mało opłacalne.
@Michał Marek Popielski: „fakt znalezienia 8 butelek ze wszystkich etykiet na polskim rynku” jeśli to zdanie wywiodłeś z mojego tekstu to źle się wyraziłem. Tyle znalazłem w aplikacji win spośród ok. 20 aktualnie dostępnych w Biedronce. Podejrzewam że w Lidlu proporcja jest podobna więc nie jest aż tak źle.
@Wojtek: masz rację, że to utopijne. Jestem generalnie orędownikiem pluralizmu i konkurencji — jednak jest to zjawisko, które odbieram jako dużo bardziej pozytywne i rozwijające rynek/dziedzinę na poletkach, gdzie jest więcej treści. Na tak niszowym rynku jak nasz polski winiarski światek zamiast pluralizmu mamy rozdrabnianie się, bo ilość istniejącego contentu jest zbyt mała, by zasilić realnie konkurujące ze sobą aplikacje. Koszt wytworzenia dobrego contentu też jest bardzo wysoki.
W tym momencie pozostaje mi cieszyć się, że są jakieś inicjatywy — bo fakt, że jakieś są, pozwala sądzić, że z czasem będzie lepiej. Że to co jest, ulepszy się, a także, ze powstaną nowe, skierowane do innych osób, prowadzone w inny sposób, pomysły.
Wydaje mi się, że jest na rynku miejsce zarówno dla contentu stricte profesjonalnego, jak i dla takiego tworzonego w sposób bardziej amatorski. Nie każdy szuka profesjonalnej notki degustacyjnej wykreowanej przez degustatora z wieloletnim doświadczeniem — dla wielu dużo ciekawsze i przydatniejsze możze być krótkie „Fajne wino, dobrze wpada w gardło na tarasie do lodów przy Queenach lecących z głośników”.
Tym samym trzymam kciuki, żeby chłopaki z D3D opanowali formę przede wszystkim, a nie jakość. Bo ocena jakości to sprawa dosyć subiektywna i zależna od grupy docelowej, natomiast nie da się ukryć, że przeklepane wpisy z bloga są trudne do przeglądania w sklepie.
Tak jak sam mówisz, nikt nie kupi profesjonalnej aplikacji za $20. Jednocześnie nikt nie zrobi profesjonalnej aplikacji do sprzedawania za $1, bo to się nigdy nie zwróci.
Obserwowałem to samo, kiedyś, z czystej ciekawości, przeglądając czy ktoś już zrobił timery do parzenia herbaty na iPhone’a/Androida. Ilość aplikacji mnie z lekka przewróciła — a rozrzut jakościowy jest absolutnie przeogromny, mimo pozornie prostego zadania. 🙂
@Kuba: przepraszam za pominięcie Cię. Przyznam szczerze że nie wiedziałem o Twojej aplikacji. Może dlatego że wtedy nie miałem ajfona 🙂 Szkoda że już nie jest dostępna ale rozumiem, że ekonomicznie to było bez sensu.
Przewodnik wina europy na iphona i androida to by było coś na pewno bym kupił. Ale po co mi aplikacja oceniająca wina z biedronki i lidla (w dużej większości ). Nie kupuję nawet za 99 centów.
http://dotrzechdych.pl/aplikacja-iphone/comment-page-1/#comment-1251
(11 komentarz)
Słuchamy i wyciągamy wnioski 😉
Główny pies, był pogrzebany w przypisaniu wina do miejsca zakupu a nie miejsca gdzie można je kupić – zaproponowana modyfikacja rozwiązuje wydaje się sprawę z punktu widzenia użytkownika i funkcjonalności
Z drugiej strony w szybkim czasie postaramy się zadrobić luki w pokryciu półek 😉 Przed nami dużo pracy 😉
A co do braku profesjonalizmu w pisaniu o winie – nie spoczniemy! O to nam chodzi by o winie pisać po prostu i by było to zjadliwe dla przeciętnego konsumenta, który wino chce poznać, chce się go uczyć.
Także Wojtku – to nie problem (brak profesjonalizacji), to nasza misja!
Jeszcze raz dzięki!
@Gabriel: pisanie językiem zrozumiałym dla przeciętnego konsumenta popieram. Mamy tylko wątpliwości czy „no sam nie wiem, ale wiecie jak zazwyczaj pachną białe wina – albo jakieś cytrusy albo kwiaty. a to inaczej! migdały? może orzechy…? Miód gryczany??? SIDOLUX!” to jest opis zrozumiały. Moim zdaniem jest zrozumiały tylko dla autora. O winie mówi niewiele. Dla konsumenta jest to opis tak samo mętny jak „silne znamię łupkowego siedliska” znane z różnych pism winiarskich.
Co do profesjonalizacji, chciałem wskazać na istotną sprzeczność. Funkcjonalnej aplikacji prezentującej reprezentatywną i aktualną próbę win z marketów nie da się stworzyć na gruncie amatorskiego bloga „co mi się podoba”. Wymaga profesjonalnych działań w pozyskiwaniu win, regularnej degustacji i last not least w programowaniu. Zaś to wszystko kosztuje konkretne pieniądze.
@Wojciech – myślę, że orzechy czy miód gryczany są jednak bliższe niż łupki, i chyba prościej sobie wyobrazić jak pachnie sidolux niż znamię łupkowego siedliska 😉
Co do języka – staramy się jak możemy! Daleko nam do lekkości pióra wielu bloggerów czy felietonistów, ale się uczymy, czytamy, ćwiczymy.
A odnośnie drugiej części komentarza – dotknąłeś BARDZO ważnej kwestii – my NIGDY nie zamierzaliśmy i nie zamierzamy budować takich apliakcji jak piszesz – reprezentatywnych i aktuanych dla wszystkich półek we wszystkich sklepach. Nie porywamy sie z motyką na słońce – nie chcemy mieć recenzji każdej butelki w PL. Celem naszej aplikacji jest uzyskanie podpowiedzi w sklepie na co zwrócić uwagę a czego unikać. I nawet jeśli dziś dostajesz 5 czy 10 sugestii to i tak lepiej niż nic.
Chcemy być raczej w roli przyjaciela, który mówi „to piłem było dobre – bierz i się nie zastanawiaj” niż eksperta który „poznał wszystkie te wina i najlepsze jest to i to i to”. Choć oczywiście tam gdzie to jest realnie możliwe chcemy zapewnić jak największe pokrycie półki i tak też wkrótce będzie np z dyskontami 😉
Mam nadzieję, że udało mi się (mimo już wspominanych problemów z jasną komunikacją) wyrazić ducha naszego pomysłu!
A a propos pieniędzy – szukamy reklamodawców do aplikacji 😉 – zapraszamy!
Znalazłem dość ciekawą analizę, dlaczego aplikacje związane z winem nie radzą sobie za dobrze i nie pozwalają na siebie zarobić: http://palatepress.com/2012/04/wine/looking-for-hope-in-the-sea-of-dying-wine-iphone-apps/
@Jakub: Dzięki za ciekawy link. Zaciekawiło mnie zdanie: „Considering it takes approximately $15,000 to $25,000 to build a mediocre app…”.