Konwent Polskich Winiarzy to największa impreza rodzimego winiarstwa. Co roku bierze w nim udział ok. 25% polskich producentów wina gronowego. Jednak tegoroczny, IV Konwent (tu moje sprawozdanie) po raz pierwszy miał frekwencję słabszą niż rok wcześniej (70 „uczestniczących” winnic wobec 78 na III Konwencie w Jaśle w 2008 r., przy czym za uczestnictwo uważa się również bierne przysłuchiwanie się, pod warunkiem akredytacji). Pod względem ilości degustowanych win również stagnacja: w 2008 r. 75 win, w 2009 r. – 72 wina.
Skąd takie liczby? Nie dlatego, że powierzchnia winnic i liczba winiarni w Polsce ustabilizowała się (według danych Polskiego Instytutu Winorośli i Wina od zeszłego roku przybyło w Polsce ok. 80–100 ha). Usprawiedliwieniem nie może też być słaby rocznik 2008, który mógł zniechęcić winiarzy do prezentowania swych win.
Jeśli bowiem przyjrzeć się liście uczestników, okazuje się, że niska frekwencja nie była tylko wynikiem absencji tej lub innej konkretnej posiadłości. Owszem, żałowałem, że nie pojawiła się Winnica Anna de Croy spod Słupska, która w zeszłym roku zaskoczyła świetnym Rondem 2007 (być może z powodu wycofania się ze sprzedaży wina). Żałowałem, że nie możemy spróbować kolejnego rocznika solidnego Ronda z Winnicy Zielonej. Szkoda, że na udział w Konwencie nie zdecydował się Jerzy Siemaszko z suwalskiej Winnicy Villa Nova, również jeden z czempionów polskiego Ronda. I zupełnie nie pojmuję, czemu zabrakło win jednego z ambitniejszych polskich projektów – Pałacu Mierzęcin.
Trudno nie zauważyć, że uczestnictwo w Konwencie stało się elementem towarzysko-politycznych gier i gierek. Wielkim nieobecnym niepołomickiej degustacji okazali się winiarze zielonogórscy. Zajmujący ok. 25% winnic krajowych region lubuski, który może pochwalić się najlepszą w Polsce tradycją wyrobu jakościowych win gronowych i prężnym Stowarzyszeniem Winiarzy, był obecny w liczbie zaledwie 6 winiarni. Zabrakło wiodących w krajowym kontekście winnic, jak Julia, Kinga (żałuję tym bardziej, że wyróżniała się na wszystkich poprzednich Konwentach) i wspomniany Pałac Mierzęcin. Kulisy tej nieobecności odsłania sekretarz Stowarzyszenia Winiarzy Przemysław Karwowski w wywiadzie dla „Gazety Lubuskiej”. Winiarze zielonogórscy nie otrzymali dofinansowania udziału w odbywającym się w dalekiej Małopolsce Konwencie, a poza tym komisja degustacyjna jest „tendencyjna”, a Konwent „spycha zielonogórskie tradycje na margines”. Zamiast zielonogórskiego szlaku winiarskiego „na siłę promuje się” winnice z południa Polski. Słowa kuriozalne – winiarstwo lubuskie nie było nigdy przez organizatorów Konwentu marginalizowane (w istocie pierwszy poza Warszawą Konwent odbył się w Zielonej Górze właśnie, a tamtejsi winiarze zawsze są zapraszani do udziału we wszelakich imprezach). Trudno jednak się dziwić. Zielona Góra ma swoją imprezę winiarską – Święto Młodego Wina – i wierną publiczność, po co więc ma dzielić estradę z Podkarpaciem i Małopolską.
Co do tej ostatniej – nie wiem, czy problemom technicznym (ale jakim?), czy prywatnym animozjom należy przypisać absencję Winnic Małopolskich Roberta Nowaka i Winnicy Comte Macieja Kaplity (wyróżniających się na poprzednich Konwentach), a także wielu innych. W tym regionie działa szlak winny obejmując 21 winnic, a w Niepołomicach swe wina zaprezentowały tylko 4. A to przecież Małopolska była gospodarzem tegorocznego Konwentu… Kompromitacja.
Nie inaczej jak skandalem należy wreszcie określić fakt, że swych win do degustacji nie zaprezentowały Winnice Jaworek, największy polski producent wina, który jako pierwszy wprowadził swe wyroby do legalnej sprzedaży (pisałem o tym tu). Phoeniksa i Pinot Noir Rosé 2008 zabrakło na IV Konwencie nawet mimo tego, że obecny był enolog winiarni Piotr Stopczyński, który wręcz (za co w imieniu organizatorów jeszcze raz wyrażam mu dank) usiadł przy stole prezydialnym i komentował wina innych winiarzy. Wypowiedź Grzegorza Nowakowskiego z Winnic Jaworek znów nie pozostawia złudzeń: wysłanie win na Konwent to „kłopot”, a „kryteria oceny” przez komisję firmie „nie odpowiadają” – „nie będziemy dla nikogo chłopcami do bicia”. Ponieważ nikt nie chciał bić, a raczej sądzić można, że biały i różowy Jaworek byłyby przez zebranych oklaskiwane za jakość i zasługi w boju, słowa te odczytuję jako polityczne: Winnice Jaworek nie mają chęci prezentować się w towarzystwie innych polskich producentów, zwłaszcza z innych regionów.
Proszę mnie źle nie zrozumieć. Żyjemy w wolnym kraju, w którym nie ma obowiązku uczestnictwa w takich pozarządowych inicjatywach, jak Konwent Polskich Winiarzy. Nie wątpię też, że wielu wymienionym tu winnicom na przeszkodzie stanęły obiektywne trudności, jak niska jakość rocznika 2008, brak wina do zaprezentowania, a może i wysokie koszty paliwa, pierwsza komunia córki czy przypadający akurat w ten weekend wymarzony urlop na Malediwach. Czuję po prostu żal. Gdy w 2006 r. w salach Krajowej Izby Gospodarczej w Warszawie zbieraliśmy się na pierwszym Konwencie Polskich Winiarzy, miałem poczucie autentycznej wspólnoty i solidarności naszego środowiska, bezinteresownej wymiany doświadczeń i działań we wspólnym interesie. Trzy lata później mamy obrażanie się, zakulisowe gierki, oskarżenia o malwersacje, secesje i królestwo prywaty. Ale przecież jesteśmy w Polsce.
Faktycznie, tak powyrywał Pan (i poprzestawiał) moje sformułowania, że wypowiedź zrobiła się kuriozalna!
Link do artykułu w „Gazecie Lubuskiej” pozwoli każdemu wyrobić sobie zdanie. Z radością witając Pana na blogu zapraszam do odpowiedzi ad meritum: dlaczego winiarze z Zielonej Góry byli tak słabo obecni na Konwencie?
Też mam pytanie. Dlaczego na Konwencie, nie było prezesów trzech, najbardziej licznych stowarzyszeń winiarskich w Polsce?
Moja wypowiedź, nie była odniesieniem do Konwentu, ale do „zjawiska” jakie obserwuję od kilku lat. Jej celem było zwiększenie pomocy władz samorządowych. Była kontynuacją artykułu po konwencie w Jaśle:
http://www.gazetalubuska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20080913/POWIAT16/811406776
Witam,
po pierwsze to autor mógłby policzyć jeszcze raz winnice z lubuskiego (nazwy z głowy więc przepraszam jak coś przekręciłem):
1. Winnica Equs,
2. Winnica u Miłosza
3. Winnica na Leśnej Polanie
4. Winnica Mozów (bez wina)
5. Winnica Pod Lubuskim Słońcem
6. Winnica Cantina
7. Winnica winiarka.pl
Ni jak ale mi wychodzi 7 a nie 4 – to jest następny przykład na tzw. animozje i umniejszanie naszemu rejonowi.
Po drugie to panel degustacyjny mimo wyraźnych błędów w winach z rejonu małopolski i podkarpacia bronił zganiając wszystko na zielony rok a pozostałe rejony degradował nie znajdując chociażby tego samego usprawiedliwienia dla win o podobnej jakości.
Po trzecie dlaczego w żadnej z relacji nikt nie napisał, że była jedna osoba która wstała i powiedziała co myśli o ocenie panelu, że wino które było według panelu (oprócz Piotra Stopczyńskiego) poprawnie zrobione nie spełniało nawet wymogów dopuszczenia do konwentu !!!!. Pytam sie dlaczego !!
pozostawiam do oceny czytających i mam nadzieje, że panel w końcu będzie obiektywny.
pozdrawiam
Marcin
Rzeczywiście 6 a nie 4 (za błąd przepraszam i dziękuję za poprawkę):
Winnica Equus – 3 wina
Winnica Miłosz – 3 wina
Winnica na Leśnej Polanie – 1 wino
Winnica Cantina – 1 wino
Winnica Pod Lubuskim Słońcem – 1 wino
Winnica Winiarka.pl – 1 wino
Pytanie, gdzie były czołowe posiadłości lubuskie (Julia, Kinga, Pałac Mierzęcin – który na Konwent się zgłosił, ale w końcu „nie dojechał”), pozostaje w mocy. Moim zdaniem w Konwencie powinny uczestniczyć.
Co do innych spraw – jedno z win małopolskich szaptalizowane ponad dozwolone normy jako poprawne ocenił Wojciech Bosak (i to spotkało się z negatywną reakcją z sali), członek panelu degustacyjnego, który jednak tego panelu nie reprezentuje. Każdy odpowiada za swoje sądy. Ja sam, zasiadając w panelu, nie zgadzałem się z większością ocen Romana Myśliwca i Marka Jarosza, czemu dawałem wyraz w czasie dyskusji. Bowiem panel na Konwencie wina komentuje i dyskutuje (w zamyśle – z salą, choć odważnych na sali było niewielu), a nie ocenia.
Czy panel „mimo błędów bronił win małopolskich i podkarpackich, a inne ganił”? Ja pamiętam coś dokładnie odwrotnego. Podkreślałem, że Podkarpacie sobie z rocznikiem 2008 w ogóle nie poradziło, natomiast Małopolski Przełom Wisły, Śląsk i Lubuskie zrobiły w tym roczniku niekiedy niezłe wina. Moim zdaniem – często dzięki uprawie Vitis vinifera. Jak widzę, tych słów nie dostrzeżono. Może słuchano tylko tych negatywnych, by się utwierdzić w poczuciu krzywdy?
przykro mi ze mój wpis internetowy ze stycznia 2009 roku dotyczacy III Konwentu został z taki sposób wmanipulowany w podsumowanie IV Konwentu – uważam takie postępowanie za mało rzetelne – trudno byłoby mi w styczniu 2009 roku opisywać konwent z czerwca 2009 roku. Wyciąganie moich słów z kontekstu innej wypowiedzi dotyczącej innego wydarzenia wpisuje się nie inaczej jak właśnie w konwencję polskiego piekiełka o którym Pan pisze i utwierdza mnie w przekonaie, że błogosławione „splendid isolation”, które było naszym udziałem prez ostatnie pieć lat miało sens. Szkoda że nie zostal Pan na wieczornym spotkaniu integracyjnym gdzie wypowiedzi niektórych kwalifikowały się do pozwu o zniesławienie (spuściłem to na karb wypitego alkoholu) i życzę wszystkiego dobrego przedstawicielowi winnicy z Wielisławia.
W sytuacji kiedy zatrudniony przez nas enolog został zaproszony do oceny wina, co było zaplanowane odpowiednio wczesniej, uznaliśmy że przekazywanie wina do oceny będzie mało profesjonalne. Zresztą w czasie ustaleń przeprowadzonych w firmie Pan Stopczyński był takiego samego zdania – nie przekazujemy wina do oceny w tym roku.
Interpretacja tego posuniecia w taki czy inny sposób jest oczywiście indywidualną sprawa kazdego z uczestników jednak postapiliśmy tak jak na to zezwalał regulamin.
Nie rozumiem tej natarczywości w kwestii przekazywania wina do oceny i używanie słowa „skandal” uwazam za dużą przesadę- przecież udział w konwencie zakładał taką formułę że można wziąć w nim udział bez przekazywania wina do oceny – przekazaliśmy je okrutnej i bezwzględej ocenie rynku i skandalem jest według mnie mało dyplomatyczne wywoływanie nas do tablicy . Ma Pan rację nikt nikogo do niczego nie zmusza i niech tak pozostanie. Polityka Winnic Jaworek zakłada udział w ocenach i konkursach, które organizowane są „w ciemno” – nie akceptujemy oceny w czasie której oceniający próbują na przemian wina białe z czerwonymi ze nie wspomnę o słodkich a kolejnośc jest wzięta z księżyca. Nie bez znaczenia sa tu ilości ocenianego wian, które poddawane sa ocenie – na Święcie Wina Polskiego w Hotelu Wrocław od zeszłego roku zastosowana kryteriium dużych i małych wianirzy – zdecydowanie „rozruszało” to konkurs – wreszcie mali wianierze nie byli zdominowani przez dużych. Nie skompentuję obiektywizmy oceny – bo maltretowanie niektórych winiarzy balansowało na granicy dobrego smaku.
Jeszcze uściślenie: „wino które było według panelu poprawnie zrobione nie spełniało nawet wymogów…” to Léon Millot 2008 z Winnicy Krokoszówka Górska. Nisko ocenione zarówno przez niżej podpisanego, jak i M. Kapczyńskiego. Poprawnym nazwał je w słownym opisie W. Bosak. Nie ma więc mowy o ocenie „panelu” a tylko jednego z członków.
Dziękuję za wypowiedź, a za niefortunne (bo bez wskazania jej kontekstu) cytowanie wypowiedzi dotyczącej III Konwentu przepraszam – lecz argumenty Waszej nieobecności były jak sądzę te same co w poprzednich latach, bo wszak nie był nią udział P. Stopczyńskiego w panelu (uzgodniony wg mojej wiedzy w przeddzień imprezy, dawno po terminie nadsyłania win).
Czy mylę się zatem sądząc, że o nieprzedstawianiu win zadecydowała dobrze przez Pana ujęta „splendid isolation”? I właśnie tę postawę krytykuję (i proszę wybaczyć słowo „skandal”, mieszczące się w poetyce felietonowego bloga). Konwent nie jest konkursem i argumenty o degustacji nie w ciemno i nie w kolejności uważam w gruncie rzeczy za chybione (choć weźmiemy je pewnie za rok pod uwagę). Jest areną prezentacji win w naszym wspólnym środowisku. Powtórzę, moim zdaniem Winnice Jaworek z uwagi na swój status i dokonania powinny swoje wina na tej arenie prezentować. Myślę że nie tylko ja jako współorganizator ale wielu winiarzy, a także postronnych i bezstronnych obserwatorów nieobecność Waszych win na tym i wszystkich poprzednich Konwentach – powitaliśmy z żalem, smutkiem i goryczą.
Czuję się w obowiązku wytłumaczyć moją niefortunną wypowiedź dot. Léona Millot 2008 z winnicy Krokoszówka Górska, której zresztą natychmiast pożałowałem, gdyż wino to rzeczywiście ani dobre, ani poprawne nie było. Po ostro sformułowanych uwagach krytycznych któregoś z moich kolegów z panelu (jeśli dobrze pamiętam nie był to P. Stopczyński) po prostu żal mi się zrobiło pp. Górskich, ludzi skądinąd sympatycznych, których miałem wtedy na wprost siebie i powiedziałem to w biologicznym odruchu litości, nad którym nie potrafiłem zapanować (vide: „Liebe und Hass” Irenäusa Eibl-Eibesfeldta). Macie więc Państwo prawo uznać, że był to z mojej strony jakiś rodzaj prywaty wynikającej ze słabości charakteru. Niemniej chcę oświadczyć, że w tej wypowiedzi nie należy się doszukiwać żadnej perfidnej intrygi (ani mojej, ani organizatorów Konwentu), zamiaru czyjejkolwiek dyskryminacji, ani też małopolskiego szowinizmu.
Wracając do Pana pytania, dlaczego winiarze z Zielonej Góry byli tak słabo obecni na Konwencie? Ośmielam się stwierdzić, że nasz region był bardzo dobrze reprezentowany. Postaram się to udowodnić na podstawie danych organizatora konwentu. W ubiegłym roku, w jednym z tygodników, ukazała się mapa Polski (wg PIWiW) pt. „Polska moda winna”, gdzie była przedstawiona ilość winnic w kraju:
Podkarpacie 70
Małopolska 60
Dolny Śląsk 20
Lubuskie 15.
Posługując się danymi z IV Konwentu (ilość zgłoszonych winnic):
Podkarpacie 16
Małopolska 22
Dolny Śląsk 8
Lubuskie 8
Otrzymujemy procent reprezentacji regionu:
Podkarpacie 23%
Małopolska 37%
Dolny Śląsk 40%
Lubuskie 53%
Podtrzymując moją opinię o „polityce między wierszami”, proszę o wytłumaczenie takiego zjawiska:
Zdanie z pewnej publikacji rok 2007:
„Dzisiejsze winnice są zakładane najczęściej w rejonach gdzie kiedyś już istniały, np. Dolny Śląsk, Wielkopolska, Wyżyna Krakowsko-Częstochowska.”
I zdanie z innej publikacji, tego samego autora, ale z roku 2009:
„Dzisiejsze winnice są zakładane najczęściej w rejonach gdzie kiedyś już istniały, np. Dolny Śląsk, Wielkopolska, Wyżyna Krakowsko-Częstochowska, Małopolska, Podkarpacie.”
Cudowne rozmnożenie? A co z Ziemią Lubuską? Nie istnieje?
Z Zielonej Góry w IV Konwencie udział wzięły winnice: Equus, Miłosz, na Leśnej Polanie, Cantina, Pod Lubuskim Słońcem, Winiarka.pl, Mozów (bez wina).
Udziału nie wzięli (proszę poprawić jeśli któraś z tych nazw nieaktualna): w Gościkowie-Paradyżu, Jędrzychów, Julia, Katerina, Kinga, U Michała, Nowiny, Pałac Mierzęcin, w Przylepie, Senator, w Świdnicy, Stara Winna Góra.
Pan uważa to za sukces. Ja nie. W artykule pytałem, dlaczego w Konwencie nie uczestniczyli Kinga (gwiazda poprzednich Konwentów), Pałac Mierzęcin (jeden z ambitniejszych projektów w Polsce), Julia (winnica prezesa Stowarzyszenia Winiarzy), Stara Winna Góra (weteran polskiego winiarstwa).
Pan cytuje jakieś izolowane zdanie z książki Romana Myśliwca, mające świadczyć o tym, że Zielona Góra jest zakulisowo krzywdzona. A wystarczyło przyjechać, żeby zaznaczyć swoją obecność, a nawet polemizować publicznie z Myśliwcem. Na to nikt się nie zdobył.
Czy mamy rozumieć, że winiarze zielonogórscy automarginalizują się na złość Myśliwcowi?
Zdania izolowane, ale kompletne, z których coś wynika! Pan zaś wyizolował wyrazy z mojej wypowiedzi (a nawet poprzestawiał zwroty) i odniósł je do konwentu, bo tak Panu pasowało, podobnie jak z wypowiedzią G.Nowakowskiego.
Jeśli chodzi o zwracanie uwagi, to to robię, w wydaniu z 2009, nie ma już sformułowania, że PGR-y zniszczyły, po wojnie,
zielonogórskie winnice.
Inne „kwiatki” w mojej kolekcji to:
„Ma Podkarpacie nawet swój autochtoniczny szczep – wyrazistą jutrzenkę…. Chyba więc wyrasta nam pierwszy prawdziwy region
winiarski w Polsce.”
„Podkarpacie to chyba pierwszy region w Polsce, gdzie można mówić o jakiejś lokalnej tradycji winiarskiej.”
Autor tych słów już się tu wypowiadał, to może napisze, co powinniśmy zrobić w Zielonej Górze, aby stać się prawdziwym regionem winiarskim i regionem z lokalną tradycją?
Wracając do obecności winnic. Nie wszystkie, robią wino, np. przy klasztorze w Paradyżu. Niektórzy, z tego co wiem, mieli duże straty przez przymrozki, np. w Przylepie. Niektórych w ogóle konwent nie obchodzi, bo nie są zainteresowani robieniem win autorskich, albo mają jeszcze młode nasadzenia (Senator), czy sezonowe priorytety (zbiór truskawek – w Świdnicy). Nie mam pojęcia dlaczego nie zgłosiła się Julia, Stara Winna Góra i nie dał win Pałac Mierzęcin. Wiem dlaczego nie pojechała Kinga, ale obowiązuje mnie dyskrecja. Nic mi nie wiadomo o istnieniu winnicy Nowiny.
Nie robimy na złość R. Myśliwcowi, co roku nas odwiedza, osobiście pomogłem zorganizować spotkanie z Mieczysławem Kaszubą.
Moim zdaniem, to formuła konwentu się dawno wyczerpała. Degustowanie takiej ilości różnych win jest b. męczące. Wina podawane
są w niewłaściwych temperaturach, (co wynika z ilości, warunków lokalowych)) ale nie powinno być wytłumaczeniem. Jest za mało
czasu na ocenę wina i zyskują wtedy „wina o intensywnym aromacie i smaku, tracą zaś wina delikatne i stonowane, które pomimo
wysokiej jakości zwykle nie są wysoko oceniane. „(cytat z „Winorośl i wino” str.249)
Jeszcze parę sytuacji, o których za chwilę i zacznę wierzyć, że media elektroniczne permanentnie są monitorowane przez instytucje odpowiedzialne za tematy wina. Nie będę sie odnosił do Pańskiej interpretacji naszego postępowania – jest to Pana zdanie – szanuję je ale się z nim nie zgadzam a dalsze przerzucanie się argumentami może trwać w nieskończoność. Gdyby spytał Pan o oficjalną przyczynę , otrzymałby Pan odpowiedź. Uniknęlibyśmy gubienia się w domysłach i kuluarowych plotkach.
Muszę tu wezwać na pomoc dwóch członków zarządu Polskiego Instytutu Winorośli i Wina, którzy ostatnie tygodnie przed Konwentem. Mam nadzieję ze Wojciech Bosak i Marek Jarosz nie będą mi mieli za złe kiedy powołam się na naszą burzliwą korespondencję przed Konwentem. Dotyczyła ona kuriozalnej sytuacji zatrzymania nam podstawowej i najważniejszej dla nas pierwszej partii wina FENIKS przez Inspekcję Jakości Handlowej Artykułów Rolno Spożywczych. Zagadnienie dosyć szczegółowo przedstawiłem na seminarium drugiego dnia Konwentu i ten drugi dzień i spotkanie dotyczące zagadnień prawnych i problemów formalnych dotyczących wprowadzenia wina na rynek były dla nas najważniejsze w naszej wizycie w Niepołomicach. Tam też chciałem wytłumaczyć nieobecność naszego wina na Konwencie (przynajmniej oficjalną). Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywał że w czasie konwentu nasze wino nadal będzie „zaaresztowane” na czas postępowania administracyjnego. Chcieliśmy, korzystając z mocy oddziaływania Konwentu wykrzyczeć nasze problemy ostrzec następnych winiarzy przez problemami wynikającymi przynajmniej w naszym przypadku z ignorancji urzędników IJHARS w kwestii wina gronowego z upraw własnych. Chcieliśmy wykrzyczeć dlaczego nie ma naszego wian. Cóż nasz prawnik uznał to za niepolityczne i mało skuteczne – i pewnie miał rację lepiej było rozpocząć sprzedaż i zacząć poprawiać kondycję spółki nadwyrężona półrocznym wydawaniem pieniędzy na środki produkcji.
Jechaliśmy na Konwent pełni dobrej wiary po naprawdę budujących rozmowach Markiem Jaroszem i Wojtkiem Bosakiem, liczyliśmy ze jest to początek rzeczywistego jednoczenia środowiska – jaka była atmosfera sam Pan napisał czy z naszej winy – mam wątpliwości. W Pana argumentacji pojawiają się niepokojące dla nuty z hasła „kto nie jest z nami ten przeciw nam”.
Wspomniani członkowie Zarządu PIWiW bardzo pomogli nam w przedstawieniu argumentacji, która została umieszczona w naszej odpowiedzi do Inspekcji – Wojciech Bosak napisał nam wręcz oficjalną opinie prawną udowadniającą błędna interpretację przepisów. Chciałbym za to jeszcze raz podziękować. Jednak w interpretacji urzędników nasze wino nie powinno opuszczać magazynu wyrobów gotowych do czasu zakończenia postępowania administracyjnego.. Oficjalną sprzedaż rozpoczęliśmy po zastosowaniu się do zaleceń pokontrolnych IJHARS – kilka dni przed Konwentem .
Wczoraj otrzymaliśmy pisma od WIJHARS , które po raz kolejny sprowadziły nas na ziemię. Inspekcja żąda podania ceny wina, wielkości obrotu winem i wielkości przychodów spółki celem nałożenia kary za produkcję i wprowadzenie do obrotu wina FENIKS (niezorientowanym przypomnę że z winem wszystko w porządku – w towarzyszącej mu karcie znalazł się błąd, którego usuniecie trwało klika sekund ale nie dało się już wymienić tej karty i wszczęto postępowanie administracyjne, za które otrzymaliśmy na Konwencie czarę goryczy za największy absurd z jakim się zetleliśmy – zresztą ex quo z winnicą UJ). Historia w większości sprzedanego już wina będzie się ciągnąc – może za pierwszym polskim winem pójdzie proces o pierwsze polskie wino? Nie przypuszczaliśmy ze w historii polskiego winoroślarstwa zapiszemy się takim właśnie skandalem. Bo to uważam za rzeczywisty skandal a nie kwestie obecności czy też nie naszego wina – może zamiast kopania się po kostkach lepiej wspierać wzajemnie. Sam w to nie wierzę ale może, kiedyś dożyjemy czasów że winiarze wybiją się ponad polskie piekiełko i zrozumieją, że ciągła walka i wytykanie sobie błędów i przywar nie wpłynie dobrze na ich przyszłość.
Myślę że udało nam się ustalić „protokół rozbieżności” i tym bardziej dziękuję Panu za wypowiedź w tym wątku.
Ja się z cytowanymi przez Pana wypowiedziami książkowymi Romana Myśliwca i Wojciecha Bosaka nie zgadzam. Niesłusznie uważa Pan – między wierszami – Konwent za prywatną imprezę obu panów. Jest to w zamierzeniu wspólna impreza naszego środowiska, organizowana co roku przez winiarzy innego regionu winiarskiego, co podkreśla jej kolektywność. Dlatego uważam, że obecność Zielonej Góry w tegorocznym Konwencie była rozczarowująca. Rzucił Pan częściowo światło na przyczyny absencji niektórych winnic, co tym jaskrawiej ukazało absencję pozostałych.
Natomiast Pana uwagi dotyczące formuły Konwentu w imieniu organizatorów przyjmuję z pokorą i wdzięcznością. Podobne otrzymujemy od innych winiarzy. Dotychczasowa formuła była próbą kompromisu pomiędzy idealnymi warunkami degustacji technicznej a możliwością prezentacji win wszystkich zainteresowanych winiarzy. Na V Konwencie kompromis ten przybierze inny kształt.
Z pozdrowieniami WB
Dziękuję w imieniu Czytelników i własnym za przybliżeniu ponurych warunków działalności Winnic Jaworek w ostatnim czasie. Zasługują one na słowo o wiele mocniejsze niż skandal. I jestem przekonany, że w ich obliczu polscy winiarzy uczestniczący w IV Konwencie okazaliby i okazali Pana firmie całkowitą solidarność.
I tym bardziej jestem przekonany, że nalanie uczestnikom do kieliszków „zaaresztowanego” wina Feniks 2008 byłoby aktem słusznym i sprawiedliwym. W obu Pańskich wypowiedziach w bieżącym wątku nie dostrzegam naprawdę żadnego powodu, dla którego wina Jaworek nie miałyby zostać zaprezentowane na degustacji konwentowej.
Lecz decyzja taka, jak Pan sam już zauważył, była Państwa suwerennym prawem, podobnie jak prawem innych jest krytyka. W tej sprawie „we agree to disagree”. Dołączam się do Pańskiego apelu o solidarność i ślę szczere wyrazy wsparcia
Panie Wojciechu, na razie cytowałem tylko dwóch członków PIWiW, więc proszę za szybko nie wysuwać wniosków i sprowadzać mojej szczerości do imputowania komuś prywaty, bo to cios trochę za nisko.
Mając uwagi co do frekwencji, nie tylko z Zielonej Góry, proszę wziąć jeszcze pod uwagę dwie kwestie:
1. mamy kryzys, trzeba dojechać 300-500 km i nocować 2 razy, jest to jednak duży wydatek dla małego gospodarstwa rolniczego
2. niektórzy nie chcą otrzymywać pytań: na pewno pan tyle dosłodził? a owoce nie były zepsute? itp.itd.
Mam prawo do subiektywnych reakcji, jeśli moje zdjęcia w artykułach członków PIWiW podpisywane są innym nazwiskiem, albo wcale, nawet moje foto z II konwentu w Zielonej Górze, które Pan przytacza na początku artykułu o swarach ma copyright PIWIW. Proszę się spytać M. Jarosza czy dostał pełnię praw autorskich ode mnie. A jakby Pan reagował jak w artykule „Bez składów i podpisu strażaka” MW nr 4/08 (źle podpisane zdjęcia) a o naszej zielonogórskiej inicjatywie zaangażowania senatora Iwana i pilotowania sprawy jest jedno zdanie?!
Dodam tylko, że rzeczone wino Feniks 2009 parę dni temu zdobyło medal na międzynarodowym konkursie Vinoforum 2009 (na którym miałem przyjemność sędziować), pokonując kilka europejskich sław.
(szczegóły tu, tu i tu.
Z całego serca gratuluję!
WBos
Przemku, zarzucasz mi, że odmawiam Zielonej Górze tradycji winiarskich i prawa do nazwania się prawdziwym regionem winiarskim i opierasz to na dwóch zdaniach z moich artykułów, które cytujesz wyjęte całkowicie z kontekstu (nawet nie podajesz źródła). A właśnie ów kontekst jest dość istotny, by zrozumieć właściwy sens tych wypowiedzi, dlatego przytoczę tu dwa nieco dłuższe ustępy:
„Na Podkarpaciu, a zwłaszcza w okolicach Jasła, można już mówić o pewnej ciągłości lokalnej tradycji winiarskiej, której podwaliny przed ćwierćwieczem kładł samotnie Roman Myśliwiec, a którą dzisiaj wzbogacają coraz liczniejsi jego uczniowie. Tamtejsi winiarze odrobili już wstępną lekcję w zakresie rozpoznania siedlisk, doboru szczepów oraz przynoszących powtarzalny efekt technik uprawy i przerobu. Ktoś, kto dzisiaj sadzi winnicę i rozpoczyna produkcję wina na karpackich pogórzach, może już bazować na tej lokalnej wiedzy, a podstaw winiarskiego fachu z powodzeniem nauczy się od bardziej doświadczonych sąsiadów.
Ma Podkarpacie nawet swój autochtoniczny szczep – wyrazistą jutrzenkę, która podczas konwentowej degustacji dobrze wypadła zarówno w likierowym winie Myśliwca, jak i w wytrawnym kupażu z Winnicy Jasiel (a także w egzotycznej, mazurskiej interpretacji Wiktora Bruszewskiego). Chyba więc wyrasta nam pierwszy prawdziwy region winiarski w Polsce.” (cały tekst jest dostępny tu).
„Podkarpacie to chyba pierwszy region w Polsce, gdzie można mówić o jakiejś lokalnej tradycji winiarskiej. Wprawdzie nie jest to jeszcze tradycja zbyt długa, ale dopracowano się tam już pewnych rozwiązań z zakresu uprawy winorośli i wyrobu wina, które dobrze sprawdzają się w tamtejszych warunkach, mogą być powielane w nowo zakładanych winnicach i przynoszą powtarzalny efekt.” (cały tekst dostępny tu).
Pisałem tak przed dwoma laty i wciąż w pełni się pod tym podpisuję. I bynajmniej nie uważam tych wypowiedzi za jakieś tam, jak piszesz: „kwiatki” – dam Ci prawo do takich złośliwostek, jeśli udokumentujesz swoje pretensje do wielkości Zielonej Góry w sposób równie merytoryczny, jak ja to zrobiłem dla Podkarpacia. Gdybym dzisiaj pisał te teksty dodałbym tylko, że oprócz Podkarpacia wyrasta nam jeszcze drugi prawdziwy region winiarski – Małopolski Przełom Wisły.
Nie odmawiam i nigdy nie odmawiałem Zielonej Górze tradycji winiarskich (co rzeczywiście byłoby oburzające). Niejednokrotnie pisałem i mówiłem publicznie, że tradycje i kultura winiarska dawnej Zielonej Góry stanowią zjawisko wyjątkowe w skali europejskiej i że był to niegdyś absolutnie najważniejszy region winiarski, jaki kiedykolwiek w historii zaistniał na tych szerokościach geograficznych. Tu raz jeszcze powtórzę: Zielona Góra ma wspaniałe historyczne tradycje winiarskie.
Natomiast w przywołanych przez Ciebie cytatach piszę o „lokalnej tradycji winiarskiej” w nieco innym znaczeniu i to chyba nietrudno wywnioskować z ich kontekstu. Pojęcia tego używam od lat – i myślę, że dość konsekwentnie – pisząc o zagadnieniu „terroir” i regionów winiarskich i odnoszę je nie tyle do tradycji historycznej, ile do całości zjawisk społeczno-ekonomicznych, kulturowych, technologii etc. związanych z uprawą winorośli i produkcją wina na danym obszarze (Cornelis van Leeuwen i Gerard Seguin w swoim ważnym i często cytowanym artykule „The concept of terroir in viticulture” określili to bardzo trafnie jako „human factor in terroir”).
Dla zaistnienia tak rozumianej lokalnej tradycji winiarskiej konieczna jest pewna ciągłość i homogeniczność owych zjawisk winiarskich, dziejących się na określonym terenie. Krótko mówiąc, jest to jakiś charakterystyczny rys lokalnego wina, rozpowszechniony na danym obszarze styl, jakiś zespół powtarzalnych, wspólnych cech, wynikających nie tylko z warunków naturalnych, ale też z doboru odmian winorośli, metod uprawy i produkcji, lokalnych gustów, wspólnych doświadczeń i filozofii producentów, etc., etc. Bez tego nie może być mowy o „prawdziwym”, w pełni ukształtowanym regionie winiarskim. Aby tak się stało nie są konieczne stulecia historii; są regiony, jak Wilamette Valley w Oregonie, czy Marlborough i Central Otago w Nowej Zelandii, które startując praktycznie od zera w ciągu zaledwie 20–30 lat dorobiły się własnej, żywotnej i oryginalnej tradycji winiarskiej.
Na podstawie tego, co do tej pory miałem okazję zobaczyć i zdegustować mogę stwierdzić, że do osiągnięcia takiego stanu, jak na razie najbardziej zbliżyły się Podkarpacie i Małopolski Przełom Wisły. O Podkarpaciu pisałem już dość szeroko w cytowanym tu artykule, więc ciekawych odsyłam do przedstawionej tam argumentacji. A dlaczego MPW?
Poza tym, że jest to obszar stosunkowo niewielki i spójny geograficznie (może najbardziej spójny z naszych potencjalnych regionów winiarskich) jest tam całkiem spore zagęszczenie winnic, co pozwala już na wymianę myśli i doświadczeń. Podobnie też jak na Podkarpaciu wypracowano już tam sobie pewien podstawowy kanon najczęściej uprawianych szczepów: hibernal, seyval, sibera dla win białych, rondo dla czerwonych. Oczywiście nie wszystkim taki dobór musi się podobać, ale są to odmiany, które dość dobrze się tam sprawdzają i zapewniają już w miarę powtarzalną jakość wina. Konsekwentny i spójny jest też jest styl win, szczególnie białych (czerwone odgrywają tam zdecydowanie drugorzędną rolę), mocno mineralnych, kwasowych ale dojrzałych w aromacie, z pewnym potencjałem dojrzewania. I co istotne – tamtejsze prężne i dobrze zintegrowane środowisko winiarskie ma dość jasną wizję na przyszłość, czego wyrazem jest choćby Karta Winnic MPW, która ma szansę stać się zalążkiem pierwszej polskiej apelacji.
Bynajmniej nie chcę tu powiedzieć, że w Lubuskim nic się nie dzieje. Przeciwnie, powstaje tam całkiem sporo ciekawych, ambitnych projektów winiarskich, a niektóre z tych przedsięwzięć przerastają swoją skalą cokolwiek, co dotąd powstało na Podkarpaciu i w MPW. Ale co tak naprawdę łączy ze sobą winnicę Marka Krojciga, Pałac Mierzęcin, czy – dajmy na to – Winnicę Kinga? Przecież to zupełnie inne światy, jeśli idzie o dobór szczepów, styl wina i filozofia produkcji. Nie mówię, że to jest źle (trochę podobnie jest w tak mi drogiej Małopolsce), ale z takiej materii, jak na razie trudno jest wykroić jakąś wspólną tradycję winiarską. Zielona Góra jeszcze kilkadziesiąt lat temu była regionem winiarskim pełną gębą i głęboko wierzę, że w przewidywalnej przyszłości znów takim się stanie, jednak pewne rzeczy muszą się tam jakoś dotrzeć i z tego twórczego fermentu powinien się wyłonić jakiś wiodący kierunek.
Nie twierdzę też, że Podkarpacie i MPW są już dziś ukształtowanymi w pełni regionami winiarskimi, twierdzę tylko, że są już na najlepszej drodze, aby taki status osiągnąć, może za kilka lat (że tak powiem – „wyrastają”).
Z uszanowaniem,
WBos
Nie podejrzewam, aby Marek Jarosz, ani też którykolwiek spośród członków Instytutu lub redaktorów Magazynu z premedytacją kradli Twoje zdjęcia. Pomyłki przy składzie i inne wpadki redakcyjne zdarzają się we wszystkich wydawnictwach i gdybyż to dotyczyło tylko pomylonych podpisów pod zdjęciami! Żeby nie szukać daleko: jeśli porównasz artykuł p. Magdaleny Dul opublikowany w ostatnim Winiarzu Zielonogórskim (W.Z. nr 32, kwiecień 2009, str. 3) z moim tekstem „Czy można zarobić na małopolskim winie” (Winorośl i wino w małym gospodarstwie w Małopolsce, str. 6 i nast.), to łatwo możesz stwierdzić, że jest to podręcznikowy plagiat. I choć to przede wszystkim wina autorki, to jednak szanująca się redakcja nie powinna takiego artykułu publikować, bez sprawdzenia jej (autorki) wiarygodności. Mimo tego nie w głowie mi posądzać Ciebie, ani kogokolwiek z ekipy Winiarza o złą wolę, czy działanie z premedytacją. To po prostu wypadek przy pracy, który każdemu może się zdarzyć. Dalej uważam, że robicie świetne czasopismo i niecierpliwie wypatruję następnego numeru.
Artykuł „Bez składów i podpisu strażaka” opowiada dłuższą historię „uwalniania” polskiego wina, której kulminacyjnym momentem stała się wspomniana zielonogórska inicjatywa. I uważam, że zostało to należycie podkreślone:
„Kiedy więc producenci z Zielonej Góry namówili swoich parlamentarzystów do podjęcia kolejnej inicjatywy ustawodawczej, z początku wydawało się, że będzie to kolejna sprawa „na Świętego nigdy”. A tu niespodzianka – projekt przeszedł niczym spec-ustawa i po niecałych dwóch tygodnia wszystkie postulowane od lat zmiany były już uchwalone! Przy tym nasi parlamentarzyści, dla dobra polskiego winiarstwa, a może po prostu dla świętego spokoju wznieśli się ponad wszelkie podziały i wykazali niespotykaną wręcz jednomyślność. In vino pax.”
Czy to jeszcze mało?! Przecież tekst ten, poza producentami z Zielonej Góry nie wymienia żadnego innego środowiska winiarskiego, żadnej organizacji, czy osoby, gdyż z założenia był pisany jako informacja do działu „wydarzenia”, a nie laurka na czyjąkolwiek cześć. Nie umniejszając w niczym zasług zielonogórskich winiarzy i senatora Iwana trzeba też zauważyć, że bez wcześniejszego, paroletniego lobbingu i dość sprawnego nagłaśniania sprawy w mediach, w czym wiele innych osób miało swój udział, losy tej inicjatywy mogły się bardzo różnie potoczyć. A więc jeśli ktoś ma prawo czuć się tu niedoceniony, to chyba jednak nie winiarze z Zielonej Góry.
Z uszanowaniem,
WBos