W polskim świecie wina są wielcy obecni i wielcy nieobecni. Do tych pierwszych niewątpliwie należy mało znany pod innymi szerokościami geograficznymi Carlo Rossi, ponadto Chianti czy tania Portugalia. Lista tych drugich jest dłuższa i już nie chcę Państwa zanudzać narzekaniem na brak na naszych półkach dobrego Jura, sherry, Chorwacji czy Central Otago Pinot Noir.

Najsłynniejsza czerwona etykieta Rumunii.
Są jednak nieobecności niewytłumaczalne i jedną z nich jest kompletny brak w Polsce jakichkolwiek przyzwoitych win z Rumunii. (Pomijam anegdotyczne i nieciekawe La Cetate zbierające kurz w katalogu Centrum Wina oraz tuzin supermarketowych kwasów). Jest to dziw tym większy, że jednym z głównych eksporterów wina do Polski jest Mołdawia, produkująca wina takie same jak Rumunia, tyle że o wiele gorsze. Rumunia jest ogromnym dostawcą win z różnych półek i doprawdy codziennego Merlota transportować byłoby o wiele lepiej 1100 km z Bukaresztu niż 14 tys. z Santiago de Chile.

O odmianie Şarbă nie słyszały najtęższe winiarskie encyklopedie.
Oczywiście sprawa nie jest taka prosta. Powodzenie Mołdawii w Polsce wynika ze szczęśliwego skrzyżowania cukru resztkowego i jednocyfrowej ceny. Spora część z 800 mln butelek produkowanych rocznie w Rumunii jest wyjątkowo marna i nie warto sobie nią zaprzątać głowy bez względu na geograficzną bliskość. Co ważniejsze, Rumunia poza mozolną poprawą jakości swych win robi bardzo niewiele, by do nich przekonać takiego Polaka czy Niemca. Nie ma eksportowego wysiłku, nie ma degustacji, nie ma prostego marketingowego przesłania. Jest natomiast jeden z najbardziej absurdalnych systemów apelacyjnych na świecie. W ośmiu regionach udało się ambitnie wytyczyć ponad 50 apelacji o nic nikomu niemówiących nazwach. Pomimo wieloletnich studiów nad tematem nie jestem w stanie wyłuszczyć Państwu różnicy pomiędzy Bucium i Panciu czy Dealurile Drincei a Dealurile Vrancei. Proszę pozwolić, że z powodu miłości do języka rumuńskiego zacytuję Państwu jednak mą apelację najulubieńszą: Colinele Tutovei şi Nicoresti.

Niezapomniany design lat 1950.
Coś może jednak się zmienia na lepsze. Wczoraj wina rumuńskie po raz pierwszy przedstawiły się polskiej publiczności. Skromna degustacja (czterech producentów) odbyła się w przepysznych retro wnętrzach Ambasady Republiki Rumunii przy ul. Chopina, przypominających o czasach, gdy przyjaźń polsko-rumuńska była o wiele bliższa niż obecnie. Nie wzlecieliśmy może na wyżyny smaku, ale pojawiło się sporo przyzwoitych win i aż żal, że wśród publiczności pojawił się tylko jeden polski importer i żaden (poza niżej podpisanym) winopisarz. Ale to pierwsze koty za płoty. Degustacji ma być więcej i wina Rumunii zamierzają nie dać o sobie zapomnieć.

Moje pierwsze Busuioacă de Bohotin.
Starą prawdę, że Rumunia może produkować dobre wina tak w bieli, jak czerwieni ilustrowały wyroby firmy Basilescu (100 ha), m.in. Fetească Neagră Ancestral 2008 (starzenie w starannie odmierzonych 7% beczki) oraz półwytrawna Tămâioasă Românească Autentique 2009, a najciekawszą butelką było półsłodkie rosé de gris Busuioacă de Bohotin 2009, jeden z tych rumuńskich dziwów, bez których bylibyśmy duchowo ubożsi (proszę jednak nie pytać o jego komercyjne perspektywy). Młoda winiarnia Gîrboiu też przedstawiła trudny w odbiorze miks win wytrawnych i nie całkiem, ale Fetească Albă i Sauvignon 2009 z droższej serii Bacanta mogły się podobać. No i kolejny rumuński dziw, czyli rdzenna odmiana Şarbă uprawiana na parunastu hektarach (milczą o niej nawet najgrubsze winiarskie encyklopedie).

Złoty medal w kategorii „Etykieta dnia”.
Nieco rozczarowały mnie butelki znanej i jawiącej się ongiś jako najjaśniejsza gwiazda na krajowym firmamencie firmy Vinarte. Zawiodła szczególnie Fetească Neagră Villa Zorilor 2009 – rustykalne, zielone wino nieoddające honoru czołowej rumuńskiej odmianie. Swój poziom trzymał słynny Merlot Rezerva Prince Matei 2007, ale jest to wino kosztujące w Bukareszcie aż 25€. W tej sytuacji najlepiej wypadła winiarnia Rotenberg, wyróżniająca się ponadto wielką urodą swych dizajnerskich etykiet. Na 20 ha uprawia się tu tylko Merlota i odmiana ta zyskuje pięć ciekawych wcieleń, od taniego supermarketowego Rapsod 2008 (5€) po Notorius 2007 (14€). Poza tym ostatnim wina dojrzewają tylko w używanych beczkach rumuńskich, przez co zamiast zwyczajowego powidłowego tłuszczyku, Merloty Rotenberg nabierają surowej, garbnikowej, nie tak beztroskiej ekspresji. To wina godne znaleźć się na polskich półkach jak najszybciej, bez względu na niewymawialne nazwy apelacji i stereotypy nabrzmiałe wobec rumuńskich win.

Precz z Riedlami.
Wina degustowałem za zaproszenie Ambasady Rumunii Rumuńskiego Instytutu Kultury w Warszawie.
Sami Rumunii, nie bez żalu zresztą przyznają, że mają dobre wina tylko kompletnie nie potrafią ich eksportować. Chyba dali się nawet zdystansować swoim południowym sąsiadom, o północnych już nie wspominając. Szkoda, bo są przecież kraje, które mają przeciętne wina, za to świetnie je eksportują. Ciekawa degustacja, oby chociaż część win trafiła z sal Ambasady na sklepowe półki.
Panie Wojtku,
dziękuję za ten wpis. Dla mnie takim ożywczym tchnieniem są wina Prince Stirbey, zwłaszcza feteasca regala i novac. Dziwię sie, ze nikt tego nie sprowadza. Sentyment do win rumuńskichj pozostal mi, wstyd przyznać, po takiej serii tanich win szczepowych, które sprowadzał niegdys Carey i które, choć proste i wręcz prymitywne, były dla mnie znacznie lepsze od wszystkich Sofii czy Carlo Rossi
pozdrawiam serdecznie
Jongleur
A Pierre Galet w swojej encyklopedii napisał tak:
Sarba – cépage de cuve blanc obtenu par Popescu en Roumanie par fécondation libre de riesling italien. Plant très productif. Vin blanc supérieur, harmonieux avec un arôme spécifique.
Nie do końca rozumiem fécondation libre – swobodne zapylanie? ale jakieś bliskie pokrewieństwo z graseviną tu wychodzi
Zaproszenie było wysłane przez Rumuński Instytut Kultury, pomysłodawca projektu (dzień wcześniej odbywało się impreza kulturalna połaczona z degustacji).
A jednak şarbă jest w internecie : http://www.dce.gov.ro/Info_business/APEV/_Engleza/romania/sarba.htm
Do zobaczenia przy kolejną degustacji win rumuńskich!
Historię że „mają świetne wina, tylko świat nie umie się na nich poznać” słychać często na południu Europy, choćby w Macedonii. To chyba jednak mit. Tym niemniej potrzebny jest komunikacyjny wysiłek. Bo ogólnie rzecz biorąc Rumunia robi chyba lepsze wina niż Bułgaria.
Stirbey to jest ekstraklasa. Niestety na tej degustacji go nie było, choć wiem, że jest zainteresowany eksportem do Polski (kto nie jest?).
Dzięki. Galeta nie sprawdziłem ale np. u Jancis ani widu ani słychu. Fécondation libre to chyba faktycznie swobodna krzyżówka (czyli nie taka sterowana). Do Welschrieslinga bym Sarby nie porównał bo aromat jest o wiele mocniejszy, prawie muszkatowy.
Dziękuję za poprawkę, poprawiłem informację.
Miałem okazję spróbować większości propozycji z winnicy Senator Wine (http://www.senatorwine.ro/en/index.jsp). Wina ogólnie przeciętne, choć doskonale spisują się jako wina codzienne, ot tak, bez zobowiązań. Jest również kilka ciekawych propozycji dla polskiego konsumenta, odwiecznie poszukującego win półsłodkich. Sic! Ciekawostką jest przegląd wspomnianych już szczepów miejscowych, oraz kilka szczepów międzynarodowych w rumuńskim wydaniu.
Muszę przyznać, że mocne wrażenie wywarło na mnie zdjęcie degustacyjnego kieliszka oraz serwetki, momentalnie wróciły wspomnienia z Rumuni, odwiedzanej w trybie Stasiukowym.
Warunki nie sprzyjały bynajmniej robieniu notatek, ale wina wtedy pite, wyłącznie na prowincji, przy całej zgrzebności swej oraz okoliczności towarzyszących, robiły zaskakująco dobre wrażenie – podobnie jak pojedyncze lepszy etykiety, które w Polsce trafiły mi w ręce. Życzmy sobie więc – jakkolwiek by to nie zabrzmiało – więcej Rumunii w Polsce.
Pozdrawiam!
Inna perspektywa na tą samą (?) degustację, czyli Rurale w tekście „Rumunia – zmierz swój stereotyp”:
http://www.sstarwines.pl/drupal-6.10/node/485
Ja byłem na imprezie dzień wcześniej, a pan Wojtek dzień później:) Wina pewnie raczej te same.
pozdrawiam
z tym że dzień później nie było już programu muzycznego 🙂
Nie dziwię się szczególnie, że wspomniany Stirbey nie może przebić się na szerszy rynek, choć, o ile kojarzę, importera w Polsce już ma. Nie sądzę jednak, by się z tą konkretnie winiarnią udało odbudować (wybudować?) wizerunek rumuńskiego winiarstwa w RP.
Mam też wrażenie, że choć wymieniamy owego zacnego szlachcica jako ekstraklasę kraju, to co najmniej kilka winiarni z młodszym pokoleniem za sterami zrobiło już kolejny krok na przód, wyprzedzając jakością tych, zacnych skądinąd winiarzy, których etykiety znajdujemy u Johnsona.
Za jakiś tydzień/dwa pojawi się w RP „nasza próba” wprowadzenia sensownego rumuńskiego, i już ciekaw jestem Waszych komentarzy, gdy spróbujecie co jest w butelkach…
Zanim napisze Pan taką bzdurę jak to że mołdawskie wina są o wiele gorsze od jakichkolwiek innych proszę wybrać się do Mołdawii i spróbować. Te wina są doskonałe. Jeśli zaś pisze Pan o tym co jest w marketach jako wina mołdawskie to proszę to wyraźnie zaznaczyć. Nie przeczę, że wina rumuńskie są dobre ale nie zgodzę się z Pana oceną mołdawskich zwłaszcza, że nie jest poparta żadnymi argumentami.
Drogi R, byłem w Mołdawii i zaręczam, że tamtejsze wina są gorsze od rumuńskich. Pańska ocena win mołdawskich też nie jest poparta żadnymi argumentami – oprócz jak rozumiem tego, że Panu smakują.