Po burzliwej dyskusji, jaka przetoczyła się na moim blogu na temat cen praktykowanych w składzie win Roberta Mielżyńskiego, publikuję jego komentarz w tej sprawie:
Drodzy Klienci,
W odpowiedzi na liczne komentarze dotyczące naszych marży i podnoszenia cen, zdecydowałem się na sprostowanie pewnych padających w dyskusji zarzutów i wątpliwości.
Jesienią roku 2008, kiedy pojawiło się widmo kryzysu, które ciągle trzyma nas za gardło, Euro z poziomu 3,20 PLN poszybowało nagle do poziomu 3,9–4,0 PLN podjęliśmy decyzję o niekorygowaniu cen, biorąc na własne barki wahania kosztów walut. Na początku 2009 roku, nawet kiedy złotówka sięgała dna swojej wartości, wciąż nie korygowaliśmy cen. Tym samym zadbaliśmy o to, żeby konsekwencje kryzysu dotknęły Państwa w jak najmniejszym stopniu. Dopiero wiosną, kiedy przyjechały nowe dostawy musieliśmy ująć w kosztach różnice kursowe, co jest rzeczą naturalną i nie wzbudzającą żadnych wątpliwości ze strony każdego, kto choć przelotnie miał kontakt z zagadnieniem handlu międzynarodowego lub śledzi wydarzenia na zagranicznych rynkach i umie je skojarzyć ze zmianami cen na rynku rodzimym, czy to wina, czy benzyny, czy nawet pomidorów.
Oczywiście wyższe wina z Bordeaux są przypadkiem szczególnym, bo ich ceny od rocznika 2005 zaczęły gwałtownie rosnąć. O ile w przypadku 2005 było to wytłumaczalne, co wiedzą wszyscy ci, którzy mieli szansę pić na naszej degustacji Grand Cru w 2009 wina z tego wyjątkowego rocznika, to młodsze roczniki już tak bardzo nie legitymizują jakością swojej ceny. Nawet osławiony 2009, który był rocznikiem niewątpliwie dobrym, choć w żadnym razie nie do tego stopnia, jak się go w tej chwili wycenia. Dodatkowo doszła do tego ekspansja konsumentów z Chin, którzy wykupują wielkie Bordeaux w ciemno nie licząc się z kosztami, uniemożliwiając weryfikację cen przez dojrzały i bardziej krytyczny rynek europejski.
Chciałem zapewnić wszystkich, że od czasu otwarcia sklepu i wine baru na Burakowskiej w 2004 roku do dziś moja polityka odnośnie cen nie zmieniła się i ciągle głównym punktem odniesienia nie jest dla mnie rynek polski, lecz europejski. Cały czas kontrolujemy poziom cen tak by dysonans między naszymi cenami a cenami win w regionie pochodzenia był minimalny lub żaden, jak w przypadku Szampanów, Amarone, Barolo, Douro, Brunello di Montalcino i wielu innych.
Dziękuję wszystkim za udział w dyskusji, również tym bardzo krytycznie oceniającym naszą politykę cenową. Wiem, że takie rozmowy są potrzebne i mam przekonanie, że dzięki nim stajemy się silniejsi i z tym większą uwagą możemy kontrolować ceny tak by odpowiadały jakości, która czy to w kwestii wina, czy jedzenia i obsługi, zawsze była i będzie naszym priorytetem.
Do zobaczenia na Burakowskiej!
Robert Mielżyński
Chapeau bas, monsieur!
„Gier cenowych ciąg dalszy. Rocznik 2005 w Leclercu na półce niecałe 170 zł, u Mielża ponad 250.” Avanti!:)
Ale rocznik czego?
Phelan-Segur. Zapomniałem dodać.
Rurale, to na pewno spad jest jakiś, albo fałszywa promocja, nie daj się nabrać! Zresztą ten temat był już wielokrotnie wałkowany, nie ma o czym gadać. EOT.
Twój sarkazm jest chyba nie na miejscu Starze. Bowiem te dwa wina to zupełnie inne przypadki. Domaine de Chevalier 2001 o którym wcześniej pisałem jako o „spadzie” w cenie która była w Carrefourze (23 EUR) nie kupisz nigdzie w Europie. Phelan-Segur po 170 zł/43 EUR to jest w miarę normalna cena. A „fałszywe promocje” które mi wkładasz w usta ironicznie od jakiegoś czasu są Twoim wymysłem. Swego czasu pisałem przy okazji Biedronki o „fałszywych okazjach”.
Bardzo zręczna wypowiedź, Rzeczywiście „chapeau bas” dla Pana Mieżyńskiego czy copyrighterów, którzy jego oświadczenie wyrychtowali. Rozbierzmy kluczowe zdanie: „Cały czas kontrolujemy poziom cen tak by dysonans między naszymi cenami a cenami win w regionie pochodzenia był minimalny lub żaden, jak w przypadku Szampanów, Amarone, Barolo, Douro, Brunello di Montalcino i wielu innych.” Czytelnik ma kupić to, że Pan Mielżyński sprzedaje nam po włoskich cenach włoskie wina, tak że nie musimy się z domu ruszać dalej niż na Burakowską. Jest to oczywista nieprawda: Tedeschi Amarone 2006 można kupić we Włoszech po 25euro = 100 złotych a u Pana Mielżyńskiego 150, Siro Pacenti za równowartość 220pln – u niego 270pln itd, itp. Czy Pan Mielżyński kłamie? Bynajmniej. Używa celowo pokrętnego określenia „tak by dysonans między naszymi cenami a cenami win w regionie pochodzenia był minimalny lub żaden”, w którym czają się dwie pułapki. Po pierwsze „minimalny” jest oczywiście pojęciem względnym. Po drugie, co znaczy słowo „dysonans”? Przecież gdyby Pan Mielżyński chciał mówić prostym tekstem, toby powiedział „różnica”. „Dysonans” to nie jest „różnica”. ale „rozdźwięk” (komu jak komu ale red. Bońkowskiemu nie trzeba tego tłumaczyć :-)) czyli „jaskrawa różnica”. Ergo, Pan Mielżyński twierdzi, że sprzedaje wina bez „jaskrawej różnicy” z cenami w regionie produkcji a czasem tylko z „minimalnie jaskrawą różnicą”, choć żeby tak to zrozumieć, trzeba się chwilę pogłowić. Jeśli tak, to pełna zgoda. Ot, sztuka retoryki…
Drogi Wojtku, o przykladowych cenach Amarone Classico Tedeschi we Wloszech mozna adnotowac takie:
2001 29 Euro
2003 28 Euro
2005 22 Euro
2006 24 Euro
2007 30 Euro.
O przykladowych cenach Amarone Classico Tedeschi 2005 (22 Euro we Wloszech) w Europie mozna patrzec w tej stronie internetowej:
http://www.vinopedia.com/wine/Tedeschi+Amarone+della+Valpolicella+Classico+2005 (uwaga na pojemnosc!)
Do cen w/w trzeba dodac polska akcyze i transport do Polski (w ocieplonych ciezarowkach).
Jeszcze notatka:
Amarone Classico Tedeschi 2006 za 24 Euro mozna kupic dopiero teraz (z upustem) poniewaz rok temu bylo jeszcze sprzedawane normalnie za 28, tak jak mozna patrzec np. w tej stronie internetowej:
http://www.italianwineselection.com/vmchk/6-Rossi/431-Amarone-Classico.html
Bawimy sie w dziennikarstwo śledcze? Znakomicie! No to dodajmy, że u naszych zachodnich sąsiadów Amarone Tedeschi 2006 można kupić bez żadnych upustów za 23,35 euro w der WeinWeber.
Panie Wojtku, przyznam że się trochę gubię. W tej lawinie oświadczeń, listów i wywodów uczestników tej dyskusji. Czy potrafi Pan je podsumować? Czy mamy podstawy żeby jednoznacznie stwierdzić że Jeronimo stosuje dumping, a Robert Mielżyński nieuzasadnione wysokie marże, np. na butelki z Bdx? Czy raczej pozostajemy w sferze podejrzeń, spekulacji i własnych widzimisię? Czy potrafi Pan to rozstrzygnąć?
Szanowny Panie „temi”, myślę, że Pana zdanie „Bawimy sie w dziennikarstwo śledcze? Znakomicie!” nie jest zaproszeniem na jałową polemikę. Wszyscy wiemy, że żaden polski importer (m. in. Mielżyński) kupi we Włoszech wino najlepszymi warunkami. Niemcy raczej tak. Przykład, o którym Pan pisał, pozwoli mi odpowiadać, że Wein Weber od dawna importuje ciągle od Tedeschi, nie od paru lat. Więc może się cieszyć o lepszych relacjach handlowych z powodu różnicy ilości zamówionych win, szerokości gamy zamówienia, ilości transportowanych win do kraju importera, brak akcyzy z importu. Wszystko to może nawet wynosić ok. 10% cen? Załóżmy, że Pan nie uwierze w to, jednak wszyscy ci, którzy handlują z Włochami wiedzą, że importować 200 butelek jednego wina raz w roku przyczynia wyższe ceny zakupu niż 2000 tego samego wina oraz 20.000 butelek innych win tej samej kantyny. Druga sprawa. Tedeschi w początku sprzedał to wino drożej niz dziś. Pierwsze dostawy mieli inne ceny dla wszystkich na świecie. Nie wiemy kiedy Mielżyński kupił to wino. Wiemy natomiast, że niektóre wielkie sieci (niemieckie, czy włoskie), zauważane jako poważnejszymi odbiorcamy niż każda winoteka w Polsce (m. in. Mielżyński), są poinformowane o pozostałych butelkach przy niektórych kantynach i mogą za te pozostałe butelki zapłacić mniej, kiedy kantyna chcę opróżnić magazyn. Pedrelli we Włoszech sprzedał Amarone Tedeschi 2006 dwa lata temu za 29,10 a teraz za 26,35. Tak jak Pan czyta, to też może nawet wynosić ok. 10% cen? Załóżmy, że Pan nie uwierze nawet w to. W takim razie, gratuluję Panu tańszego zakupu internetowego wina przy Wein Weber. Może droga internetowa będzie lepsza niż sklep na Burakowskiej. W przyszłości wiemy, że zakupy internetowe będą coraz więcej zalecane. Problem stanowi tylko na to: towar nie polega zwrotowy, w razie zepsutych korków czy złamania butelek podczas transportu i trzeba dodatkowo zapłacić (np. w Wein Weber) 10 Euro za wysłane do Polski 3 butelki, 13 od 4 do 17, 15 od 18 itd…
Oczywiście, że nie kupisz. Ale cena ok. 36-37E jest już realna jak widać:
http://www.vinopedia.com/wine/Domaine+de+Chevalier+Rouge+2001
choć to stary rocznik już przecież jest, czyli nie tak bardzo odlecieli od 23E, na które się powołujesz. Polecam Ci Wojtku korzystanie z Vinopedii na przyszły raz, ona bardziej europejska wydaje się być. Rozśmieszyłeś mnie swego czasu bardzo z tymi „fałszywymi okazjami”, mylnie nazwanymi przeze mnie „fałszywymi promocjami”, od tej pory poprawnie będę Cię cytował, obiecuję. Pytanie Rurale jak najbardziej na miejscu. Ciekawe. Wrzuciłeś komentarz Wojtku Mielżyńskiego, a sam się do niego nie ustosunkowałeś. Nie wiem czemu. Co o nim sądzisz? Podobnie z Biedronką. Masz jakieś twarde dowody? Czy to ciągle li tylko medialnie nośne much ado about nothing. Stop beating about the bush, get to the point:-)
Szanowny Panie Crosta!
Na ile jestem w stanie zrozumieć, co Pan chce powiedzieć, odpowiadam:
1. Najpierw Pan twierdzi, że firma niemiecka ma lepsze warunki zakupu niż Mielżyński a potem pisze: „Pierwsze dostawy mieli inne ceny dla wszystkich na świecie.” (rozumiem: pierwsze dostawy miały stałą cenę dla wszystkich na świecie, wyższą niż później dla niektórych). To jest sprzeczność.
2. Na moją skromną znajomość matematyki Pańskie wylicznia, jeśli prawdziwe, tylko potwierdzają moja diagnozę: Pan Mielżyński biorąc za butelkę Tedeschi 150pln ma zysk znacznie większy niż importer niemiecki. Uczciwość wymaga przyznać Mielżyńskiemu to, że inny polski importer sprzedaje je po 190pln.
3. W zdumiewającej zgodzie z utyskującymi polskimi importerami podkreśla Pan wysoki VAT, akcyzę (patrz niżej), wąski rynek w Polsce, a równocześnie przemilcza Pan to, że siła robocza w Polsce jest tańsza, że tańsze paliwo i niższe koszta wynajmu powierzchni magazynowej, mniej wyrobiony polski konsument ma mniejsze wymagania, etc. Krótko mówiąc, nie ma żadnego innego powodu poza zachłannością polskich imperterów, żeby butelka włoskiego wina w Polsce kosztowała 50% drożej niż w Niemczech. I jestem do tej tezy bardzo mocno przywiązany :-). Dokładnie tak samo jak parę lat temu bezczelnym utyskiwaniom właścicieli aptek na wysokie koszta ich działalności przeczył fakt, że w tym samym czasie apteki wyrastały wszędzie jak grzyby po deszczu (na nowych osiedlach jeszcze przed sklepami spożywczymi), tak teraz utyskiwaniom handlarzy win na podatki czy kurs euro przeczy lawinowy przyrost importerów i sklepów specjalistycznych. Skądinąd w tym samym czasie gdy Pan Mielżyński heroicznie brał na siebie ciężar wzrostu kursu euro, przeprowadził wcale poważne inwestycje na Burakowskiej. Widać jakoś sobie biedaczysko radzi…
4. Problemem zakupów w zagranicznych sklepach winiarskich w Polsce przez internet nie jest niemożność zwrotu zepsutego wina, ale to, że sprowadzenie przez osobę prywatną zza granicy wina nabytego przez internet (zatem sprowadzonego poprzez firmę kurierską, a nie fizycznie konsumenta) jest przestępstwem skarbowym (patrz następny punkt).
5. Niech Pan porzuci mitologię akcyzy: przy winach w cenie pow. 100 pln nie ma ona żadnego istotnego przełożenia na cenę (za rok 2009 wynosiła 158pln za 100 l wina, co dawało ok. 1pln na butelce!). Jej związek z ceną win w Polsce jest zupełnie innej natury: istnienie akcyzy uniemożliwia indywidualnemu klientowi nie mającemu zarejstrowanej działalności gospodarczej nabywanie wina w kraju jego pochodzenia (czy innego kraju gdzie jest taniej) drogą internetową (patrz poprzedni punkt) i tym samym omijanie wybujałych cen oligopolu polskich importerów. Jej istnienie jest dla Pana Mielżyńskiego i jego „konkurentów” ZBAWIENNE.
Łączę ukłony i obiecuję na tym zakończyć. W końcu to blog Pana Redaktora Bońkowskiego, a dyskusja gości ignorująca obecność gospodarza do grzecznych nie należy 🙂
@Star: Link do Vinopedii który podałeś niestety podważa Twoje słowa, bo najtańszy Chevalier w Les Bons Vins kosztuje nie 37€ (to cena netto) tylko 44€. (Wine-Searcher w wynikach wyszukiwania podaje czy cena zawiera VAT, czy nie). Ta sama Vinopedia pokazuje zresztą że znakomita większość ofert na Chevalier 2001 to 50–60€ czyli niewiele mniej niż sprzedawał ten rocznik Mielżyński. Nie rozgrzesza to R.M. z narzutów (dla mnie też niezrozumiałych) na niektóre Bordeaux, ale jednak inaczej ustawia kontekst dyskusji. Mielżyński nie może się cenowo równać z najtańszymi sklepami w Europie, ale nie odstaje tak bardzo od cen średnich. A co do Chevalier 2001 w Carrefourze za 89 zł, będę obstawał przy sformułowaniu „spady”. Było to wino niesprzedane we Francji i jeszcze do tego źle przechowane (niektóre butelki przeciekały, wino było wyraźnie ewoluowane) – co zresztą sam przyznałeś („co drugi był w porzo”).
@Temi: W sprawie Amarone Tedeschi zgadzam się z Panem – to wino powinno kosztować taniej. (I niewielkim pocieszeniem jest, że poprzedni importer czyli Wine4You od lat je sprzedaje za 199 zł). Od dawna postulowałem (także na łamach MW) żeby znalazł się odważny importer, który postawi na półce wina ze sławnych apelacji takich jak Brunello, Barolo czy Amarone za 99 zł. Sporadycznie się to udawało i na miejscu Mielżyńskiego w takich charakterze potraktowałbym Amarone Tedeschi, nawet obniżając na to wino marżę.
Natomiast reszta Pańskiego komentarza sugeruje, że oferta Mielżyńskiego to jest jakaś strasznie dysonująca, brutalistyczna muzyka. Gwoli uczciwości wypadało obok tych win, które są wyraźnie droższe niż na Zachodzie (Tedeschi, omawiane szeroko Bordeaux) wspomnieć też o tych, które nie są: Foradori Granato (179 zł) – we Włoszech od 40€. Château d’Aydie Madiran (80 zł) – we Francji na półce 17€. Kistler Russian River Chardonnay (466 zł) – cena taka sama jak w Niemczech. Vale Dona Maria (140 zł), Vale Meão (215 zł) – w Niemczech parę € taniej, w Portugalii nie do dostania w tych cenach (VM min. 70€), itd., itp. Tutaj już są miękkie dysonanse albo wręcz pełna eufonia. Sprawa nie jest więc jednoznaczna. Sformułowanie o „oligopolu polskich importerów wina” też jest przesadne. Mamy kilkuset importerów i nikt nikomu nie broni proponować Amarone Tedeschi w takiej cenie, jak w Niemczech, co skutecznie rozwali sprzedaż Mielżyńskiemu. Z jakichś powodów mało kto się na to zdobywa, chociaż jak wskazał kto inny w tym wątku Wina.pl sprzedaje Phélan-Ségur znacząco taniej niż R.M. i klient ma wybór, a dzięki cierpliwym tropicielom cen w internecie również informację. Taka sytuacja nie ma nic wspólnego z oligopolem.
@Rurale: Rozstrzygnąć dyskusji nie potrafię, bo nie znamy cen zakupu. Zatem o marżach możemy tylko spekulować.
Podsumować natomiast mogę. W sprawie Biedronki nie pisałem, że uprawia dumping, tylko dziwiłem się, że ceny są tak niskie i pytałem publicznie, skąd się biorą. Z początku sądziłem, że większość win Biedronka sprzedaje z małą, typowo supermarketową marżą, a wybrane z jeszcze niższą (znana technika „loss leader”). W toku sprawy wyszły jednak na jaw kolosalne upusty udzielane Biedronce przez portugalskich importerów, do których sami między wierszami się przyznają. Tym niemniej fakt, że Biedronka po miesiącu może obniżyć na niektóre wina cenę o dalsze 30% a jej rzecznik nadal twierdzi, że marża jest dodatnia, budzi duże wątpliwości. Kończąc sprawę Biedronki chcę podkreślić, że nie zwalczam jej niskich marż en masse. Uważam że proponuje dobre wina (portugalskie) w bardzo konkurencyjnych cenach i chwała jej za to. Natomiast za działanie nieetyczne i psujące rynek uważam oferowanie tych samych win co inni importerzy w Polsce (teoretycznie „oficjalni” przedstawiciele danych producentów) z bardzo niską marżą.
W sprawie Mielżyńskiego, jego komentarz zacytowałem dla informacji Czytelników. Dla mnie on niczego nie wyjaśnia, poza stwierdzeniem, że marże są stałe. Dyskusja zaczęła się od wypowiedzi Marka, że marże R.M. urosły i że Mielżyński sprzedaje obecnie Bordeaux na podobnym poziomie co LPdV czy Festus. Oba te stwierdzenia są nieprawdziwe i do tego się odnosiłem. Czy Mielżyński jest tani, czy drogi, to jest kwestia subiektywnego odczucia, którego nie bronię ani Markowi, ani nikomu innemu. Temi w komentarzu też pisze o drożyźnie u R.M., na co odpowiedziałem dając przykłady win, które kosztują na Burakowskiej tyle samo bądź symbolicznie więcej, niż w Niemczech, Francji albo Włoszech.
Jasne, że różnica 170250 zł na tym samym roczniku Phélan-Ségur w dwóch polskich sklepach pokazuje słabą stronę Mielżyńskiego. Dlaczego tak jest? Część Bordeaux R.M. bierze bodaj z Austrii, a te, które bezpośrednio (jak Ph-S, Chevalier, Kirwan), brał zawsze po wypuszczeniu win na rynek, gdy inni (na pewno większość tych, którzy wyskakują jako najtańsi w wyszukiwarkach) kupują en primeur, co w większości roczników oznacza co najmniej 30% oszczędności. Oczywiście R.M. też mógłby brać en primeur, ale nie chciał, bo jak mi wielokrotnie mówił, przed zakupem chce spróbować wina zabutelkowanego – i chwała mu za to podejście (en primeur kupił dopiero część win z rocznika 2009). Nie chcę jednak go tłumaczyć z wysokich cen. Tu rzeczywiście jest dysonans. Sama odpowiedź R.M. nie wyjaśnia np. zupełnie, dlaczego Domaine de Chevalier 2004 podrożał o 120 zł w stosunku do 2003, chociaż cena rynkowa tego wina była zbliżona, a kurs € akurat wtedy był na dość zbliżonym poziomie ok. 4 zł.
Tym niemniej chcę powiedzieć jeszcze 2 rzeczy. Robert Mielżyński zapewnia, że jego marża jest stała (a nie ma powodu by sądzić, że akurat na Bordeaux jest wyższa) i że wysokie ceny są wynikiem cen zakupu. Orientacyjnie wychodzi na to, że Mielżyński ma marżę ok. 50%. Ale za tę marżę dostajemy nie tylko butelkę, lecz również fachową obsługę (za każdym razem, gdy czegoś chciałem się dowiedzieć o winach od „sommelierów” na Burakowskiej, dostawałem bdb informację), możliwość wypicia na kieliszki każdej butelki w sklepie, nawet najdroższej, trzy bezpłatne degustacje w ciągu roku na których można spróbować łącznie ok. 60% oferty. Zatem porównywanie cen Mielżyńskiego do Carrefoura czy do najtańszych cen znalezionych w Winesearcherze nie jest rzetelne.
Druga rzecz to smutna konstatacja, że sprawa cen rozpala emocje i zupełnie monopolizuje nasze dyskusje o winie. Już nie rozmawiamy o smakach, szczepach, stylach i terroir, tylko o tym, kto ma najtaniej, a kto nas okrada. Wątki o Biedronce i Mielżyńskim na moim blogu mają rekordową ilość komentarzy poświęconych wyłącznie tej kwestii. Ja pisałem o nowych winach na Burakowskiej – Bürklin-Wolf, Alzacja, sherry – ale to już nie jest takie ciekawe. Sprowadzanie wina do liczby to jest prymitywizacja, a w przypadku takiej oferty jak Mielżyński zwłaszcza. Uważam, że to jest zły kierunek rozmawiania o winie.
Szanowny „temi”, odpowiadam na Pana ukłony z wyrażnym szacunkiem za poszerzenie tematu w interesie wszystkich czytelników. Ponieważ sądzę, że „Mielża” czyta ten wątek, mam nadzieję na jego opinię. Zgadzam się 100% z Wojtkiem za to zdanie: „W sprawie Amarone Tedeschi zgadzam się z Panem – to wino powinno kosztować taniej. (I niewielkim pocieszeniem jest, że poprzedni importer czyli Wine4You od lat je sprzedaje za 199 zł). Od dawna postulowałem (także na łamach MW) żeby znalazł się odważny importer, który postawi na półce wina ze sławnych apelacji takich jak Brunello, Barolo czy Amarone za 99 zł. Sporadycznie się to udawało i na miejscu Mielżyńskiego w takich charakterze potraktowałbym Amarone Tedeschi, nawet obniżając na to wino marżę”.
Dzisiaj kupiłem w LIDLU dobre Cepa Lebrel joven Rioja 2009 PRSL Fuenmajor za 12 PLN i szczerz mówiąc nie tęsknię za żadnego Amarone za 12 razy tyle…….
Napisałem że „co druga dobra, a może i więcej”, teraz to Ty niedokładnie zacytowałeś. Okazuje się, że jak sobie przypomnę i wezmę pod uwagę średnią z kilkunastu butelek jakie ludzie kupili w Carrefourze to wychodzi jednak dużo większy procent, czyli „może i więcej”: http://www.sstarwines.pl/wino4645 a biorąc pod uwagę niską cenę i tak warto było je kupić. Mi trafiły się chyba trzy z których jedna budziła wątpliwości. To co działo się wtedy we Francji jest bardzo ciekawe, ale nic nie wnosi dla polskich, jak widać po przytoczonym wpisie, zadowolonych z tego wina klientów: Ggreg pobił rekord, bo kupił 8 butelek:-) Nie wiem ile Ty kupiłeś? Ile spróbowałeś? A żeby o smakach było, to napisz może czy smakują CI wina od Chevaliera.
Wojtku to, że Twoje wpisy nt win z Alzacji, czy win Buerklina Wolfa nie przyciągnęły uwagi i nie wywołały dyskusji może wynikać z różnych źródeł, niekoniecznie leżących po stronie czytelnika. Jakbyś cały czas pisał o postbetamodernizmie, czy prealfatradycjonalizmie, tu czy tam, zamiast anonsować temat dobrych cen (radziłbym trochę dokładniej je wcześniej zbadać, w czym Ci tu pomagamy przecież), to kierunek byłby jedynie słuszny. Ale wtedy słyszałbyś tylko echo. Czy o to Ci chodzi?
Czy uważasz, że konkurencyjność jest nieetyczna i psuje rynek? Dobrze zrozumiałem. Niektórym zakazujesz wprowadzania tych samych win, jeśli ktoś już je ma z niską marżę, a z drugiej strony innych zapraszasz do importu Tedeschi mimo, że ma je już Mielżyński, który wg Ciebie ma dobre marże. Nie do końca rozumiem.
Chcialem napisac „Brawo!!” dla postu Temi, zwłaszcza pod punktem nr 2 podpisuję się obydwoma rękami i nogami 😉
Co do marż na Burakowskiej, to że Miełżyński robi 3 darmowe degustacje w roku, to bardzo mi się to podoba i szanuję go za to, naprawdę. To że ma się fachową poradę to już nie do końca mnie przekonuje bo sklepy specjalistyczne we Francji czy Niemczech też mają dobrych sprzedawców, którym płacą w euro a nie złotówkach a i tak ceny wina mają tańsze niż na Burakowskiej.
Zresztą nie chcę się chwalić na siłę ale jak Kolecki Majewicz pracował na Burakowskiej to kiedyś jak rozmawiałęm z Panem Robertem, to zawołął on Koleckiego i powiedział mu żeby posłuchał naszą dyskusję i co mówię o winach z Bordeaux bo się może wiele nauczyć. ;)))) Pamiętam to do dzisiaj.
Tak więc bez przesady z tą fachową wiedzą, dla mnie ona nie rekompensuje marż.
Panie Wojciechu, nie wiem czy zdaje Pan sobie sprawę ale tylko jakiś margines sklepów winiarskich oferujących Bordeaux w Europie Zachodniej bawi się w en primeurs, gigantyczna większosć kupuje u pośredników tak jak Miełżyński, tylko albo kupują po niższych cenach, albo co też jest prawdopodobne kupują po podobnych co Miełżyński tylko z różnych powodów zamiast 50% marży mają 10 czy 20%.Wiem bo moja znajoma handluje winami w Niemczech od kilkunastu lat, sprzedają wina zresztą na cały świat. Mają marże zwykle 10% i te 40% różnicy w stosunku to Miełżyńskiego to powód że u niej Poyferre 2006 kosztuje 54 euro z VAT a u Miełżyńskiego 500 zł.
A jej firma też musi płacić podatki, koszty utrzymania, pensje itp.
Zupełnie nie wiem czemu Robert Mielżyński miałby dostosowywać się do Waszych pomysłów i wątpię też czy by to mu na dobre wyszło? Radzi sobie przecież dobrze. A w końcu Wojtek i jemu podobni rozintelektualizowani winopijcy to margines rynku, nie do końca zresztą, jak widać na przykładzie Biedronki, rozumiejący jego realia. Ponadto nie rozumiem Wojtku czemu od razu przy koronacji nie wspomniałeś też o cieniach królestwa, czyli o tym, o czym piszesz dopiero teraz w komentarzach. Dopiero teraz dowiadujemy się od Ciebie, że Tedeschi i Bordeaux mogłyby być „u Mielża” (do Mario: tak właśnie Roberta Mielżyńskiego ochrzcił bodajże TPB, ew. ktoś inny z MW i się przyjęło) tańsze. Co więcej zachęcasz do obniżenia cen. Czemu nie od razu, czy koronacja to zły moment, aby poprosić o obniżkę podatków;-)?
„Zupełnie nie wiem czemu Robert Mielżyński miałby dostosowywać się do Waszych pomysłów i wątpię też czy by to mu na dobre wyszło?”
sstar to ty nie znasz starej śpiewki naszych importerów i sprzedawców, że jak wina będzie się więcej sprzedawało to będzie można obniżyć marże i ceny zrobią się zbliżone do cen w sklepach specjalistycznych w Europie Zachodniej?? NI wierze że nie słyszałeś tego. Sukces Burakowskiej pokazuje jak fałszywa to śpiewka.
@Marek: Ma Pan rację co do sklepów kupujących Bordeaux en primeur, aczkolwiek sądzę że – tak jak napisałem poprzednio – te najniższe ceny danego wina w różnych wyszukiwarkach są autorstwa sklepów które tak właśnie się zaoptarują.
Poza tym po raz kolejny proszę Pana, żeby powołując się na ceny był Pan bardziej precyzyjny. Nie znam Pana znajomej i ufam że faktycznie sprzedaje Léoville-Poyferré 2006 za 54€, natomiast u Mielżyńskiego to wino kosztuje brutto 389 a nie 500 zł tak jak Pan napisał.
Co do Pańskiej wypowiedzi o „starej śpiewce importerów i sprzedawców, że jak wina będzie się więcej sprzedawało to będzie można obniżyć marże i ceny zrobią się zbliżone do cen w Europie Zachodniej”, nie przypominam sobie takiej wypowiedzi Roberta Mielżyńskiego, ale z pewnością może Pan podać źródło tego cytatu.
@Star: Drogi Starze, w przeinaczaniu cudzych wypowiedzi dla nagięcia ich do własnej retoryki jesteś mistrzem prawie takim jak ja, „a może i większym”. Nigdy nie pisałem bowiem o postbetatradycjonalizmie. Gdybyś w przerwach między dyskusją o cenach chciał przybliżyć światu co to takiego, bądź pewny, że z wielką radością Cię zacytuję na tym blogu.
Chevaliera 2001 z Carrefoura za 89 zł spróbowałem 3 butelki. Dwie były wyraźnie ze(/nad?)psute, słaby kolor, lotna kwasowość, wyraźna ewolucja. Jedna była poprawna, ale nie porwała mnie i nie dorastała do fantastycznych roczników 2005 czy 2009. Piszesz że „biorąc pod uwagę niską cenę i tak warto było je kupić”. Czy tak samo powiedziałbyś kupując płytę CD z których 2 na 3 byłyby porysowane? Kupowałbyś 3 żeby jedna nadawała się do użytku? A co powiedziałbyś komuś kto nie odróżnia wina wadliwego? Kto np. kupiłby butelkę w Carrefourze na uroczyste przyjęcie, kierując się sławą wina i cenową okazją, a dostałby na wpół utleniony kompocik? Sprzedawanie produktu nietrzymającego jakości bez informowania o wadach jest w ogóle nie do przyjęcia, niezależnie od rozmiaru przeceny.
We wpisie Król nie śpi o Mielżyńskim w zasadzie nie pisałem o cenach, tylko o nowych winach i o tym, że moim zdaniem R.M. zapewnia najlepszy winiarski serwis w Polsce. Czy przy tej okazji miałem prosić o obniżkę cen, pisać o zupełnie mi niesmakujących winach Los Boldos i o tym, że w zeszłą środę makaron był rozgotowany? To już, by tak rzec, ocenią wyborcy.
Nie wierzę, że nie widzisz różnicy w konkurencji cenowej na Phélan-Ségur między Wina.pl i Mielżyńskim a tanią Portugalią między Biedronką i Atlantiką. Choć swoją opinię już jasno wyraziłem, tłumaczę jeszcze raz: wykorzystywanie dominującej pozycji dla zakupu wina u producenta z ogromnym upustem i rzucenie na rynek w cenie o 50% niższej niż od lat reprezentujący dane wino mały importer, i to z marżą budzącą podejrzenie o działanie na granicy prawa, jest dla mnie działaniem nieetycznym. Taka wojna cenowa ma na celu zniszczenie importera i w dłuższej perspektywie nie zwiększa, lecz właśnie zmniejsza konkurencyjność rynku wina.
Panie Wojciechu co do ceny Poyferre 2006 to już Panu na priv napisałem, moja pomyłka. Ale to i tak nie zmiania gł ownego wątlu co do porównania cen między Polską a Zachodem.
Co do starej śpiewki to było to wałkowane przez długi czas na forum wino na gazeta.pl, nie wiem czy Pan jeszcze to forum pamięta. Może sstar też Panu przypomni bo przecież pisał w tym okresie na forum.
Tyle że Robert Mielżyński nie brał udziału w tej śpiewce i nie zapowiadał żadnej obniżki marży, tylko ma ją niezmienioną od początku działania sklepu. Więc po co Pan to przytacza w wątku o cenach u Mielżyńskiego?
A w jakim innym wątku mam ją przytaczac? rozmawiamy o cenach wina w Polsce, szczególnie o Miełżyńskim ale odnosi się to do ogólnych cen w Polsce.
Jak już mówiłem „stara śpiewka” sprzedaców wina w Polsce jest taka że muszą sprzedwawać drożej niż na Zachodzie bo rynek płytki, jeśli będzie rósł , to opłacało się bedzie sprzedawać po niższych marżach. W swojej naiwności sądziłęm że to dotyczy całęgo rynku a więc i Miełżyńskiego, nawet jeśli on osobiście nie wyraził takiego zobowiązania publicznie. Jak widać się myliłem ale nie do końca bo ja nie uważałem że marże w Polsce są wynikiem płytkiego rynku. Są wynikiem tego samego co wpływa na na wyższe ceny wielu innych rzeczy w Polsce niż na Zachodzie. Czyli przeciętny polski biznesman otwierając swój interes chce sie jak najszybciej „nachapać” bo a nuż się biznes za parę miesięcy skończy zamiast tak jak na zachodzie inwestować na dłuższą metę i czekać jak zyski będą systematycznie wzrastać w dłuższym horyzoncie ale za to pewniej. Takim jaskrawym przykładem jest u nas piłka nożna, gdzie właściciele klubów sprzedają co lepszych piłkarzy zanim rozpoczną sie eliminacje do Ligi mistrzów czy Europjeskiej, bo przecież i tak sie pewnie nie uda, no to chociaż zaróbmy szybko marę melonów na sprzedaży najlepszych piłkarzy i odzyskajmy zainwestowane pieniądze. To taka mentalność. Zamiast zatrzymać piłkarzy, nawet dokupić jeszcze lepszych i powalczyć o zyski w razie dostania siędo Ligi Mistrzów czy Europejskiej. Chyba Pan rozumie co mam na myśli?
@Star: Drogi Starze, w przeinaczaniu cudzych wypowiedzi dla nagięcia ich do własnej retoryki jesteś mistrzem prawie takim jak ja, „a może i większym”. Nigdy nie pisałem bowiem o postbetatradycjonalizmie. Gdybyś w przerwach między dyskusją o cenach chciał przybliżyć światu co to takiego, bądź pewny, że z wielką radością Cię zacytuję na tym blogu.
Siebie zacytujesz nie mnie, więc jakby łatwiej:-) Pisales kiedyś o postbetamodenizmie (nie o postbetatradycjonalizmie jak błędnie przytaczasz) w Barolo, prealfatradycjonalizm to juz moj wymysl. Żart taki, szutka. Artykul o PBM w Barolo pojawil sie w MW i… odbił sie (szerokim?) echem.
Czy tak samo powiedziałbyś kupując płytę CD z których 2 na 3 byłyby porysowane?
Tak. Jeśli rysa pojawiłaby się na jednym z 12 utworów (takie statystyki odnotowuję na SW w przypadku szevaliera, z grubsza, widać miałeś pecha, pewno przez te złe liczby), a zapłaciłbym trzy razy mniej, to czemu nie. Nie szukam na siłę doskonałości, a butelek mi nikt nie przysyła do degustacji, a że fundusze na wino ograniczone… Akceptacja drobnej niedoskonałości to dla mnie nie jest żaden problem. Andrzej Daszkiewicz (mam nadzieję, że tu też zagląda) też namawiał do kupna ostatnio trzy razy drożej win w imię pokrętnej ideologii. Po co piszesz o rocznikach 2005 i 2009? Wierzę Ci, że lepsze, ale co to ma do rzeczy? Piszesz, że powinni informować o wadach, a co jeśli wada jest procentowo na poziomie TCA/TBA, czyli ok. 10% (tak wynika ze SstarWines, sam dorzucasz jedną dobrą flaszkę, na dwie słabsze).
Nie widzę różnicy między Biedronką i Atlaniką, a Leclerkiem i Atlaniką (wino Mendesa przez Ciebie polecane w Leclerku, od dawna w Atlantice) raczej jeśli chodzi o ceny. A co do Biedronki to cyt.: …i to z marżą budzącą podejrzenie o działanie na granicy prawa, jest dla mnie działaniem nieetycznym oraz …dlatego pytałem publicznie, czy to nie jest dumping. Wygląda na to że nie, chociaż podejrzenia pozostają, to przypomina to trochę retorykę w stylu helu nie rozpylili, ale wątpliwości pozostają. Byś się nie wygłupiał lepiej, albo fakty albo pomówienia. Mielżyńskiego nie prześwietlasz (szerzej szczególnie przy koronacji), a Biedronkę chciałbyś, ale rentgen za słaby, więc na pomówieniach poprzestajesz. Żałosne trochę. EOT, bo kierunek dyskusji niesłuszny chyba i nie na temat?
Na temat napiszę, że degustacje u Mielża (że pozwolę sobie) sobie cenię, kilka razy w nich udział wziąłem, jego żonę (odpowiedzialną za stronę artystyczną) od dawna podziwiam i w ogóle łubudubu…
Naprawdę myślę że to co Pan pisze ma już tylko mglisty związek z Mielżyńskim. Spekulujemy o marżach nie znając cen zakupu. Odnosi Pan ceny Mielżyńskiego do cen w Niemczech uznając implicite, że cena zakupu jest taka sama. Ja nie mam takiej pewności. Dla pokazania pazerności Mielżyńskiego – poza podawaniem błędnych cen – posługuje się Pan przykładem Pana znajomej z Niemiec pracującej na marży 10%. Wśród sprzedawców wina na Zachodzie to jest raczej wyjątek niż norma. Biorąc pod uwagę inne wina poza paroma omówionymi tu Bordeaux (uważam że są u Mielżyńskiego za drogie, ale nadużyciem jest wnioskowanie tylko na ich podstawie) hipotetyczna marża Mielżyńskiego na poziomie 50% sprawia, że sprzedaje on wina 15-20% drożej niż na Zachodzie, a czasem mniej. Zatem Pańskie słowa o „nachapaniu się” versus „inwestowaniu na dłuższą metę” są chyba przesadzone. Jeśli ktoś inwestuje na dłuższą metę i inteligentnie, to chyba Mielżyński, która zaczął od zera a w tej chwili sprzedaje w 1 sklepie więcej niektórych win niż np. Centrum Wina mające ogromną dystrybucję na terenie całego kraju.
@Star: nie pisałem o postbetamodernizmie, tylko o betamodernizmie. Jak już budujesz narrację, to przynajmniej sprawdź cytat.
Nie wiem skąd wziąłeś 10% TCA, wg najnowszych badań to jest chyba <3%. W próbowanych przeze mnie butelek Chevaliera 66% nadawało się do zwrotu (to nie były "drobne niedoskonałości"), a 34% nijak nie uzasadniało faktu, że Parker dał rocznikowi 2001 niemal tyle punktów co 2005, a Jancis nawet więcej i właśnie dlatego przytoczyłem ten rocznik. Wino powinno być porównywalne a nie było.
Porównanie Leclerka z Biedronką jest kompletnie bez sensu, bo Leclerc kupuje wino od Atlantiki. A Biedronka dzwoni do producentów reprezentowanych przez Atlantikę i wykorzystuje swoją pozycję siły na rynku portugalskim, żeby zbić cenę.
Oprócz tego aluzje do win przysyłanych na degustację (co to ma do rzeczy?), "wygłupiasz się", "żałosne" – to zaiste podnosi poziom dyskusji.
„Jeśli ktoś inwestuje na dłuższą metę i inteligentnie, to chyba Mielżyński”
A zadałeś Wojtku sobie pytanie czemu? Co świadczy o sukcesie Roberta Mielżyńskiego? Czy naprawdę jesteś tak naiwny, aby uważać, że stałe marże? Wg mnie to argument dla garstki amatorów wina. Pamiętam, że na mnie pierwsze dobre wrażenie zrobił Robert Mielżyński podając mi dłoń, jak wszedłem do sklepu. Niby proste, a działa. Słyszałem też, że wkłada także wina do bagażników. To know how, a nie jest wg mnie związane nijako ze stałymi czy też nie marżami. Pytanie tylko dla mnie pozostaje czemu wiodący Redaktor Winny tego kraju nad Wisłą nie zadaje sobie tego typu pytań. Czy go to nie interesuje? Czy jest jedynie zadowolonym konsumentem dobrych win Roberta Mielżyńskiego i to zadowolenie tak go upaja, że nie zastanawia się skąd bierze się sukces, niepowtarzalny trzeba przyznać. Czy akademickie podejście oraz brak dziennikarskiego drive’u aż tak przeszkadza by napisać dobry i rzetelny artykuł o Królu? Czy tylko u mnie pojawił się ironiczny uśmiech po przeczytaniu tego tekstu? GP pewno śmiał się do rozpuku.
Starze, merytoryczna dyskusja zamieniła się w serię osobistych wycieczek. Ten blog, mój blog, nie do tego służy. Skąd bierze się sukces Mielżyńskiego? Pisałem o tym we wpisie, o którym cały czas jest mowa: „Rozszerzał ofertę, rozbudowywał sklep i restaurację, otworzył filię w Poznaniu, …jednym, i drugim [klientom] potrafił jednak zaoferować to, czego pragną… rozmnożenie win w najniższych cenach… nowe nazwiska w katalogu… nowy projekt All Around Wine…”. Masz inną diagnozę, napisz, natomiast o tym, czy zadowolenie mnie upaja, czy jestem żałosny i brak mi drive’u – rozstrząsaj proszę na swoim forum.
Widocznie sam betamodernizm (saute) już stał się legendą, a post dodałem sam, gratis. Brzmi równie dobrze i… równie abstrakcyjnie dla polskiego czytelnika. Sorry za nadinterpretację.
Z szevalierem miałeś pecha, ale jak widać inni mieli więcej szczęścia. Daleki byłbym od statystycznej tezy „o spadach”, chyba, że wg egocentrycznej wizji wszechświata, która dla zwykłego bloggera, a nie redaktora MW oczywiście jest dopuszczalna. Rzetelność wymagałaby sprawdzenia innych opinii o tych flaszkach z Carrefoura zamiast ferowania wyroków. Chyba, że my król…
Czy naprawdę uważasz, że jedno wino z portfolio (prawie) monopolisty jakim u nas pozostawała długo Atlantika, może zniszczyć importera, cyt.: Taka wojna cenowa ma na celu zniszczenie importera. Powiem Ci tylko, że wina Atlantiki nie są aż tak dostępne w innych miastach, np. we Wrocławiu, aby nastąpiła walka o tych samych klientów. Biedronka związana z Jeronimo Martins, może stać się oczywiście naturalnym konkurentem Atlantiki. Tak jak Carrefour czy Leclerc dla importerów win francuskich, ale czy uważasz, że to naprawdę może zagrozić np. takiemu Mielżyńskiemu? Czy wina Chevaliera sprzedały się gorzej, po pojawieniu się ich w Carrefourze? Nie sądzę. Czy po wpisach na tym blogu, zmniejszy się ich sprzedaż? Też wątpię. To jest nisza, a rynek jest zupełnie gdzie indziej.
Rurale posądzasz o cierpiętnictwo, Markowi zarzucasz to, że ma słabą pamięć, choć potem okazuje się, że w cenniku błędy, mi z kolei sugerujesz wycieczki osobiste, a przecież to osobisty blog, a nie korporacyjny, jak kiedyś i wysyłasz mnie na własne forum. Sam ustawiasz pewien poziom dyskusji, a potem się dziwisz. Mam wątpliwości do do roli tego bloga, czy ten blog to wywoływać jedynie poklask? Czy jest tu też miejsce na odmienne od Twojego zdanie? A Mielżyńskiego ja nie koronowałem, natomiast chciałbym aby wszyscy importerzy mogli zakładać nowe filie, otwierać nowe sklepy, tworzyć nowe projekty, poszerzać portfolio, tylko jakoś domyślić się nie mogę jak to zrobić. Może rzeczywiście przez stałe marże. Nie widzisz różnicy między środkami do celu, a efektami pewnego działania?
Drogi Wojtku, chciałbym Ci powiedzieć mile słówko o “smutnej konstatacji, że sprawa cen rozpala emocje i zupełnie monopolizuje nasze dyskusje o winie. Już nie rozmawiamy o smakach, szczepach, stylach i terroir, tylko o tym, kto ma najtaniej, a kto nas okrada. Wątki o Biedronce i Mielżyńskim na moim blogu mają rekordową ilość komentarzy poświęconych wyłącznie tej kwestii”.
Sądzę, że miłośnicy wina, którzy czytają te strony, także od Ciebie pewnie nauczą się pyć a często tutaj są nowinę o których nikt nie zna niczego albo o których trudno jest z Tobą pojedynkować się. Więc, po co pisać często. Lepiej czytać, degustować, pić, Ci podziękować za informację i opis. Inaczej jest przy sprawie cen. Każdy czytelnik (nie tylko fachowic, pisarz o winie, importer, handlowiec, miłośnik) czuję się w stanie dodać swoją wersję ponieważ każdy kupi w innym sklepie, czy adnotował inne ceny a każdy chciałby te użyteczne informacje puścić w obieg w celu załatwienia zakupu innemu czytelnikowi. Z tego, więc, rekordow ilość komentarzy poświęconych wyłącznie tej kwestii.
We Włoszech też wątki o smakach, szczepach, stylach i terroir mało rozpalą dyskusji niż inne tematy, jednak o cenach tam nikt wogóle nie dyskutuje lub bardzo rzadko to się zdarza.
Tym razem naprawdę dyskusja mocno odbiega od głównego tematu. Zresztą zupełnie nie rozumiem zarzutów wobec Mielżyńskiego, który przecież sprzedaje swoje wina zazwyczaj taniej niż inni polscy eksporterzy w tym samym segmencie. Więc albo ja jestem głupi, albo negaci nie potrafią zauważyć prostych faktów rynkowych – gdzie indziej jest drożej!
Zresztą cena nie jest w przypadku sklepów p. Roberta najważniejsza. Tam świetnie zrobione jest po prostu wszystko i koniec tematu! Sklep, który genialnie wygląda (styl magazynu/składu win to pomysł pionierski na polskim rynku z tego co wiem) i ma najlepszą (przynajmniej w Poznaniu) obsługę. Do kompletu bar/restauracja, koncerty, degustacje (więcej niż 3 w roku jak ktoś pisał po drodze!). Szczerze, to nawet gdyby Mielżyński był droższy (a nie jest) niż inni dystrybutorzy na polskim rynku, to i tak zakupy u niego są o wiele przyjemniejsze!
I ta bezsensowna kłótnia o to, dlaczego w Polsce wino jest droższe niż na zachodzie Europy. Błagam! 2,5L na głowę rocznie, w zestawieniu z dziesiątkami litrów wypijanymi w krajach producentów! Akcyza, VAT i TRANSPORT, koszty magazynowania przy wielokrotnie niższych obrotach. Proste!? Niech połowa narodu zacznie kupować butelkę wina co drugi dzień, to będziemy mieli ceny jak Włosi czy Francuzi. Koniec tematu. Widzieliście kiedyś kraj (poza trzecim światem), w którym coś jest tańsze, mimo że się mniej tego sprzedaje. No błagam. Ciekawe czemu za ciuchy Zary w Hiszpanii na wyprzedaży płaci się 1 euro, a u nas traktuje ją jak markę premium. Poszukajcie najprostszych analogii rynkowych, a jak jesteście w Niemczech, to kupujcie wino tam! Nikt Wam nie broni!
Generalnie zgoda, choć jak już zwrócono uwagę w tym wątku, są polscy importerzy którzy sprzedają to samo wino znacząco taniej niż Mielżyński. Z tym kosztami magazynowania i transportem też bym nie przesadzał, bo przy drogich winach to są małe kwoty, a rozmowa dotyczy różnic sięgający 30-40%. Mielżyński nie jest wybitnie tani, czego zresztą nikt nie twierdził (apelowałem tylko by dyskusja o marżach była rzetelna i precyzyjna).
Panie Wojtku, tylko jak my mamy dyskutować „rzetelnie i precyzyjnie” o marżach, skoro nie znamy ich wysokości, nie znamy cen zakupu, nie znamy strategii biznesowych poszczególnych importerów, nie znamy rzeczywistych kosztów, które ponoszą etc. Sądzę, że nierzetelność i nieprecyzyjność wpisana jest w sens jakichkolwiek spekulacji, domysłów, rzeczy wyczytanych między wierszami. Myślę, że powinien się Pan z tym liczyć:)
Wydaje mi się, że porównywanie najniższych cen z wyszukiwarek do cen sprzedaży w sklepie o zdecydowanie najlepszym wizerunku w Warszawie to jednak zajęcie bezsensowne. I tautologia przy okazji.
Jeżeli RM w wynku swojego oczywistego sukcesu zacząłby sprzedawać wina w najniższych cenach w Europie musiałbym przyjąć roboczą hipotezę o braku jego poczytalności. Wydaje mi się, że poziom cen w sklepie RM po prostu właściwie odzwierciedla pozycje medialną tego miejsca.
I jak na tę pozycję myślę, że ceny są mniej lub bardziej przyzwoite. I faktycznie ceny na Włochy są z reguły bardziej przyzwoite a ceny na bordosy są mniej przyzwoite.
Jak to mawia GP ” nie czepiam się, znam polskie uwarunkowania”, u RM kupiłem parę lat temu Granato w cenach mocno porównywalnych z cenami z Włoch, kupiłem trochę Austrii i nie kupiłem ani jednego bordosa.
Markizie, tyle że polityka cenowa Mielża była taka sama od początku, kiedy miejsce nie miało jeszcze „pozycji medialnej”. To jest po prostu przemyślana strategia.
Co do Bordeaux to ja akurat kupuję u R.M. wina o których tu nie było mowy, czyli <100 zł. Od Chateau Martinon za ok. 30 zł aż po solidne flaszki po 60-80 zł. Naprawdę trudno w PL Bordeaux tej jakości kupić w porównywalnej cenie (wyjątkiem jest np. La Vinotheque).
Drogi Wojtku,Drogi Sstarze,Drodzy Wszyscy Inni…
Czym bardziej zaglebialem się w komentarze,tym bardziej dyskusja w nich zawarta zaczynala się zblizac do niebezpiecznego poziomu reprezentowanego obecnie przez Forum Wino.
Z mojego punktu widzenia dyskusja na temat cen jest tu wogole absurdalna…chcesz kupowac u Mielza,kupuj (ja chcę),nie chcesz – nie kupuj,podobnie z Atlantika,Biedronka i kazdym innym importerem.
Zyjemy w wolnym kraju i nikt nikogo do niczego nie zmusza. Osobiscie wole czytac recenzje Wojtka dotyczace poszczegolnych win (a one zwykle nie wymagaja komentarza),probowac ich i dopiero potem zgadzac lub nie zgadzac się z teza autora niż brnac w polemiki czy ja za Tedeschiego przeplacilem 50 zl czy nie przeplacilem. Taniej i tak go w Polsce nie kupie,a za kuriera pewnie zaplacilbym niewiele mniej.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie!
Witam.
Nie zamierzam głębiej odnosić się do dyskusji o marżach i cenach,
Jest jednak w niej zarówno trochę mitów, jak i trafionych faktów, tak jeżeli chodzi o marże, jak i wolumeny sprzedaży. Nie odniosę się także do innych jej aspektów.
Odniosę się za to do wypowiedzi marka, jako że podparł się moim nazwiskiem budując własne teorie. Pamiętam przytoczoną sytuację i absolutnie nie odmawiając wiedzy i podziwiając pasję do win bordoskich, przywołanie mnie do kontynuowania tej konkretnej rozmowy nie było powodowane względami merytorycznymi, lecz wynikającymi z przyczyn związanych z prowadzeniem biznesu, uzasadnionymi w kurtuazyjny sposób. Ot i tak.
Pozdrowienia
TKM
„Błagam! 2,5L na głowę rocznie, w zestawieniu z dziesiątkami litrów wypijanymi w krajach producentów! Akcyza, VAT i TRANSPORT, koszty magazynowania przy wielokrotnie niższych obrotach. Proste!? Niech połowa narodu zacznie kupować butelkę wina co drugi dzień, to będziemy mieli ceny jak Włosi czy Francuzi. Koniec tematu.”
Wedlug mnie ten cytat to bzdura do kwadratu, dlaczego? Staralem się to wyjasiać przez parę postow, zreszta temi w swoim poście elegancko to też wytlumaczył
Rioja,
tak jak piszesz na razie nikt nie zmusza do kupowania win u Miełżyńskiego,ale tak samo nikt ciebie nei zmusza do czytania dyskusji która tobie nie pasuje. Po prostu nie czytaj, tak jak inni nie kupują bo jest za drogo.
@Mario bardzo proszę nie staraj się nam sugerować tutaj że dyskusje cenowe to jakaś polska domena, sam na tym blogu tworzyłeś wszelakie, niczym nie udowodnione teorie spiskowe, tak więc proszę wyluzuj. Proszę Cię również sprawdź jaką rzeczywiście wartość stanowi akcyza w winie Tedeschi amarone, transport do Niemiec i do Polski wynosi tyle samo, koszty magazynowania uważam nawet że w Polsce są niższe.
Spektakularny sukces RM to moim zdaniem jego własna osoba, pomysł na biznes, miejsce, ciekawa oferta, PR .Marże zbliżone do średniej krajowej , to raczej media ( podobnie jak w przypadku MK) tworzą pewien nimb o super cenach RM. Jak się okazuje – nie są to jakieś suuuper okazje.
Czyli to jednak media są winne. Dobrze przynajmniej że udało się to (znowu) ustalić.
@Wojtek w takim samym stopniu jak twierdzenie że w marży RM są ukryte darmowe degustacje, opieka sommeliera etc. Przepraszam a inni tego nie robią ? Założę się że nawet o wiele więcej , to są po prostu koszty prowadzenia takiej działalności a nie jakieś ukryte wartości dodane.Wbrew pozorom Centrum Wina, PWW średnią marżę operacyjną mają właśnie na tym poziomie
PanieTomaszu,
nic nie ujmując Pańskiej wiedzy, podałem ta anegdotke w odniesieniu do argumentu że wina u Miłżyńskiego są drogie ale za to ma się jako jedną z rekompensat to ze jest fachowa porada pracownikow. Otóż dla kogoś kto przychodzi do sklepu na Burakowskiej i wie co chce kupić to taki argument za wysokimi cenami jest zupelnie nie trafiony. To tylko dlatego to przywołałem. Oczywiście masa ludzi szuka porady u wykwalifikowanego sprzedawcy ale jeśli ktoś kupuje wino za 400 zł to zakałdam że raczej wie co chce kupić a nei robi to pod wpływem chwili i raczej obejdzie się bez fachowej wiedzy pracowników.
Wracając jeszcze do tego, od czego się zaczęło. Mam takie pzrekonanie że parę lat temu ceny na Bordeaux Pan Robert miał rzeczywiscie najlepsze w Polsce , obecnie już tak nie jest, mimo że dalej jest tanszy od wielu sprzedawców w Polsce. Uważam że różnica w cenach Bordeaux między Burakowską a cenami w detalu w Europie Zachodniej były kiedyś mniejsze, niż są obecnie. Bo gdyby kiedyś były wysokie ceny i dzisiaj sa wysokie to bym rozumiał,ale nie mogę pojąć że moimo wzrostu biznesu i obrotów, ceny na Bordeaux z biegiem lat stały sie mniej pzryjazne dla kupującego. Pomijam tutaj kwestie wyższych cen zakupów nowszych roczników, bo to rozumiem ale to nie wyjaśnia rosnącej dysproporcji cenowej, mimo korzystniejszych efektów skali dla biznesu.
@ ducale
Dzięki tonowi twojego postu rozumię, że moje słowa w tym blogu są nie mile widziane a potrafię tylko przezkadzać. Chyba pomyliłem się o koleżeńskim charakterze forumowiczów. Bardzo chętnie przepuszczam Ciebie i zaniecham dalszych prób przedstawienia opinii. Widocznie, to nie blog dla mnie. Atmosfera kłótlywa obcym językiem nie ponoszę dalej. Nigdy więcej. Szkoda. Powodzenia dla wszystkich i zapomnijcie mnie.
@ Wojtek,
mi spiace, ma pensavo di poter portare qualche contributo al dibattito, ma vedo che qui c’e’ qualcuno che gode a prendere a sberle qualcun altro per partito preso, senza nemmeno rispettare il punto di vista (che puo’ essere anche sbagliato) di un altro commentatore, ma usando toni tipici dei gorilla buttafuori dei night-club, senza mezzi termini. Non e’ questo il mondo del vino. Il vino unisce, non divide. Altrimenti e’ soltanto una bevanda alcolica buona per chi vuole ubriacarsi oppure per qualche snob che vuol farsi piu’ bello degli altri. Per me e’ importante non dimenticare mai che stiamo parlando di una passione comune per il buon vino. Alzare i toni e’ da prepotenti e non lo posso accettare, anche perche’ da straniero qual sono mi e’ difficile rispondere esattamente come vorrei. Addio.
@Ducale: obsługę i degustacje i inne frykasy wliczają sobie do marży liczni importerzy. Tylko mało komu ten serwis wychodzi tak jak Mielżyńskiemu. Degustacje dla publiczności organizują m.in. Wine4You, Dom Wina, Centrum Wina, tyle że tam marża jest sporo wyższa niż na Burakowskiej. (Ile kosztuje podstawowe Chablis u każdego z tych importerów). O obsłudze klienta już nie mówmy. Niedawno w sklepie CW w Arkadii prosiłem o Chenin Blanc z Doliny Loary, co skończyło się konsternacją i nerwowym przerzucaniem półki z… Rodanem. Z kolei u importerów z marżą porównywalną lub niższą niż R.M. obsługa bywa na poziomie, ale degustacji nie ma – ani bezpłatnych, ani nawet (jak u R.M. na kieliszki w barze) płatnej.
@Marek: Powtarza Pan po raz trzeci to samo: że kiedyś Mielżyński wydawał się Panu tani a teraz drogi. Myślę że wszyscy już znają Pana opinię w tej sprawie. Coś zaś do Pańskiego stwierdzenia, że „masa ludzi szuka porady u wykwalifikowanego sprzedawcy ale jeśli ktoś kupuje wino za 400 zł to zakładam że raczej wie co chce kupić”, znając mniej więcej polskie i nie tylko polskie sklepy winiarskie, zapewniam Pana, że jest dokładnie odwrotnie. Co najmniej połowa klientów wydających taką kwotę na wina nie ma zielonego pojęcia co kupić.
@Mario: Twoje komentarze są owszem mile widziane a przeciw kłótliwości niektórych wypowiedzi ja również protestuję.
@wszyscy: Ta dyskusja zboczyła w złym kierunku. Argumentów rzeczowych coraz mniej, a coraz więcej prywatnych ad vocem i połajanek. Informuję że od tej pory w tym wątku będę zatwierdzał tylko komentarze wnoszące jakąś istotną wiedzę do całej sprawy.
Myślę, że czas na nową notkę.
trzeba degustować, niedlugo nastepna promocja w Biedronce, …a wzmacnianie zostawmy wzmacniaczom…http://www.wprost.pl/ar/225042/Zawod-wzmacniacz/?I=1456
niezaleznych zrodel wiedzy jest mało i internet tego nie zmieni, on tworzy tylko nowe sposoby na zarabianie pieniedzy, na wiekszosci forów takze tych zwiazanych z modą, luksusowymi towarami czy sprzetem hifi sami administratorzy i moderatorzy wycinaja wpisy o tym gdzie cos mozna kupic taniej niz u dystrybutora itd., wycinaja oceny towarow , ktore im sie nie podobaja, trzeba miec to na uwadze czytajac tez o winie….