Degustacje win z Nebbiolo w Albie (o których wstępne słowo tu) odbywają się w ciemno. Co rano 50–80 próbek opatrzonych tylko numerami i miejscem pochodzenia. Degustowanie nie wiedząc, co się degustuje, ma zapewnić równe traktowanie wszystkich producentów i maksymalny obiektywizm ocen. Na łamach Magazynu WINO i niniejszego bloga wyrażałem już wielokrotnie sceptycyzm co do tej formuły próbowania win. Oceny pozostają bowiem subiektywne, tyle że jeden zespół uwarunkowań (znajomość określonych winiarzy i takie lub inne wobec nic oczekiwania i uprzedzenia) zastąpiony zostaje przez inny (kolejność degustacji i różne sekwencje win). Takie degustacje w ciemno mają jednak wielką dla nas, winomanów zaletę: można sprawdzić, czy wina naszych faworytów faktycznie nam smakują w trudnych konkursowych warunkach.
Trzy dni spędzone z Barolo 2006 obfitowały dla mnie raczej w potwierdzenia niż niespodzianki. Na pierwszym miejscu wśród win z gminy Barolo umieściłem ukochanego od lat G. D. Vajrę z jego Bricco delle Viole. Nie miałem problemów z rozpoznaniem i wyróżnieniem z masy niezbyt ciekawych butelek z La Morry Aurelio Settimo i jego zachwycająco soczystych, kwaskowatych, staromodnych Barolo i Barolo Rocche. Z ośmiu etykiet z prestiżowego cru Bussia w Monforte d’Alba najlepsza wydała mi się ta od Fratelli Barale; dwa dni wcześniej magnum jego Bussia Riserva było najlepsze z szerokiej panoramy Barolo 2000, a Bussia 2005 w cuglach przegoniła swych rówieśników z całej apelacji. Cztery robocze serduszka przyznałem też winiarniom Cavallotto, Giovanni Rosso, Giacomo Ascheri, Elio Grasso, Marziano Abbona, czyli winiarzom, na których można polegać jak na Zawiszy.
W ciemno nie było też trudno poznać te wina, które mi nigdy nie smakują. Szminkowo-rozmiękły Pio Cesare, grafitowo-bordoski Prunotto (po latach z obu robi się dobre Barolo, ale za młodu ich nie cierpię), utleniony Gigi Rosso, hiperbeczkowy Enzo Boglietti, skisło-rozbity Cascina Adelaide. Przy waniliowym i nadekstraktywnym Le Vigne od Sandrone postawiłem obok dużego minusa dopisek: „Sandrone?”.
Były jednak też i zdziwienia. W ciemno (ani też w jasno na popołudniowej sesji) nie podszedł jeden z moich bohaterów – Giuseppe Rinaldi; zginął w tłoku tak zwykle wybijający się finezją Elvio Cogno; Chiara Boschis z winiarni E. Pira wykonała taką stylistyczną woltę, że wziąłem ją za jakiegoś twardogłowego tradycjonalistę. Wina Cordero di Montezemolo próbowane we wtorek w posiadłości i w czwartek w sali degustacyjnej były jak niebo i ziemia. No i wysoko oceniłem wina do tej pory mało mnie przekonujące lub niezwracające na siebie uwagi: Le Strette (producent znany dotąd z rzadkiej białej Nascetty zrobił świetne balsamiczne Barolo Bergera Pezzole), Bel Colle (porządnie truskawkowe wina z Verduno), Schiavenza (dwie świetne riservy z 2004), Le Ginestre (surowe, kwasowe Sotto Castello), Ciabot Berton (słodkie i nieco za beczkowe, ale z dobrym owocem).
Gdy w degustacji w ciemno zaprzeczamy wszystkim swoim ocenom w jasno, trzeba strzelić sobie w łeb. Gdy oceny są identyczne, nie ma sensu degustować w ciemno i tracić sił na ten cały teatr: numerowanie próbek, wkładanie butelek w osłonki. Właściwa proporcja strzałów w dziesiątkę i nowych odkryć to uspokajający dowód, że światem rządzi jakiś porządek.
100% racji Panie Redaktorze!
Rinaldi od dawna stracił dla mnie swój czar a stare roczniki rozczarowują. Fissore nigdy poza Elena nie przekonał mnie. Chiara coś kombinuje i wina choć dobre, to właściwie nie mają żadnego rozpoznawalnego stylu. Co rok inne i to nie względu na charakter rocznika. Cordero moim zdaniem ma bardzo nierówne butelkowanie (targowo-degustacyjne?), a poza tym ich stylu nie trawię.
Zaś na każdy nowy rocznik każdego Barolo Berton i Roggeri czekam z utęsknieniem, bo pije je się świetnie za młodu a do tego ceny ma nadzwyczaj ludzkie. Pewny wybór za rozsądną cenę niemal w każdej knajpie Langhe.
No i jak udało by się trafić 1997 bazowe Barolo od Pio Cesare w dobrej kondycji to jednak baaardzo warto. Ornato porażka tradycyjnie.
No to co do Rinaldiego, Cogno i Cordero się jednak zdecydowanie nie zgadzamy, bo w moim życiu oni wielokrotnie udowadniali swoją wartość. A co Cordero Twoja opinia jest o tyle ciekawa, że oglądałem tam we wtorek wielkie kadzie stalowe do sporządzania mieszanki przed butelkowaniem po to właśnie, żeby nie było „nierówno”.
A różnicy między flaszkami „dziennikarskimi” a tymi normalnie kupowanymi w sklepie lub resto nie zauważyłem. Monfalletto w bieżącym roczniku jest regularnie dostępne u Mielżyńskiego na kieliszki i mam wrażenie sporej stałości.
Wojtku, problemem jest wlasnie kadzami stalowimi dla czerwonego wina lezakowanego w malych beczkach. W kadziach stalowych jest mnostwo pradow elektrostatycznych. W kadziach betonowych, czyli w wielkich wannach betonowych wg tradycji, nie ma pradow elektrostatycznych; sporzadzania mieszanki bedzie „rowna” a na prawde „spokojniejsza”.
Na Nebbiolo znam się dość słabo, ale się trochę pomądrzę;)
Cordero próbowałem kilka win podczas degustacji i ogólnie wypadły one dość średnio,
najlepiej właśnie Monfalletto, choć i tu nieco się krzywiłem:(
Od Cogno Elena mi się spodobała, a kiedyś Ravera też smakowała,
ale to stare czasy były i gust pewno nieco wulgarny.;)
Vajry i Rinaldiego za mało próbowałem, aby cokolwiek twierdzić.