W ostatnią środę winomani cierpliwie przedzierali się przez śniegowe zaspy jak XIX-wieczni eksploratorzy Arktyki, by dotrzeć na latający cyrk zwany pieszczotliwie Gambero Rosso Top Italian Wines Roadshow. Dzięki zmianie terminu tego „pokazu drogowego” z wiosny na jesień już drugi raz w tym roku mieliśmy zaszczyt znaleźć się pomiędzy Moskwą a Pragą na liście miast kolonizowanych przez słynne wina włoskie i ich najsłynniejszego sprzymierzeńca, przewodnik „Czerwona Krewetka”. (O poprzedniej wizycie cyrku pisałem tu).
Kolonizacja trwa dalej, trafiając na podatny grunt (warszawska frekwencja przekroczyła oczekiwania i trzykrotnie przebiła londyńską), lecz odbyła się tym razem w ponurej atmosferze. Nie tylko z powodu śniegu i spowodowanych przezeń opóźnień lotniczych, lecz coraz gorszego klimatu zarówno dla drogich win włoskich, jak i dla smakowego stylu, jaki reprezentują. O merlocie i nowej beczce już nikt poza Polską nie chce słuchać, blogo- i smakosfera rozbrzmiewają od nawoływań do nowej prostoty i nowego entuzjazmu dla Gamay, Frappato, Grignolino, Castelão, Trollingera (niepotrzebne skreślić).
Kryzys wielkiej burżuazji w świecie wina stał się tak dojmujący, że w ciągu ośmiu miesięcy z udziału w objazdowym cyrku Gambero Rosso zrezygnowała blisko 1/3 producentów. Tym razem nie powitaliśmy w Warszawie nawet wiernych od lat przyjaciół „Krewetki”, jak Allegrini, Folonari, Fontanafredda, Lungarotti, Mastroberardino, La Spinetta, Umani Ronchi i Volpe Pasini. Trudno było w sali warszawskiego Sheratona oprzeć się wrażeniu szczurów uciekających z tonącego statku. (A szczurom trudno się dziwić, bo jak ćwierkają ptaszki, za angaż do cyrku trzeba zapłacić w euro nie mniej niż pięć zer).
Na ich miejsce co prawda znaleźli się nowi – firmy szacowne o niekwestionowanych zasługach, jak Ruggeri z Valdobbiàdene i Saiagricola z Toskanii/Umbrii, lecz w większości byty całkiem dla winiarskiego italofila drugoligowe: Tolaini, Principe Corsini, Il Pollenza, których obecność w tym towarzystwie to albo wynik łapanki, albo nagroda pocieszenia za tragiczną miłość do nowej baryłki. Jeszcze parę lat temu obecność wśród „54 najlepszych włoskich producentów wina” twórców Lambrusco czy wieloryba Zonina byłaby nie do pomyślenia. Top Italian Wines Roadshow balansuje na granicy powagi.
Nie ma jednak degustacji tak złej, by nie dało się na niej dobrze napić. Uciekając daleko od supertoskanów i przebeczkowanych Barolo trafić można było na przykład do wspomnianego Lambrusco, którego przydałoby się mieć w Polsce więcej (w wersji wytrawnej) do naszych wędlin i serów, albo do Prosecco, najlepszego włoskiego lekarstwa na depresję. Z przyjemnością wróciłem do chwalonych już win Nino Franco, w tym zdumiewająco mocarnego i mięsistego Grave di Stecca 2008 o konstrukcji dobrego szampana, lecz tym razem me serce skradło Giustino B. 2009 od Ruggerich (w Polsce dostępne tu, ale w przeterminowanym roczniku), jedno z lepszych Prosecco, jakie kiedykolwiek piłem, mineralne i skoncentrowane (23g ekstraktu!), zarazem zachowujące ulotność i radość życia, bez których nie ma sensu pić Prosecco.
Z niekłamaną przyjemnością próbowałem win sardyńskich, które przy gamberorossoizacji i umiędzynarodowieniu swych smaków potrafią zachować fascynującą autentyczność. W czterech Vermentino ze spółdzielni Cantina di Gallura nie było beczki, było za to mnóstwo nut rozmarynu, szałwii, granitu i morskiej soli (w Polsce dostępne szczątkowo tu). Słynna Turriga 2005 od Argiolasa mimo młodego wieku (i zatrważającej polskiej ceny) zapowiada wielkie rzeczy w przyszłości.
Spotkało mnie też parę zdziwień. Zwykle niezachwycony winami San Patrignano z Romanii, ze zdumieniem wąchałem bezbeczkowe, mineralne, pięknie soczyste Sangiovese Aulente 2008 czy oryginalne, bez cienia międzynarodowości (nie poznaje w ogóle baryłki) Sangiovese Riserva Avi 2006. W kadziach nadal miesza tu słynny enolog (i ulubieniec Gambero Rosso) Riccardo Cotarella, lecz nigdy nie piłem win tak mało smakujących jego waniliowym stylem. Ptaszki ćwierkają, że będzie można napić się ich wkrótce w Polsce, a to zakup podwójnie dobry, gdyż wina San Patrignano w ramach terapii i resocjalizacji produkują byli narkomani.
PS 5.12.2010 20:55 Okazuje się że wina San Patrignano dostępne są już w kilku miejscach w Poznaniu m.in. tu. Oby ich sława zataczała coraz szersze kręgi. Ptaszki ćwierkają o ich przybyciu z Włoch (nie przez Poznań) do Warszawy i innych aglomeracji.
Degustację Gambero Rosso Top Italian Wines Roadshow na zlecenie włoskiej agencji marketingu współorganizował Magazyn WINO.
No może i nieco skromniej niż kiedyś, ale ciekawych win było chyba nieco więcej: Montessu, Barrua, Guidalberto, Grattamaco czy Rennina– wszystkie ogólnie za młode, może z wyjątkiem Renniny 2004, ale taka jest przecież formuła takich komercyjnych przeciez imprez. Poza tym było paru bardzo znanych jak Antinori, Gaja, Masi, Pio Cesare a także sporo producentów porządnych a niedrogich win (nie mówię o cenach w Polsce), choćby: Rocca delle Macie, Librandi, Zenato, Bertani, Illuminati, Di Majo Norante, Cusumano czy Donnafugata.
Montessu, Barrua, Guidalberto, Gaja, Pio Cesare, Librandi, Zenato – to wszystko było już w marcu. Wtedy nawet 2 butelki Barbaresco Gai a teraz tylko 1 😦 Oczywiście, było co pić.
San Patrignano jest dostępne w Polsce od ponad 2 lat. Pozdrawiam.
Czytelnicy i bloger proszą zatem o szczegóły, bo producent nic o tym imporcie nie wie i zapytany rzecze, że nikogo w Polsce nie ma.
To albo celowo mówi nieprawdę (praktyka częsta i zrozumiała) żeby zachęcić nowego importera, albo to ktoś z marketingu kto nie do końca wie wszytko. Nie planuję skanów faktur publikować na dowód. Sprzedali oprócz wina także piękny rower. Intrygująca jest zmiana poglądów na ich wina, bo przecież od lat nie różnią się one niczym od bieżących roczników. Oby nie było to związane z tym kto teraz będzie sprzedawał te wina (i wysyłał na panele MW). 😉
Oto zrzut z fiszki San Patrignano w materiałach nadesłanych przez Gambero Rosso:
A co do stylu San Patrignano, może pijemy inne wina, ale zmiana stylu jest ewidentna: Aulente wypuszczane jest na wiosnę po zbiorach a nie jak dawniej po 1,5 roku (z tego względu deklasacja z DOC), droższe wina starzone są o rok dłużej w butelce, Avi dawniej ładowane do barriques przed fermentacją jabłkowo-mlekową (typowa technika Cotarelli) obecnie trafia tylko do dużych botti. Doprawdy trudno o większą zmianę.
Niewiele rozumiem z tej mlekowo-cotarellowej techniko-teorii. Może Szanowna Redakcja pija po prostu za młode wina? Praktyka bowiem wskazuje, że San Patrignano „Avi” to od dość dawna bardzo porządne Sangiovese, w skromnym aczkolwiek treściwym stylu, może nieco chłopskim, zwłaszcza za młodu. Ale całkiem nieźle zbliża się do dobrego Sangiovese z Toskanii. W razie wątpliwości służę butelkami z 1998 i 2001 – może jeszcze nie skapcaniały 🙂
Nic na to nie wskazuje żeby wina o których ja piszę były inne i wszytko wskazuje że piliśmy te same wina. Napisałem że od dobrych kilku lat te wina są właśnie tak robione jak piszesz. Przyznaję, że nie sprawdzałem przed rocznikiem 2005 (w wypadku Avi) jakie używane były beczki ani jak winifikowano (piłem wcześniejsze ale nie dociekałem kiedy „malo” przechodzi). Deklasacja Aulente do IGT też miała miejsce kilka lat temu (2006?). Faktycznie nie sprawdzałem wcześniej arkuszy technicznych tych win bo nie widzę większego sensu analizować tego typu danych historycznych każdego wina na świecie. Z tymi zaś zapoznałem się dokładnie ponad 3 lata temu i powtarzam: od kilku lat te wina są właśnie tak robione jak opisujesz i nie nastąpiła żadna stylistyczna zmiana w bieżących rocznikach. Montepirolo nadal jest robione w barikach, jak się zdaje. Doprawdy trudno o większą stałość w stosowanych technikach od dobrych KILKU lat.
Jak pisałem, doskonale rozumiem dlaczego producent podaje że importera nie ma w Polsce. Taka praktyka jest powszechna i nie musiałeś dowodzić tego skanem. Moje zdziwienie jest wywołane tym że redakcja MW tak słabo orientuje się w ofercie polskich importerów i detalistów a co wydaje się być podstawową wiedzą potrzebną do prowadzenia poradnika konsumenta. Jak widać z tej dyskusji nawet szybki gugiel wystarczyłby żeby nie powielać od lat większości takich samych błędów. W Polsce jest dostępnych na rynku jakieś 5-6 razy więcej win „premium” niż można by wywnioskować na podstawie MW. No nie chcą przysyłać ci „tacyowacy”, wiemy. Łatwo to można zrozumieć. Takie San Patrignano w wykonaniu Cotarelli nadesłane rok czy dwa temu, powiedzmy przez LPdV albo CW, byłoby obiektem pośmiewiska na wszelakich łamach powiązanych z MW. Ależ byłoby używanie! Teraz nastąpiła zmiana stylistyczna, która nastąpiła już dość dawno. No nic, zobaczymy kto nadeśle na panel i sprawa się wyjaśni. ;-)))
Avi może i porządne, dobrze zrobione, ale było do 2003 beczkowe jak diabli i kremowo-waniliowe, a jak się starzało, to miękkie jak baranek. Od przejścia tylko na duże beczki budowa tego wina się znacząco zmieniła.
Fermentacja jabłkowo-mlekowa w beczce (naczelna technika Michela Rollanda i wzorujących się na nim latających enologów) skutkuje właśnie takim spłaszczenie faktury i uważana jest za czynnik upodobniający wszystkie wina do siebie, znalazła się więc na terroirystycznym indeksie.
W poprzednim komentarzu pisałeś że „od lat” nie zaszły w tych winach żadne zmiany stylistyczne i pytałeś skąd zmiana mojej o nich opinii. Tymczasem od 3-4 lat ich styl zmienił się znacząco. Od rocznika 2004 Avi zamiast w baryłkach (częściowo nowych) dojrzewane jest w dużych beczkach a jeden z podstawowych parametrów winifikacji zmienił się o 180o. Podobna zmiana zaszła w Aulente (IGT od 2003) – czyli w 2 winach o których pisałem.
Sam przyznajesz że nie sprawdzałeś arkuszy technicznych, a ja sprawdziłem – po tym jak smak wydał mi się inny niż przy poprzednich degustacjach.
Insynuacje związane z tym, że wina są oceniane w MW w zależności od tego kto je nadesłał, są o tyle bezsensowne, że degustacja odbywa się w ciemno. Trudno w to uwierzyć, że jakieś wina krytykuję tylko za to, że smakują waniliową beczką?
Jest tak jak piszesz. Widać nasz czas płynie nieco w innym tempie i stąd nieporozumienie. Dla mnie 4 roczniki (ja ostatnie Avi próbowałem parę dni temu i była to próbka 2007) to jest właśnie „od lat”. Nie użyłbym nigdy określenia „zaszła radykalna zmiana” w stosunku do win które od 4 roczników są już w obecnym stylu. Mimo że wina włoskie świadomie pijam od ponad 25 już lat. Nie zauważyłem poprzedniego twojego komentarza (pewnie pisaliśmy w tym samym czasie), więc odniosę się też do oceny 2003: był on raczej abberacją a nie regułą dla win wcześniejszych, które budowę miały jednak inną. Całkowicie się też nie zgadzam z oceną bieżących Aulente (czerwone), które moim zdaniem są fajnie zrobionymi, bardzo komercyjnymi winami o nieskomplikowanej budowie. Nie czuję w nich nic takiego jak piszesz w notce. Ot kolejne, proste i smaczne wino. Gusty oczywiście są różne i nie ma sensu kruszyć kopii o takie wino, lecz moje dowodu angdotyczne (kilkunastu niezależnie próbujących) potwierdza moje odczucia. Może to być jednak podobna sytuacja jak z Puro od Movia, które na prowadzonej przez mnie degustacji ich win (które jak wiele osób wie uwielbiam i wybaczyć jestem im wiele) zostało określone jednoznacznie przez 24 osoby: NIE-PIJAL-NE.
WB napisał:
Insynuacje związane z tym, że wina są oceniane w MW w zależności od tego kto je nadesłał, są o tyle bezsensowne, że degustacja odbywa się w ciemno.
Całkiem w ciemno? Coś mi tu nie gra. Czy możliwe jest, żeby w wyniku degustacji w ciemno powstała taka na przykład notka:
Niezłe Saint-Julien z dobrą materią i typowym,
paprykowym, cabernetowym bukietem.Soczyste, pełne, ale wyważone. Dobra koncentracja, wino jeszcze młode, można parę lat potrzymać. Jak na drugą etykietę powyżej oczekiwań. Szkoda że tak drogo ? równowartość 25 euro za drugie wino to zdecydowanie za dużo.
Uwierzę, że doświadczeni degustatorzy potrafią zidentyfikować w ciemno młode Saint-Julien. Ale czy naprawdę da się rozpoznać, że to jest drugie wino i że kosztowało 25 euro? Jestem pełen podziwu.
Wina oceniane są w ciemno i na podstawie degustacji w ciemno powstaje rdzeń notki – redaktor dyżurny spisuje uwagi podawane przez członków panelu MW a także gości – do niektórych notek przy redakcji dodawane są uwagi dotyczące typowości szczepowo-apelacyjnej oraz stosunku jakości do ceny.
W przypadku cytowanej notki redaktor podmienił „Saint-Julien” pod zapisane w ciemno „wino” oraz dopisał dwa ostatnie zdania.
Nie zmienia to zasadniczo charakteru degustacji i oceny. Twierdzenie że wino dostaje inną ocenę i opis w zależności od tego, kto jest importerem, jest insynuacją.
Czyli pierwotnie notka brzmiała tak:
„Niezłe wino z dobrą materią i typowym,
paprykowym, cabernetowym bukietem.”
I see what U did there.
Ściślej Niezłe wino z dobrą materią i typowym, paprykowym, cabernetowym bukietem. Soczyste, pełne, ale wyważone. Dobra koncentracja, wino jeszcze młode, można parę lat potrzymać.
Rzeczywiście tak jak mówi GP i Google (na pierwszej stronie wyszukiwarki) wina San Patrigiano są dostępne u Piotra Gonciarza: http://www.winopg.pl/?ec=san-patrignano
Pzdr!