Tegoroczna degustacja młodych Chianti we Florencji oprócz notek degustacyjnych. potwierdzeń i zaprzeczeń przyniosła mi poczucie konfuzji i konsternacji. Jestem tylko człowiekiem i rzecz jasna zdarza mi się na jakimś winie nie poznać – ocenić nisko niekwestionowaną gwiazdę lub w ciemno postawić pięć serduszek jakiejś beczkowej ropusze – lecz jednak rzadko zdarza mi się zaprzeczyć diametralnie własnym wnioskom i – jak to się dziś mówi – narracji.
Rok temu przekonywałem Państwa o zaletach rocznika 2007 w Chianti i teraz, degustując 60 win z tego właśnie roku, przecierałem oczy ze zdumienia. Gdzie się podziała ta świeżość, kwasowa rezerwa, klasyczna równowaga? Wina były w większości trudne w piciu, ciężkie, pełne, sycące, suche jak szczapa i przede wszystkich alkoholowe jak diabli. Rok temu degustowałem zwykłe Chianti Classico, dziś – ukazujące się właśnie na rynku riservy – lecz przecież nie mogło to być jedyną przyczyną diametralnej zmiany odczuć.
Często zarzuca się degustatorom, że piją wina zbyt wcześnie, zanim ukażą one wszystkie swe zalety. Czy tym razem jednak nie stało się dokładnie odwrotnie? W pierwszej młodości te Chianti Classico ledwie zlane z kadzi – niewiele z nich dojrzewa w nowym dębie – mogły pochwalić się jeszcze elementarną świeżością. Rok później pierwszy owoc w nich zmierzcha i już nic nie przykryje cokolwiek zduszonego charakteru. To szczególnie prawdziwe w przypadku win bardzo alkoholowych. A w 2007 niektóre Chianti przebiły szklany sufit 15% alk.
Niezwykły jest przypadek Vigna del Sorbo od Fontodi. To sławne i dawniej ulubione przeze mnie wino miałem już okazję kosztować zeszłej jesieni na panelu Magazynu WINO. Napisałem wówczas:
Wino robi duże wrażenie koncentracją i ekstraktem i tym, jak dobrze są one zrównoważone. Nuty czereśniowe i ciekawie korzenne. Usta są po prostu świetne, bardzo pełne, garbnikowe, ale nieagresywne, przy tym szczodre; od słodyczy owocu do wytrawnej słoności terroir jest tylko krok. Astronomiczny alkohol w zasadzie nie przeszkadza.
Po pół roku to Chianti pije się – czy raczej sączy – już nie tak entuzjastycznie. Świetnej jakości owocu nie da się zaprzeczyć; beczka – dobrej klasy – jest ładnie wtopiona; pełnia i rozwój wina w ustach są znakomite. Lecz od tego alkoholu nie da się uciec. Zapycha nozdrza, rozwałkowuje atak, pali gardło w końcówce. I skąd go aż tyle? W najupalniejszym i najsuchszym w historii 2003 było 14,5%. Tu – ponad 15 (a w bratnim Flaccianello jest ponad 15,5%). Czy to – myśl straszliwa – krzewy przywykają powoli do zmiany klimatu i produkują z rozpędu jeszcze więcej cukru? Czy alkohol do salto mortale wypchnęła ręka winiarza? Pewien ptaszek ćwierknął mi, ze w Fontodi użyto w 2007 koncentratora, osmozy i innych diabelskich maszyn. Ale po co? Punkty Parkera, kliniczna schizofrenia?
Dość, ze degustacja Chianti Riserva 2007 okazała się drogą przez mękę. Miałbym dla Państwa dobrą wiadomość – Chianti z 2008 są pyszne, lekuchne, zwiewne, kwaskowate, wytworne, odświeżające bodaj najbardziej od 1998. Ale teraz boje się chwalić, bo a nuż za rok okażą się przeekstrahowanymi ropuchami.
W Chianti przebywałem na zaproszenie miejscowego Consorzio.
Trudno uwierzyć, by w Fontodi użyto „koncentratora, osmozy i innych diabelskich maszyn”. Są przecież „certified organic” – http://www.fontodi.com/eng/biologico.asp, Pamiętam też z ubiegłorocznych odwiedzin, że uzyskanie tego certyfikatu kosztowało ich sporo starań i pieniędzy. No chyba że jestem naiwny, w końcu to Italia 😉
Przy okazji – miał Pan okazję spróbować Flaccianello 2007? Bo za 2006 dostali jakieś kosmiczne 99 od WS i 96 od Parkera.
Użycie koncentratora nie ma nic wspólnego z certyfikatem ekologicznym. Ekologiczna może być tylko uprawa winogron. Potem można zrobić z nimi co się chce. To smutne i mylące, ale to fakt. (Dlatego na żadnej etykiecie wina nie pisze się oficjalnie „vino ecologico”, tylko „da agricoltura biologica” itp.).
Flaccianello 2007 piłem wraz z Vigna del Sorbo 2007 i jest ono jeszcze bardziej ekstremalne. Ma jeszcze więcej alkoholu (wg nieoficjalnej informacji podanej mi przez osobę która widziała wyniki analizy – 15,7%). Z tym że w Sorbo jest 10% Cabernet Sauvignon, więc garbniki Flaccianello są nieco miększe. Nie zmienia to faktu że tych win na obecnym etapie nie da się wypić więcej niż łyk. Jak wiadomo właśnie za to Parker przyznaje dodatkowe punkty. Flaccianello 2007 ma RP96 i WS95 (VIII miejsce w Top100 Specttora za zeszły rok). Bardzo ciekawe jest to że żadna ze znanych mi recenzji amerykańskich nie odnosi się do tego astronomicznego alkoholu. Albo pili wino jeszcze ze beczki (Parker to zresztą przyznaje wprost), być może starannie wybranej, albo jest im wszystko jedno.
Pewien winiarz z Chianti powiedział mi wprost że miejsce na liście Spectatora jest dla Fontodi tak cenne z komercyjnego punktu widzenia, że użyją wszelkich technik w piwnicy by nadal dostawać te punkty. Stąd rzekomo ten koncentrator. Relata refero – ale pod względem smakowym te wina są dla mnie poza granicą absurdu.
Tak mi się skojarzyło z artykulikiem na snooth.com:
http://www.snooth.com/articles/commentary/how-to-become-a-wine-geek/5/
Czyżby były to wina dla ludzi na etapie 4: loving power, a nie 5: loving complexity 6: loving elegance and finesse..?
;]
pozdrawiam
Zawsze zostają oazy jak Isole e Olena…
No właśnie, za mało elegancji i finezji, to jest obecnie spory problem w Chianti, a jeszcze większy w Montalcino i Montepulciano.
Nie ma szans na elegancje przy alkoholu 15% (wtedy kiedy naturalny przedział dla danego szczepu i apelacji to jest 12,5-14%).
Zwykłe Chianti Classico od Fontodi też jest bardzo dobre w 2008. Chyba nie tylko ja mam coraz bardziej dosyć różnych riserv i single vineyardsów.
Dzień dobry Panu, Panie Wojtku*!
Po zapoznaniu się z krótką kroniką Pańskich wypadków kiperskich z CCR 2007 pozostaje mi mieć nadzieję, że konsorcjum doczyta do ostatniego akapitu. Inaczej z przyszłymi zaproszeniami może być krucho;-) Ale „la verita”, subiektywna co… prawda poza %, „rules”, i dobrze. Nie zetknąłem się z Vigna del Sorbo, ale „koszmar z ulicy Jarzębów” daje do myślenia. Czyli, inaczej mówiąc, „Manetti/Bernabei, piszcie do mnie na…Budziszyn”.
Cała sytuacja dziwi mnie jako anachronizm, jeśli wierzyć Pana i p. Marka Bieńczyka optymistycznej diagnozie co do światowych trendów winnych (pijalność, autentyzm).
Jak rozumiem, 2008 daje promyk (czy nawet po oczach światłem) nadziei, choć kosztował Pan na razie „normale”, kto by się spodziewał – takie skromne słówko a tyle może… Riservy będą inne, ale czy ZNÓW aż tak? Co do amerykańskich krytyków, -mój komentarz do Pana doniesień: „żenua”- to nie powinien się Pan zawieść np. na niepodrabialnym Robine Garrze, choć być może nie słychać go za bardzo ostatnio na targowisku próżności i w szeleście banknotów.
Reasumując: potrafić przyznać się do błędu ?(„jest na to inne słowo, ale go nie powiem”, tak jakoś to leciało;-) ) to cenna właściwość, ale proszę się aż tak nie sumitować. W końcu, o ile mnie pamięć nie myli, to Pan już na przełomie wieków optował na korzyść „prostych” Chianti Classico, nie riserv, ze względów cenowych i stylistycznych .
Przedostatnia kwestia: Czy wyjściem z „sytaucji 2007” nie byłoby skoncentrowanie się, poza „normale”, na nisko-średniej półce (Isole e Olena -dla mnie póki co „relato refera”). Nie wiem czy nie oderwał się Pan od tzw. bazy i ma w ogóle do czynienia z takimi, czy ja wiem, Cecchi, Conti Serristori (proste Colli Senesi 1994 lub 5 wspominam do dziś) itp., zapewne są ich setki.
I ostatnia: Proszę spowodować (kumoterstwo pożądane), by nie tylko ursynowski Leclerc miał zaopatrzenie na poziomie, ale kilka innych też, w tym toruński.
Pzdr. „na nową drogę życia” w wolnym zawodzie.
denko
P.S. Można odpowiadać w odcinkach;-)
* „Przepraszam, czy wolno mi tak mówić?” – jak powiada inż. Wiśniak vel Witold Śródecki vel Jacek ven Silberstein „Ehrenkonsul, Oesterreich”**, ale np. „Szanowny Panie Bońkowski” brzmi strasznie pretensjonalnie, tudzież zaczepno-odpornie. „Sie ma, Nerval! Nie bój żaby, żaba w winie się wywinie!” teoretycznie nieźle…, ale niby z jakiej racji? Poza tym z poezją (starofrancuską) na bakier jestem…
** A propos, czy osoby prywatne miały szansę (i powód) wkroczyć po czerwonym dywanie, a choćby okienkiem od kibla, „excusez le mot=uczciwszy oczy”, na rakuską degustację?
[A teraz skromny apel do osoby 3.: Wein-r, sei bitte brav, schreibe kein Kommentar, habe Mitleid mit mir, um Gottes willen, kein Sterbewoertchen ueber „Schwitzgeruch-Dominanz” und dergleichen!;-)]
Miły Panie Denko
Pański komentarz jest jak poezja hermetyczna, czyta się pięknie, niewiele rozumiejąc. Wytężając umysł postaram się odpowiedzieć na podniesione kwestie:
– Czy Fontodi to jest anachronizm? W pewnym sensie tak, długofalowym, bo powrót do pijalności jest faktem choćby statystycznym, patrząc en masse na styl prezentowanych win, natomiast oczywiście w konkretnych przypadkach jeszcze się opłaca pompować dużo słodyczy i alkoholu, bo WS96 dziś i jutro przekłada się na dużo zielonych banknotów. Ja to racjonalnie rozumiem, choć jest to smutne, zwłaszcza u takich mocarzy jak Fontodi.
– Nisko-średnia półka jest obecna na tych degustacjach i Chianti Classico Cecchi również trafiło do mojego gardła (zwykłe Chianti DOCG nie jest prezentowane) – czy kupując tańsze, kupujemy lżejsze i bardziej pijalne? Niekoniecznie. Na przykład takie zupełnie tanie Chianti od Banfiego od lat jest konfiturowe i lepkie. Wzrost świadomości i powrót do elegancji widziałbym wyraźniej wśród półki średnio-wysokiej. Ale różnice w cenie zwykłych Chianti Classico doprawdy nie są tak duże (jeśli odrzucimy jakieś anonimowe etykiety supermarketowe).
– Ad **, jeśli chodzi Panu o degustację win austriackich z zeszłego tygodnia 10.03, to każdy niezależnie od wyznania, płci i orientacji mógł zarejestrować się na stronie www, a ja biletów przy wejściu nie sprawdzałem. Um Gottes willen!
Ist ja gut! Przepraszam za dodatkowy wysiłek, ale wrażenie estetyczne to też coś;-) Dziękuję za wyjaśnienia co do CC, Fontodi i Austriaków, ale … ponieważ z różnych względów nie odwiedziłem 10.03.Warszawy, czy można liczyć na jakiś przegląd sytuacji z Pana strony na tych lub innych łamach, o ile jak rozumiem nie stał Pan przy wejściu, tylko wkroczył w głąb degustacji?
Pzdr.
„Sprawozdanie” austriackie w ciągu paru dni.
Dziekuję, oko i ucho na pulsie…
d.