Przez ostatnie tygodnie na tym blogu i w moim kieliszku rządziły głównie wina supermarketowe. Stęskniłem się za butelkami poważniejszymi i nadarzyła się okazja, by spróbować czegoś naprawdę wyjątkowego. Dwie butelki z Sycylii od Arianny Occhipinti przesyłał mi miły Holger Schwarz z berlińskiego sklepu Viniculture (o którym już wspominałem). Moje jedyne do tej pory podejście (Il Frappato 2007) nie zakończyło się pełnym sukcesem. A przecież Occhipinti to jedno z najgłośniejszych dziś nazwisk winiarskiej Italii.
Tym razem wyjąłem korki z SP68 2010 (jest to właściwie Cerasuolo di Vittoria, czyli wino, którym zachwycałem się już tu i tu) oraz Il Frappato 2009. To ostatnie jest już znane w polskim internecie i co ciekawe, wywołało lawinę poetyckich porównań nawet ze strony tych, co nigdy nie puszczają się kredensu. Herbata zielona lub czarna, z Tajlandii albo z Mazowsza, Tomasz Kurzeja w niedawnym Magazynie WINO pisał nawet o „niezwykłej, przyciągającej sile”, „trudnej do określenia więzi” . Krótko mówiąc wino poruszyło jakąś osobistą strunę rozpiętą na pudle rezonansowym duszy.
U mnie też. Wina Arianny Occhipinti uderzają z początku bardzo wysoką kwasowością (mało typową dla win „naturalnych”), pewnym rozedrganiem, brakiem balansu, są ostre jak tony sycylijskiej pieśni ludowej. Warto to jednak przeczekać, spowolnić czas, puścić płytę drugi raz. Kwasowość się wtapia, całość harmonizuje. Co wcześniej wydawało się dysonansem, zamienia się w spójną wielobarwność.
Lecz przede wszystkim te wina smakują inaczej niż wszystkie. Dawno, a być może nigdy nie piłem czerwonego wina tak lekkiego, bezcielesnego. Jego kwiatowy bukiet (róże, tulipany, fiołki i co jeszcze chcecie) w swej dosłowności ma coś cudacznego, co wykracza poza winiarską „normalność”. Cudaczność staje się jednak cudownością, im dłużej wdychamy te wonie czyste jak łza, powietrzne, słodkie jak wiosna. Na etykiecie niesłychane 12,5% alk., w głowie jakieś rozmarzenie, w ustach niepodobny do niczego smak utrzymuje się długie minuty. Są wina, które nas zmieniają. Jak spotkanie z kimś, kto już zawsze będzie w naszym życiu.
Dwie butelki do degustacji otrzymałem od sprzedawcy win Viniculture.de.
no, no … poezja 🙂 trzeba będzie pobuszować w berlińskich sklepach
Dzisiaj dostałem informację że importer Brix65 już za ok. 10 dni będzie miał w ofercie 2 wina: SP68 2010 i czyste Nero d’Avola. Il Frappato niestety wyprzedane ale pojawi się w kolejnym roczniku. Czyli już można zamawiać w Warszawie.
Dwa ostatnie zdania do kajecika. Ostatnie zaś wężykiem Grzesiu, wężykiem!
Czyli zabrzmiało po belfersku? 😦
No co Ty?! „Są wina, które nas zmieniają. Jak spotkanie z kimś, kto już zawsze będzie w naszym życiu.” Te dwa zdania sporo ważą.
Piękny wpis. Już nie mogę się doczekać, kiedy „wyjmę korki” z wyżej wymienionych butelek… 🙂
Mnie Frapatto przypomina w aromacie i smaku (no może poza zawartością cukru) wina gruzińskie, chociażby Khvanchkare czy Kindzmarauli . Między innymi za sprawą tych kwiatów o których Pan pisze. Próbowałem Frapatto z Azienda Agricola COS i pamiętam, że było miło i niebanalnie.
COS to są bardzo podobne wina do Arianny Occhipinti. Posiadłość COS prowadzi stryj Arianny Giusto i to u niego zdobywała szlify. Kwiatowy zapach faktycznie może przypominać „różane” wina gruzińskie, choć Frappato jest jednak dużo lżejsze.
COS bylo w Salute…i zniknęło. ciekaw jestem win Arianny, a jeszcze bardziej po obejżeniu filmu o czterech wajnmejkerkach. Jest taka dzika, i oddana swojej pasji, podobnie zresztą jak Elizabetha F., w uroku której nie sposób się nie zakochać… podstawowe Foradori jest niesamowite, A Arianna własnie jedzie …