Marzyłem o tej flaszce, odkąd ją zobaczyłem na półce. Trzy lata temu znienacka pojawiła się w ofercie warszawskiego importera. Marzyłem o niej, bo jej sława ciągnęła się za mną od dłuższego czasu, a okazje do degustacji się nie pojawiały. Nawet w swej ojczyźnie to rzadka flaszka, Château Yvonne jako jeden z kilku ostatnich producentów nie uczestniczy nawet w prestiżowym Salonie Win Loarskich.
Przy bytnościach na Puławskiej (dziś Olkuska) zawsze były jednak pilniejsze wydatki: a to Albariño, a to Priorat, a to jedno ze świetnie reprezentowanych tu Bordeaux. „Iwona” zresztą ciągle stała na półce w tym samym roczniku, więc presja nie była wielka. Aż w końcu zapas stopniał do paru butelek. I wtedy do kartonu Bordeaux i burgundów Sławek Chrzczonowicz i Paweł Karolak z Winkolekcji dorzucili Château Yvonne. „Powiedz nam co sądzisz – usłyszałem – podobno wino jest już za stare”.
Otworzyłem butelkę z Markiem Bieńczykiem, którego pean przeczytacie tutaj. Zaczynając od końca, Château Yvonne Saumur Blanc 2005 za stare nie jest. Jest za młode – myślę że o połowę. Czyli swój szczyt osiągnie chyba za kolejne 7 lat. Tak, czternaście lat będzie trwał rozkwit życiowy tego wina na bazie Chenin Blanc. To jest bowiem szczep dla cierpliwych. Może dlatego w Polsce tak fatalnie się sprzedaje. Ale i w tej chwili, w konkurencji juniorów, wino jest arcyciekawe. Pokazuje jak w soczewce trudność i zarazem wspaniałość Chenin Blanc, drzewa o niesamowicie rozłożystych korzeniach, z których wyrasta mały kwiatek z paroma płatkami. Aromat Yvonne 2005 jest bowiem skromny, czysty, wykrochmalony jak fartuszek gimnazjalistki. Masło, cytryna i odrobina pieprzu. Miłośnicy win bezsiarkowych nie mają tu czego szukać, SO2 dodano w ilości słusznej, tak jak przez dekady dodawano, by Chenin Blanc się dobrze starzał. Jego kwasowość i mineralność mają w sobie niespotykaną ostrość przypominającą biały ocet. Długość smaku jest nieopisana. Jedna jedyna nuta, przypominająca sok wyciśnięty z cytryny albo światło słońca stojącego przez minutę w zenicie. To wino oślepia. Tym, którzy chcą je zrównoważyć, polecić mogę najcięższe z czołgów: żabnicę, lina w śmietanie, może słynna pulardę z Bresse. Ja to lubiłem pić bez niczego w jego bezkompromisowej nierównowadze właśnie.
Ale Château Yvonne robi też wino czerwone: Saumur-Champigny 2006 (100% Cabernet Franc). Marek Bieńczyk ocenił je niżej od białego, ja wyżej. Przede wszystkim za elegancję, niewymuszoną szlachetność, łatwiejszą konwersację aniżeli z kaustycznym Saumur Blanc. Bardzo kocham loarskie Cabernety, piję je przy każdej okazji, choć też nie są winami łatwymi. Często ich ziołowość, zieloność przekracza niewidzialną granicę, za którą zostają z wina tylko kości. Winiarze poszukujący większej dojrzałości gron często przeskakują z kolei za drugą granicę – 14,5% alkoholu i ekspresji, która zaczyna przypominam dolinę Rodanu. Stanąć dokładnie w połowie drogi, skąd widać cały krajobraz – to jest zaiste sztuka. Za taki punkt widokowy na klasykę francuskiego winiarstwa gotów byłbym wręcz zapłacić 139 zł (za esencję z cytryny – 159 zł). Jeśli też lubicie widoki, w Winkolekcji zostały ostatnie flaszki.
Przeczytaj recenzję tych samych win autorstwa Marka Bieńczyka.
Dwa wina otrzymałem do degustacji od importera.
Twoj komentarz powstrzymal mnie od otwarcia kolejnej butelki. Od dluzszego czasu zastanawiam sie kiedy biala Yvonne w koncu dorosnie. Nabylem kilka lat temu kartonik, nota bene, w tym samym miejscu, via net. Sklonila mnie do tego wczesniejsza proba (na jesieni 2007) z rocznikiem 1998. Wtedy odmiana szerzej mi nie znana. To wino bylo inne od wszyskich, ale nieprawdopodobnie intrygujace. Raczej zapamietuje wina w skali zle, dobre, swietne. Tamto bylo na pewno z tej ostatniej kategorii. Rocznik 2005 otworzylem do tej pory 3 razy: w marcu 2009, w lutym 2010 i w sierpniu 2011. Zdecydowanie najlepsza proba do tej pory to ta pierwsza. Wino wtedy oczywiscie okrutnie beczkowe, ale kwasowe, dosc sprezyste. Z kolejnych prob pamietam tylko nuty beczkowe, zero finezji. Przy trzeciej towarzyszyl konsument raczej malo obeznany i odmowil picia.
Juz powoli tracilem nadzieje. Moze w 2007 mialem jakies omamy?
Poczekam jeszcze ze dwa lata i otworze kolejna. Dam znac, czy Iwonka poszla juz do gimnazjum.
Czyli jednak ktoś pije (i kupuje) to wino! Tym razem nut beczkowych jest zero, ale poza kwasowością wino jest bardzo ciche. Mnie ta subtelność urzekła. Na pewno nie ma pośpiechu z piciem.
Nie wiem, w jakich warunkach stalo to u Slawka. Jesli tyle lat w sklepie, to az dziw, ze dotrwalo w dobrym zdrowiu.
Przy białym dziw jest mniejszy, bo siarka i kwas. Natomiast czerwone też się trzyma b dobrze jak na wino z nienajwiększego rocznika. Chć jego nie trzymałbym dłużej niż 2 lata.