Polskie media się winem nie interesują, nie licząc awantur o polską prezydencję w UE oraz piętnowania celebrytów za umiarkowaną konsumpcję wina. Czasy, gdy dobre butelki co tydzień polecał w „Gazecie Wyborczej” Robert Sołtyk, a pasją do wina zarażał w „Magazynie GW” Marek Bieńczyk, minęły bezpowrotnie i w tej chwili wino do dzienników i tygodników wstępu nie ma.
Z tym większym podnieceniem czyta się te okruszki z winem związane, które przedostają się przez antywiniarski filtr medialny. Na przykład taki artykuł Katarzyny Bosackiej Wina kobiet, opublikowany w „Wysokich Obcasach”. Przez pryzmat modnego tematu „kobiety a wino” autorka przyjrzała się winiarkom z Kalifornii. Bohaterką tekstu jest Delia Viader, autorka słynnych Cabernetów z Napy. Dowiadujemy się o tym, że dla świetnie wykształconej, ambitnej Delii winnica była pierwotnie ochłapem rzuconym przez dominującego ojca. Dzięki upartej pracy, wbrew otwartej wrogości mężczyzn, Delii udało się w końcu wypłynąć na szerokie wody, a dziś produkuje jedne z najbardziej poszukiwanych win kalifornijskich.
Feministyczna historia, jakich w naszym świecie (nie tylko w „Wysokich Obcasach”) wiele. Każdy może autoidentyfikować się jak chce, toteż nie odmawiam Delii Viader prawa do widzenia swojej błyskotliwej kariery jako ciągłego zmagania się z wrogimi macho. Od reportera czy reporterki, dziennikarza czy dziennikarki można by jednak oczekiwać bardziej krytycznego podejścia do takiej autonarracji. Jeśli bowiem Katarzyna Bosacka stwierdza, że
wiele kobiet pracujących we francuskich winnicach do dziś przyznaje, że trudno o bardziej seksistowskie i wrogo nastawione do kobiet środowisko,
ja zaryzykowałbym stwierdzenie odwrotne. Świat wina jest z pewnością pełen wad, ale na tle innych dziedzin życia jest wyjątkowo mało seksistowski. Trzydzieści lat temu sytuacja była na pewno mniej różowa, lecz dziś mnóstwo kobiet wino produkuje, sprzedaje, degustuje i opisuje – ze znakomitymi wynikami. Angielską krytyką winiarską rządzą kobiety takie jak Jancis Robinson, Joanna Simon, Natasha Hughes, Rosemary George, pierwszym master of wine w Azji została Jeannie Cho Lee (ponad 25% wszystkich MW to kobiety), wśród winiarzy mamy takie gwiazdy jak Lalou Bize-Leroy, Elisabetta Foradori, Helen Turley, kobiety na całym świecie dziedziczą winiarskie fortuny – jak choćby Gina Gallo, o której mogłaby wspomnieć Katarzyna Bosacka, gdyby w narracji tej kalifornijskiej superwoman pojawiały się jakiekolwiek elementy uciśnionej kobiecości. Nawet w bastionie patriarchatu, czyli w Polsce, kobiety bez żadnych przeszkód robią dobre wina, prowadzą świetne strony internetowe, a nawet osiągają wysokie stanowiska w pismach winiarskich. Zależy to wyłącznie od ich chęci i kompetencji. Jeśli kobiet w świecie wina statystycznie wciąż jest mniej niż mężczyzn, to często dlatego, że nie chcą – wiele kobiet bowiem lubi wino i świetnie je degustuje, lecz nie ma pędu do rozkładania bukietu na czynniki pierwsze, zapamiętywania wszystkich klonów Pinot Noir i generalnie, jak mawiał klasyk (mężczyzna), nie robi wokół wina „większej hecy”. Może to fakt mało nośny genderowo, ale naocznie stwierdzony.
Paradoksem tekstu Katarzyny Bosackiej jest fakt, że sukces jej bohaterek wskazuje właśnie na wolność kobiet w świecie wina i brak płciowych uprzedzeń. Delia Viader nie byłaby bowiem jedną z gwiazd winiarskiej Ameryki, gdyby nie wysokie oceny przyznawane jej winom przez degustatorów – mężczyzn. „Wine Spectator” w 2002 r. dał Viader 1998 95 punktów (przy okazji była to najtańsza flaszka w stawce 20 kolekcjonerskich Cabernetów z Napy), a rocznikowi 1997 już 97 pkt.: „Wspaniale zbudowane, bogate i złożone… Długa, elegancka końcówka jest gładka i jedwabista”. O tym samym winie Robert Parker pisał: „To wino o nadzwyczajnej finezji i elegancji, ale i niekłamanym bogactwie i intensywności… Wspaniała gracja i harmonia w końcówce. Garbniki są w większości przykryte przez wybitną koncentrację”. Norm Roby w „Decanterze” w 1996 r. o Viader 1989 pisał: „nadzwyczajne, subtelne, eleganckie, wstrzemięźliwe… ma osobowość”. Cytowani autorzy przy ocenie winiarni Viader raczej nie kierowali się płcią właścicielki. Wino opisać potrafili za pomocą autonomicznie winiarskich, neutralnych genderowo pojęć. To jest właśnie wyraz prawdziwej równości płci na niwie wina. Stwierdzenia tego faktu zabrakło mi w tekście Katarzyny Bosackiej. Gdzieś na jego marginesie pojawia się wypowiedź enolożki Nicki Pruss ze Stag’s Leap:
Bałabym się powiedzieć wprost, że jest coś takiego jak damska ręka. Trzeba chyba po prostu przyjąć, że niezależnie od płci są dobrzy i źli winiarze.
Winiarze są lepsi i gorsi, podobnie jak winiarki. To samo powiedzieć można o degustator(k)ach. Stwierdzono co prawda naukowo, że kobiety mają statystycznie większe predyspozycje do degustacji niż mężczyźni. Wśród tzw. supertasters (fatalnie przetłumaczonych przez Bosacką jako „superwąchacze”) jest ok. 65% kobiet (dla autorki to „znakomita większość”). Lecz w grę wchodzą inne czynniki genetyczne, takie jak rasa, przez co całe uogólnienie staje się mało przydatne. Sukces w winiarstwie i w degustacji wina zależy wszakże nie od statystyki, lecz od wyróżniającej się jednostki, a w jednostkowym wymiarze genetyczne uwarunkowania stają się mniej istotne od treningu i kultury.
Uważam się za zagorzałego feministę. Swego czasu walczyłem publicznie z Markiem Bieńczykiem, by z winiarskiego języka rugować podejrzane semantycznie aluzje i nie doszukiwać się w każdym łyku wina seksualnych podtekstów. Lecz nie mógłbym uczciwie stwierdzić, że kobiety w świecie wina są dyskryminowane ze względu na płeć. Temat „szklanego sufitu” już cokolwiek trąca myszką i dobrych parę lat temu stwierdzono, że problem nie istnieje. „Kobiety a wino” to temat, który stał się służbową lajfstajlową wydmuszką, pozwalającą na wypełnienie numeru, gdy pod ręką nie ma tekstów o mikroutlenianiu albo rankingu Barolo z dyskontów. Niech tak będzie, ale po co przy okazji posuwać się do pisania bzdur takich jak ta:
Ba, w niektórych francuskich winnicach do dziś nie mają wstępu do pomieszczeń, w których zachodzi proces fermentacji, bo – jak wierzą mężczyźni – jeśli kobieta jest nieczysta, czyli znajduje się właśnie w okresie menstruacji, może zaburzyć proces fermentacji. Zamiast wina powstanie wtedy ocet.
Jeżdżę po francuskich winnicach od 1999 r., byłem pewnie w kilkuset i nigdy nie spotkałem mężczyzny, który wierzyłby w te bujdy (a pytałem każdego). Ekshumacja takich stereotypów to nie tylko winiarska dezinformacja, ale i feministyczny samobój.
Zgadzam się w pełnej rozciągłości. Jako feminista wojujący jestem przekonany, że mogą zdarzać się przypadki dyskryminacji na tle płci – ale dominujący w winiarstwie dyskurs daleki jest od seksizmu. Co więcej, także w krajach bardziej konserwatywnych od Polski i o silniejszych winiarskich tradycjach, np. na Węgrzech, jedne z najdoskonalszych win tworzą kobiety (choćby Kikelet czy Vylyan). Wątek menstruacyjny zaś jest po prostu paradny – jakby wprost ze „Złotej gałęzi” Frazera.
Panie Wojtku,
100% racji, przeciez wybitne winiarki podbijające swiat swoimi winami znaleźć można na kazdym kroku, a wlasciciwie w każdym regionie. Choćby Etoiles en Beaujolais, czyli stowarzyszenie kobiet-gwiazd Beaujolais, a panie Weinbach, a Marlene Soria, a Letycja Pietri-Geraud, a włascicielka Domaine Pegau, a Laura Aschero, a itd, itd.
pozdrawiam
j
Rece mi opadly. Przyznaje, nie czytalam tekstu w Wysokich Obcasach, ale to sie nijak ma do rzeczywistej sytuacji. Fakt, kiedy swiezo po studiach trafilam do langwedockiej spoldzielni i przyszlo mi nawracac ich na potrzeby rynku, latwo nie bylo. Co rusz spotykalam sie z komentarzami typu „od 40stu lat robie wino, a tu jakas smarkata bedzie mi mowic, ze zle?!” Ale to bylo kilkanascie lat temu. Dzis sytuacja jest inna. Oceniaja mnie wg wynikow mojej pracy, ilosci medali jakie dostaly moje wina, nie plci. Nawet stowarzyszenie Women and Wines of the World i konkurs, ktory organizujemy od 5 lat w Monako, powstaly nie z pobudek feministycznych ( organizuje go tylu mezczyzn co i kobiet, tylko w jury zasiadaja wylacznie kobiety), tylko dla podkreslenia, ze kobiety… sa w winiarskim swiecie obecne, tak samo kompetentne, ale traktuja wino ( statystycznie 😉 ) nieco inaczej niz mezczyzni.
@Jongleur: oj lista dobrych winiarek musiałaby być dłuższa niż pojemność tego bloga 🙂
@Agnieszka: dzięki za tę wypowiedź z pierwszej ręki. Chociaż myślę że komentarz który przytaczasz niekoniecznie był seksistowski: „od 40stu lat robie wino, a tu jakis smarkaczbedzie mi mowic, ze źle?!” też można by usłyszeć. Generalnie nie twierdzę że wszędzie jest różowo, Bordeaux na przykład to raczej bastion mężczyzn, ale robienie z wina wojny płci jak w cytowanym tu artykule z WO wydaje mi się grubą przesadą.
Jeśli chodzi o menstruację i wino (to byłby dopiero tytuł tekstu) to rozumiem religijne argumenty żydowskich właścicieli winnic. Natomiast na jakiekolwiek zarzuty o dyskryminację kobiet odpowiem: Angelika Arvay.
@ Wojtek : Moze nie rozwinelam 🙂 Kultura „macho” byla jeszcze kilkanascie lat temu byrdzo wyrazna na poludniu Francji, a prostackie uwagi na temat plci ( ktorych wole nie cytowac), na porzadku dziennym. Rownoczesnie kobiet zajmujacych sie winiarstwem bylo naprawde niewiele i kazda ogladano jak egzotyczne zwierze w zoo. Jak o studia enologiczne chodzi, to moj rocznik byl pierwszym na uniwersytecie w Montpellier, na ktory przyjeto mniej wiecej tyle samo dziewczyn co przedstawicieli plci meskiej. Rocznik przed nami mial bodaj 6 kobiet i dwudziestu paru mezczyzn. Rok wczesniej byly chyba tylko trzy dziewczyny. W Bordeaux czy Dijon meska przewaga utrzymala sie jeszcze dluzej.
Ale to nie zmienia faktu, ze przedstawiona w artykule sytuacja dzisiaj zupelnie mija sie z prawda.
Kilka kobiet w winiarstwie i obok tutaj się pojawiło:
http://www.sstarwines.pl/wino3331
„Czasy, gdy dobre butelki co tydzień polecał w „Gazecie Wyborczej” Robert Sołtyk, a pasją do wina zarażał w „Magazynie GW” Marek Bieńczyk, minęły bezpowrotnie i w tej chwili wino do dzienników i tygodników wstępu nie ma.”
to jest dla mnie osobiście ciekawsze, dlaczego tak jest, skoro wszystko (konsumpcja wina) wskazywałoby, że jest powinno być odwrotnie? Wino przestało być „aspiracyjne”?
To jest ciekawy temat na dłuższy wpis. Wino wypada też z dzienników w takich krajach jak UK. W gronie polityków b silny jest nurt prohibicjonizmu. PARPA czyli agencja zajmująca się zwalczaniem alkoholu w każdej postaci ma kilkanaście mln zł budżetu rocznie. Myślę że ta atmosfera udziela się mediom. W oficjalnym dyskursie o alkoholu można mówić tylko źle, niezależnie od naukowej prawdy.
Rozumiem, że PARPA i inne żądają kasy na swoją działalność w imieniu ubezpieczycieli (np. http://forum.gazeta.pl/forum/w,18,52731665,,cos_sie_wyjasnia_.html?v=2&wv.x=1), ale co oznacza „oficjalny dyskurs” w dobie internetu? 🙂
Nie do końca rozumiem o co chodzi w tymi ubezpieczycielami ale obiecuję przyjrzeć się bliżej PARPie wkrótce.
„Oficjalny dyskurs” – no cóż, ja wciąż widzę i wyczuwam pewną różnicę stylu, głębi, gęstości, odpowiedzialności, kompetencji itp. pomiędzy efemerycznymi blogami a pismami drukowanymi. Na blogu się sobie pisze różne rzeczy, których w gazecie nie wypada. Typ czytelnika i jego wzory zachowania chyba też są inne. Ale może nie nadążam za rozwojem cywilizacji.
To ciekawy trop, ale zaskakujący. Ja bym szukał przyczyn zupełnie gdzie indziej. Wydaje mi się, że gazety i ogólnie media (te o dużym zasięgu, nie-niszowe) strasznie się boją, żeby czytelnicy nie uznali ich za zbyt snobistyczne. To pierwsza przyczyna. Druga jest taka, że wino o wiele łatwiej niż te 10-15 lat temu kupić, a gazety nie lubią pisać o rzeczach, które można kupić, jeśli im się za to nie zapłaci. Kiedy wina opisywane przez Marka Bieńczyka były równie osiągalne, co kreacje przedstawiane w Wysokich Obcasach (moja córka zawsze się pyta, „czy te panie jeszcze żyją, czy zdjęcia im zrobiono kiedy już umarły”) było bezpiecznym tematem, ciekawostką przyrodniczą. Teraz stały się czymś zbyt namacalnym. Jako produkt zdegradowano je do różnych Logo czy innych Avanti.
Z jednej strony wino jest snobistyczne a z drugiej powszechnie dostępne. Jeśli tak rozumują gazety, to wydaje mi się to szalenie zagmatwane. Co prawda Logo o którym piszesz faktycznie rekomenduje jakieś wina, ale jest to słaba rubryka i żadna tam poważna krytyka winiarska. A poza tym kto tworzy target Loga? Wydaje mi się że taka Gazeta Wyborcza miałaby więcej do wygrania i odegrałaby o wiele pozytywniejszą rolę, pisząc o winie w swoim głównym dziale. Dostępność win to chyba nie jest dobry trop, bo w latach 1998-2001 Bieńczyk i Sołtyk pisali akurat o winach z Auchana i z Centrum Wina, które dostępne były wszędzie. Choć oczywiście ich konsumpcja nie była tak rozpowszechniona jak dziś.
Akurat dziś decanter wspomniał o tej tematyce w Kalifornii: http://www.decanter.com/news/wine-news/529219/california-female-winemakers-facing-glass-ceiling-study
Dzięki za ten link. Usiłowałem bez skutku dokopać się do tego „study”. W notce Decantera jest tylko mowa o tym że kobiety statystycznie zajmują mało stanowisk kierowniczych w kalifornijskich winiarniach. Ale nie wiemy dlaczego. Jeśli w kalifornijskim winiarstwie pracuje tylko 5% kobiet, to wtedy 10% na stanowiskach głównych winemakerów będzie w istocie nadreprezentacją. Nie znając tych wszystkich danych – ile kobiet studiuje enologię, ile ubiega się o posady w winiarniach itd. – nie odważyłbym się mówić o dyskryminacji. Być może pisząc, że temat „szklanego sufitu” w winiarstwie w ogóle nie istnieje, postawiłem sprawę zbyt ostro, choć niektóre sformułowania z artykułu K. Bosackiej były zupełnie nie na miejscu.
Podobno już od kilkunastu lat blisko połowę studiujących enologię na UC Davis stanowią kobiety. Trochę więcej niż Decanter pisze o tych badaniach, o dziwo, Edmonton Journal: http://tiny.pl/h529q
Pozdrawiam!
Ciekawy temat: kobiety a wino, szczegolnie gdy pisze o tym tak goraco sie deklarujacy feminista (godne podziwu!). Kiedy przeszlo 10 lat temu zaczynalam pisac o winach do Polski z Wloch czulam sie w tym srodowisku jak przybysz z innej planety – kobieta a w dodatku z blizej niezdefiniowanej ojczyzny Papy Giovanni Paolo II. Kobiet zajmujacych sie winem, no moze poza ich produkcja, bylo wtedy we Wloszech stosunkowo malo, a przynajmniej nie byly tak widoczne. Dzis sytuacja radykalnie sie zmienila. W miedzyczasie narodzilo sie nowe pokolenie kobiet wiazacych swa egzystencje z winem. Widac to szczegolnie na przykladzie wloskich enolozek. Co warte podkreslenia, dopuszczono je rowniez do produkcji win trudnych, pochodzacych czesto z malo atrakcyjnych, peryferyjnych obszarow. Rezultat: cala seria znakomitych win na bazie winorosli autochtonicznych, jak chocby Aleatico z Elby, jeszcze kilka lat temu wino nie do upicia. A propos dyskryminacji kobiet: w ramach wakacyjnych tematow zastepczych, wloski portal Winesurf (prowadzony przez panow) opublikowal artykul pewnej poczatkujacej wloskiej enolozki skarzacej sie na ewidentna dyskryminacje uniemozliwiajaca jej znalezienie pracy w wymarzonym zawodzie. Moim skromnym zdaniem problem tkwi jednak raczej nie w dyskryminacji plci pieknej, lecz w silnie zakorzenionym we Wloszech systemie rekomendacji, ktory nie dopuszcza do prestizowych stanowisk profesjonalistow. Ta pani z pewnoscia znalazlaby wymarzona prace gdyby, zamiast rozsylac curriculum i listy motywacyjne, zaistniala na odpowiednich salonach. No coz, trudno sie dziwic, Wlochy to przeciez ojczyzna mafii opierajacej sie wlasnie na korupcji .
Dzięki za ten komentarz prosto z „paszczy lwa”. Wydaje mi się że sytuacja we Włoszech jest podobna do tej we Francji, o której w tym wątku pisała już Agnieszka Rousseau. Liczą się nieformalne kontakty i powiązania, hierarchia zawodowa jest sztywna, ale kobiety mają realną szansę zaistnieć w branży winiarskiej.