Medale Magazynu WINO rozdane. Wbrew obawom, które wyrażałem w jednym z poprzednich wpisów, zestaw medalistów okazał się w sumie udanym kompromisem pomiędzy krytyką autorską a gustem demokratycznym. Jesteśmy co prawda daleko od „parytetu” – aż 9 medali na 27 zgarnęła Francja, oligopol francusko-włoski przełamały tylko dwa wina portugalskie, cztery Rieslingi z Niemiec i rodzynek (zresztą frankofilski) z Nowej Zelandii, ale nie mogło być inaczej przy takiej a nie innej reprezentacji poszczególnych krajów w finale.
Ważne jednak, że nagrodzone wina reprezentują różne nurty. Zgrzytem są tylko dwa medale dla Alzacji w kategorii win białych do 100 zł. Mniejsze od spodziewanego jest biodynamiczne skrzywienie. Najbardziej kontrowersyjny jest moim zdaniem medal dla Sylvanera 2003 od P. Fricka z Alzacji (wybranego jednak, warto podkreślić, w degustacji w ciemno), ale złote medale zdobyły też jak najbardziej mainstreamowe Chablis Christiana Moreau czy Sauvignon od Colterenzio. Wśród importerów też przyzwoity pluralizm – obłowili się i niszowcy jak Wina Szlachetne, i specjaliści, jak Dom Szampana, i ulubieńcy ogółu, jak Mielżyński i Centrum Wina. Największym wygranym jest Enoteka Polska z aż pięcioma krążkami.
Nagrodę Importera Roku Magazyn WINO przyznał krakowskiemu sklepowi Wina.pl. To znakomity, niebudzący żadnych wątpliwości wybór. Wina.pl błyszczały w poprzednich latach, zgarniając m.in. złoty medal za najlepsze wino czerwone Casanova di Neri Brunello (2010) i cenne medale dla win tańszych. W tym roku brąz w tanich czerwonych dla ciekawego Óbidos S. Francisco i srebro dla świetnego Domaine Matassa z Roussillon (kategoria powyżej 100 zł). Lecz nagroda dla Wina.pl to przede wszystkim wyróżnienie dla Małgorzaty i Piotra Lutych, prawdziwych weteranów polskiego rynku, którzy zbudowali jedną z najprężniejszych i najsensowniej rozwijających się propozycji winiarskich. Ich katalog to dowód, że między niszową biodynamiką a niedrogim codziennym mainstreamem nie musi istnieć histeryczna psychiczna wyrwa. Że współistnieć mogą ze sobą i wzbogacać nasze winne życie Château Musar, Winnica Płochockich i krwiste Montepulciano od Illuminati. I że import wina w Polsce może być silny zadowoleniem wiernych klientów, a niekoniecznie milionową kiesą spółki-matki z innej branży. Nikt nie zasłużył na tę nagrodę bardziej niż państwo Luty.
Magazyn WINO przyznał też po raz pierwszy nagrody za popularyzację wina. Elżbieta Poletti, niestrudzona ambasadorka musującej Franciacorty i Gardy, której cierpliwość kruszy opór najbardziej zatwardziałych importerów i pozwala nam spróbować tych mniej znanych, godnych poznania win, oraz Wojciech Włodarczyk, od lat dobry duch polskiego winiarstwa, inicjator regionu Małopolskiego Przełomu Wisły i jego znakomitego Święta Wina, to wspaniałe postacie, wytrwale, w cieniu zmieniające rzeczywistość na lepsze. Ich wyróżnienie w istocie czyni zaszczyt samemu Magazynowi WINO.
Sama Gala Magazynu WINO była nader udana. We współpracy z szefową kuchni Agatą Wojdą znakomite menu skomponowała Ewa Wieleżyńska. Kacze udko z oscypkiem i kieliszkiem Chianti to były szczyty smakoszostwa. A już dziś od godz. 16 otwarta dla wszystkich degustacja ponad 120 win. Będzie można spróbować m.in. Franciacorty od 15 producentów. To pierwsza tak szeroka prezentacja w Polsce tych świetnych win musujących. Wizyta obowiązkowa dla każdego winomana.
W kolacji galowej oraz degustacji Grand Prix uczestniczę na zaproszenie Magazynu WINO.
no, muszę przyznać, że za takie kacze udko to bym odstąpił jakąś fajną butelkę 😉
Nie do końca wiem czy na temat :-). Małgorzato i Piotrze! Jesteście na medal! Supergratulacje!
wein-r
Drogi Wojtku,
Z zainteresowaniem przeczytalem Twój wpis dotyczący Gali Magazynu Wino i muszę niestety gorąco zaprotestować. Zanim powiem przeciw czemu, z góry informuję wszystkich czytelników, że jako osoba związana z firmą Winkolekcja, w której doradzam w szeroko rozumianym zakresie kształtowania oferty win, jestem w sensie bezpośrednim stroną w tej sprawie, tym bardziej, że tytuł Importera Roku jest dla mnie ważny jako potwierdzenie mojej zawodowej drogi i pozycji. Rozumiem, że dla Małgosi i Piotra Luty, których od lat znam, często współpracuję i przy okazji pozdrawiam, (gratulacje złożyłem podczas Gali), jest to równie ważne.
Jako strona nie będę się wypowiadał na temat słuszności werdyktu, gdyż argumentów za i przeciw jest jak zawsze sporo i bywają oczywiście subiektywne, więc przychodzi mi uszanować werdykt niezależnego, jak ufam, jury.
Problemem jest natomiast luźno przez Ciebie rzucone zdanie, w którym, przeciwstawiasz mozolną pracę u podstaw nagrodzonego importera, cytuję „milionowej kiesie spółki-matki z innej branży”. W związku z tym narzucają się następujące pytania:
1. Czy wina, które sprowadzam są gorsze od innych, ponieważ właściciel firmy może i zgadza się finansować moje, czasami być dla niego ekstrawaganckie, kaprysy szukania winiarskich perełek?
2. Czy mam się wstydzić, że współpracuję z firmą, która gotowa była zagwarantować mi komfort pracy z dostawcami, jakiego wcześniej nie miałem?
3. Czy firma, z którą współpracuję powinna się się wstydzić, tego że podjęła decyzję wejścia na nowy dla niej rynek i robi to systematycznie i z głową, a co „gorsza” ma na to środki ?
Te pytania nie wynikają z mojego przewrażliwienia ale wprost z Twojego tekstu, chciałbym więc wierzyć, że jest on po prostu niefortunną wpadką a nie probą dyskredytowania wysiłków, ciężkiej pracy, poważnych inwestycji i ryzyka które podjeli właściciele Winkolekcji
Pan Wojciech Włodarczyk nie jest inicjatorem Małopolskiego Regionu Wisły, a Małopolskiego Przełomu Wisły.
@Sstar dzięki za poprawkę.,
Drogi Sławku, dziękuję za komentarz, nie rozumiem, dlaczego mój tekst odebrałeś tak osobiście, skoro nie było w nim mowy o Winkolekcji. Nie uważam i nigdzie nie sugerowałem, że „Twoje” (czyli Winkolekcji) wina są „gorsze od innych”. Medale, które Winkolekcja zdobyła w tym roku (złoto dla Chablis Moreau) czy które sam przyznawałem w moim prywatnym rankingu (Franciacorta Majolini) dowodzą czegoś wręcz przeciwnego.
NIe tylko Winkolekcja, lecz wiele innych firm importujących wino w Polsce to dzieci inwestorów z innej niż winiarska branży. Nie ma w tym nic złego. To dobrze, bo to wzbogaca rynek. Tym niemniej sądzę, że komercyjny sukces importera, który nie miał za sobą takiego finansowania, które pozwala w pierwszych latach działalności nie troszczyć się tak bardzo o zrównoważenie bilansu, lecz bardzo szybko podlega rynkowej weryfikacji, finansowania, które niektórym firmom pozwala np. podpisywać umowy na wyłączność z czołowymi restauracjami poprzez oferowanie im kosztownego „pakietu obsługi” – taki sukces komercyjny jest tym bardziej godny docenienia i szacunku i to miałem na myśli.
Pozwolę sobie wtrącić swoje 3 grosze. Doskonale rozumiem reakcję Sławka Chrzczonowicza. Rozumiem też zdanie Wojtka, że finansujący się z „własnych” środków są bardziej zależni od swojego szybkiego sukcesu rynkowego, no ale za to mogą „przepuszczać” kasę tak jak chcą a nie tak jak uzgodnili w biznesplanach ci finansujący się „zewnętrznie”. Diabeł tkwi w szczegółach – obie te metody mają swoje wady i zalety czy swoje trudności.
Znam kilku importerów poza granicami i oni przeważnie mają finansowanie co prawda „zewnętrzne”, ale często zwykłym kredytem bankowym – takie finansowanie jest chyba dość trudne do uzyskania w Polsce i z tym związany jest jeden z większych problemów blokujących rozwój polskich firm.
Dzięki za tę wypowiedź Cerretalto. W nawiązaniu do tego co piszesz myślę że owe importy finansowane „zewnętrznie” często nie mają żadnych biznesplanów. To często działalność hobbistyczna, motywowana pasją do wina. Wtedy w zasadzie nie ma ciśnienia, żeby w pierwszych dwóch czy trzech latach w ogóle przynieść jakiś zysk. W katalogu pojawiają się luksusowe win z górnej półki, w których rozmiłowany jest właściciel. Marża jest często niska, bo koszty są dzielone z firmą-matką (księgowość, transport, często też handlowiec). No ale taką sytuację bardzo trudno porównywać do kogoś, kto musi od początku prowadzić zrównoważona działalność.
Dlatego podkreślam – nie chodziło mi o dezawuowanie importów „inwestorskich”. Zresztą profesjonalizm i merytoryczna wartość katalogu Winkolekcji nie ulega wątpliwości. Chodziło mi o zwrócenie uwagi, że Wina.pl to jeden z nie tak wielu projektów, które zaczynały od zera, bez finansowego bufora i po iluś latach jest w dobrej formie finansowej i ciągle się rozwija. Uważam że to naprawdę solidna podstawa dla nagrody „Importera Roku” – kategorii zresztą dyskusyjnej, bo uznaniowej, więc werdykt nigdy wszystkich nie zadowoli.
Nie znam specyfiki importu win do Polski, ale myślę, że większość biznesów startuje ze środków własnych i tak je ciągnie przez dłuższy czas. Ewentualnie jeśli po jakimś paśmie sukcesów przekona inwestorów lub banki (o co raczej u nas trudno), to dostanie kasę na dalszy rozwój a w końcu może dostanie się na giełdę. Bywa też tak, że zaczyna się biznes od samego pomysłu wspieranego kasą inwestorów (startupy), ale wtedy trzeba mieć przeważnie co najmniej dobrze opracowany biznesplan, z którego trzeba się wywiązywać pod groźbą np. utraty części udziałów. Poza tym są inne sposoby rozpoczynania biznesów, choćby pseudoinnowacyjne, oparte często o środki z EU przydzielane w sposób urzędniczo-biurokratyczny. W dłuższym dystansie to pewnie raczej margines choć może wyciąć w międzyczasie sporo biznesów zorganizowanych na całkiem zdrowych zasadach.
Kasa w każdym biznesie jest niezbędna. Choćby z tego powodu by móc kupować wina czy inne towary i je magazynować, reklamować i sprzedawać. Ci więksi producenci chętnie kierują się swoimi krótkotrwałymi interesami opartymi na wyliczankach w excelu więc grymaszą i łatwo zmieniają swoich odbiorców czy importerów. Ci którzy są mali i prężni niestety łatwo giną na rynku korporacyjno-urzędniczym.
Tak czy owak jeśli ktoś inwestuje kasę, to oczekuje zwrotów zależnych od swojego ryzyka, ale zawsze na poziomie większym niż z obligacji państwowych czy lokat bankowych, no chyba że nie wie kto to i co pisywał Mises :).