Spędziłem tydzień w Toskanii, intensywne degustacje nowych roczników (650 win) na bieżąco relacjonowałem Państwu na Winicjatywie. Spróbowałem wielu świetnych Chianti, Brunello i białych Vernacci, trafiło mi się kilka butelek poruszających, jak Vernaccia Carato 2002 od Montenidoli, Chianti Classico 2008 Castell’in Villa czy genialne młode Chianti Vigna del Sorbo 2008 od Fontodi. Lecz najciekawsze okazały się wrażenia ogólne.
Wina z Toskanii są coraz lżejsze. Chianti, Brunello, nawet Vino Nobile di Montepulciano tracą barwę, chudną w oczach, bokiem wychodzi im kwas i niewygładzone beczką garbniki; konfitura cofa się do stadium świeżego owocu. Oglądamy jakby w zwolnionym tempie film o ewolucji wina, puszczony do tyłu. Wiele win toskańskich smakuje dziś tak, jakby nigdy nie wymyślono francuskiej baryłki i Parkera. Gdyby ktoś trafił tu po dziesięciu latach przerwy, przeżyłby szok.
Na moim blogu angielskim, gdzie podzieliłem się tą myślą kilka dni temu, padło arcyciekawe pytanie: czy ta zmiana stylu – tak ewidentna, że już nikt jej nie przeczy – jest wynikiem zmiany smaku po stronie konsumentów, czy też jest wymysłem krytyków winiarskich i wpatrzonych w nich producentów? Ta druga możliwość nie jest wykluczona – wszak o ancien régimie spod znaku beczki i ekstraktu często mówiono, że robiony jest pod gust Parkera, Wine Spectatora, Gambero Rosso i innych mediów „opiniotwórczych”.
Czy zatem winiarze, zdejmując nogę z beczkowego gazu, wsłuchują się bardziej w vox populi, czy vox Dei? Prawda leży gdzieś pośrodku; na wina lżejsze, bardziej eleganckie, świeże na pewno zapanowała obecnie moda, dyskurs o winach bardziej „pijalnych” stał się ideologią miłościwie panującą i doprawdy trudno znaleźć liczącego się krytyka, który domagałby się dziś win potężniejszych i bardziej masywnych. Z drugiej jednak strony nie można zaprzeczyć, że konsumenci też głosują nogami na wina lżejsze. We Włoszech tendencja jest wyraźna: właściciel jednej z najlepszych winotek w Sienie mówił mi, że masywne wina z 14,5% alk. kupują już tylko Amerykanie, typowy winopijca włoski sięga po wina bezbeczkowe, sprawdza dokładnie alkohol na etykiecie, coraz częściej pije do posiłku wina różowe i białe.
W każdym razie wydaje mi się to celniejszym wyjaśnieniem zjawiska, niż śmiała teza Wojciecha Gogolińskiego, wedle której toskańscy winiarze przestali używać nowych beczek, bo… ich nie stać. Zwłaszcza kiedy mówimy o takiej na przykład Querciabelli, gdzie proporcję nowej beczki zmniejszono z 50 do 25%, a przecież ta winiarnia bez trudu sprzedaje na całym świecie swe bardzo drogie wina, a w ogóle należy do multimilionera i beczki wymienia się tu jak żarówki. W dodatku w 2011 roku sprzedaż win toskańskich wzrosła o kilkanaście procent, a ceny hurtowe poszły w górę. Na beczki nie stać być może anonimowych winiarzy w DOCG Chianti, ale przecież stylistyczna rewolucja najbardziej jest widoczna właśnie w drogich winach z prestiżowych winiarni.
Nie ukrywam swej radości z tego faktu. Z kilku względów. Małpowanie win kalifornijskich i bordoskich w Toskanii okazało się ślepą uliczką i przyszły sukces komercyjny tego ważnego regionu w dużej mierzy zależy od tego, czym się wyróżni na tle innych. A tak naprawdę wyróżnia się szczepem Sangiovese i wysoką kwasowością swoich win. Powrót do win mniej beczkowych, bardziej eleganckich, świeżoowocowych pozwala lepiej ukazać typowość Sangiovese. Sangiovese zabeczkowane na amen zbliżało się do zabeczkowanego Tempranillo, Malbeka i Merlota (ten ostatni zresztą w dużej proporcji wpadał do kadzi). Sangiovese niebeczkowe swym smakiem nie przypomina żadnego innego wina na tym świecie. Tendencja do oczyszczania Sangiovese widoczna jest też w kompozycjach: tutaj przytaczałem dane pokazujące, że stanowi on obecnie ponad 92% statystycznego Chianti. A przecież jeszcze kilkanaście lat temu przepisy wymagały, by było to najwyżej 70%.
No i zyskujemy coś jeszcze, czego wcześniej nie mieliśmy. Kolor. Oszałamiającą paletę rozświetlonych, ciepłych barw wiśniowych, karminowych, amarantowych, ceglastych. Przez lata, zanurzeni w matowej półczerni, byliśmy pozbawieni tej radości. Teraz prawdziwy rubin Sangiovese eksploduje właściwie z każdego kieliszka. Nie wiem jak Państwo, ale ja nie mogę się napatrzeć.
Moją podróż do Toskanii opłaciły konsorcja z winiarzy Vernaccia di San Gimignano, Chianti Classico, Vino Nobile di Montepulciano i Brunello di Montalcino.
Ciekawy tekst. Naprawdę. A może to było tak, że jakiś czas temu krytycy amerykańscy zaczęli przybliżać klientom amerykańskim wina europejskie co bardzo się spodobało producentom europejskim, którzy zaczęli schlebiać gustom „amerykańskim” ze względu choćby na rynek i wielkość zamówień?
Oczywiście, w międzyczasie mogły być różne sugestie krytyków amerykańskich, że wina powinny być bardziej przystępne, masywne, powinno się je dobrze „czuć” w ustach, niekoniecznie do jedzenia, itp. Może stąd więcej beczki i dodatków? W końcu przyszedł kryzys, rynek amerykański opadł. A beczki wciąż bardzo drogie…
Zdarzyło mi się uczestniczyć w paru spotkaniach z winami de Montille, jednego z głównych oponentów krytyków amerykańskich, bohatera „Mondovino”. Dla mnie to rodzaj komiksu, choć z ładnymi ujęciami. Wina były z 2003, można w skrócie powiedzieć, że przeważnie „zatykały” tych, którzy ten film obejrzeli. Jedno ze spotkań opisane jest tu http://www.sstarwines.pl/wino12688 . Więc skoro nawet de Montille (w zasadzie jego dzieci) nieco zmienił styl, a przecież rzadko bywał dobrze oceniany w USA, to może taki był w ogóle głos ludzi a nie krytyków? Zwłaszcza że „moda” na krytyków też jakoś zaczęła mijać i wielu ludzi zaczęło bardziej słuchać sprzedawców, których dochody są dużo bardziej zależne od tego czy to co polecą spodoba się ich klientom.
Wszystko prawda. Oczywiście wpływ rynku amerykańskiego, nie tylko krytyków ale samych kupujących i pijących, był bardzo duży. I to szczególnie w krajach bardzo uzależnionych od eksportu do USA, jak Włochy czy Hiszpania. Traf chciał że akurat w tych krajach bardzo silna jest pozycja rodzimych krytyków. We Francji i eksport do Ameryki, i prasa zawsze były słabsze.
Jednak odwrót od beczki i masy dokonuje się również w USA. To nie jest kwestia kryzysu i opadania rynku amerykańskiego, ale i przewartościowania również wśród konsumentów w USA. Czym przecież jest film „Bezdroża”, jak nie wyrazem właśnie tego odchodzenia od Merlota, szukania nowych odmian, nowego terroiryzmu, wprowadzenia w samej Kalifornii kilkuset apelacji kontrolowanego pochodzenia, wzrostu popularności win różowych i białych, itd., itp. W Australii również obserwuje się odwrót od dżemowatego Shiraza, wynajduje się Grenache, Sangiovese, sadzi Prosecco, Albarińo. Nie sądzę więc żeby to krytycy byli źródłem czy to dawnej, czy obecnej mody. Krytycy raczej wyrażają i wzmacniają pewne tendencje. Potem konsumenci słuchają krytyków, producenci słuchają krytyków, konsumenci piją to czego dostarczają producenci i następuje efekt kuli śniegowej. Akurat Włochy są bardzo podatne na takie krótkotrwałe i trochę wyolbrzymione mody. Tyle że każda moda pozostawia po sobie coś trwałego. Myślę że już nigdy nie będzie powrotu do czarnego Sangiovese.
Witam.
Wojciech Gogolinski napisal:
„Mniej beczkowe (bo producentom brak pieniędzy na nie, co jest efektem kryzysu), przestały być nonszalancko nowoświatowe, więcej w nich owocowej lekkości, nieco mniej alkoholu. Choć, z drugiej strony, pewnie nie trafią do piwnic na lata. Są lżejsze i gotowe do picia już teraz.”
Czy moze jednak kryzys wymusil takie postepowanie, nie ze wzgledu na koszty beczki, a fakt, ze wina sa gotowe do picia juz teraz?
Ludzie oszczedzaja na winie w ten sposob, ze zamiast inwestowac w luksus picia za jakis czas, ograniczaja sie do win codziennego uzytku?
Czy w dobie kryzysu wina „inwestycyjne” sa jednak slaba inwestycja?
Pozdrawiam.
Robienie win szybciej gotowych do picia to jest ogólnoświatowa tendencja widoczna od prawie 30 lat. Nie mieszałbym do tego kryzysu. Wina inwestycyjne stanowią 0,01% sprzedaży. Normalny człowiek kupuje wino do wypicia w tym samym dniu.
W jednej rzeczy się zgadzam, w kryzysie lepiej się sprzedają wina tańsze, czyli właśnie te bez beczki. Więc zamiast pisać, że producentów nie stać na beczki trafniej byłoby powiedzieć, że to konsumentów nie stać na beczkę w winie, chociaż to też jest uproszczenie, bo przecież hiszpańskie Roble kosztuje często zaledwie 5-6 EUR.
Czy moze tez tak byc, ze na rynku win codziennego uzytku beczka przestaje byc potrzebna, a jesli jest to wylacznie ze wzgledow marketingowych?
Bo jesli mamy dobre wina bez beczki, to po co przeplacac?
Trudno to porównywać, to tak jakby powiedzieć, że na rynku samochodów ekonomicznych niepotrzebne są diesle. Jedni wolą to, drudzy tamto. To jest po prostu inny smak a używając np. 30% nowej beczki amerykańskiej, tańszej w zakupie, przy dużej skali produkcji koszt beczki w przeliczeniu na butelkę nie jest duży, wynosi mniej niż np. cena opakowania (butelka + etykieta + kapsuła + korek).
A ile minimalnie musi lezakowac wino w beczce by mozna to bylo odczuc (na korzysc lub nie) w smaku?
Chodzi mi o to, ze kiedy kupuje wino np. w La Vinoteque (coz za bezpretensjonalna nazwa btw) to slysze, ze jakies hiszpanskie lezalo 4 miesiace.
4 miesiące to jest krótko (wino typu Roble właśnie). Wina które leżakują w beczkach dla zyskania struktury, długowieczności zwykle spędzają w niej od roku do dwóch. Natomiast smak beczkowy wino uzyskuje tak naprawdę już po paru tygodniach, bo największe uwalnianie związków z drewna następuje od razu. Często bywa tak że wino Roble leżakowane 4-6 miesięcy ma bardziej intensywny smak beczki niż Reserva, która leżakowała 12 mies., ale dębinę wchłonęła i zharmonizowała.
No i bardzo dobrze, Wojtku, prawda? Czerwone wina wloskie musza schowac wloski temperament a nie amerykanski. Kuchnia wloska ma recepty bardzo smaczne, ktore nie pasuja do sokow tartacznych. Beczka z umiarem jest na prawde dobra ale nadmiar jej uzycia, szczegolnie w Tuskanii, oddalila mnie ostatnio od tych wycisnietych sokow z drewna. Wybieralem po prostu inne swiezoowocowe DOCG. Dziekuje za twoje zaangazowanie w temacie
„Soki tartaczne” to śliczne określenie 🙂 Dobrze że mamy to za sobą.
Wszyscy się zgadzają, że średnio jest mniej beczki i wina szybciej są gotowe do picia :). Nic nowego :). To może zapytam tak – którzy uznani producenci z obszaru Chianti Classico mieli Waszym zdaniem nadmiar beczki w swoich interpretacjach Sangiovese w ostatnich 10 latach i w których to było latach? Choćby z tych: Castello di Ama, Felsina, Fonterutoli, Fontodi, Isole e Olena, Riecine, Rocca di Montegrossi, Volpaia.
Czolowka z Chianti Classico (tak jak mianowal cerretalto ale i nie tylko ci…) to przyklad dobrego picia. Zadna przesada o co chodzi drewna u nich. Dawne „carati” 300-litrowe uzywano od sredniowieczu z umiarem, rozsadnie, tak jak praktyke „governo” oraz maly dodatek bialych winogron Malvasia i Trebbiano, dzisiaj nie obecnych.
@Cerretalto: bardzo cenię Willycoyota ale z tymi beczkami używanymi z umiarem od średniowiecza na pewno przesadził 🙂
Z wymienionych przez Ciebie producentów na pewno dużo beczki (nie używam pojęcia nadmiar, bo jest subiektywne) używał Fonterutoli, Fontodi – roczniki 1997-2000 to było apogeum beczki – na pewno od beczki nie stroniono w Riecine jak również w droższych etykietach Volpaia. Poza beczką problemem jest też ekstrakt i tutaj wskazałbym oprócz wymienionych (poza Riecine) także Felsinę, której flagowe wina z roczników 1995-1999 nie są jeszcze w pełni gotowe do picia, więc tych garbników było naprawdę sporo na wyjściu (częściowo z powodu terroir, ale też ekstrakcji).
Poza tym w wymienionym przez Ciebie towarzystwie brakuje największych beczkowców. Porozmawiajmy o La Massa, Brancaia, Casa Emma, Capannelle, Ricasoli (w droższych winach), o niemiłosiernym ekstrakcie w Querceto.
@Willycoyote: zgadzam się z Wojtkiem – z tego co widywałem u producentów, to te średniowieczne beczki traktują podobnie jak Chiara Boschis :-).
@WB: To był oczywiście mój wybór – z wielkich to jeszcze Antinori, ale oni mają umiar i robią raczej przystępne wina. Brancaia to raczej supertoskany niż Chianti.
Mnie pełnej prawdy pewnie nikt nie powie, ale paru producentów tłumaczyło, że w każdym roczniku są inne warunki więc nawet ta sama ilość beczki może dawać różne wyniki. Wygląda mi to całkiem wiarygodnie przy porównaniu 2006 (długowieczny, dość „drewniany”), 2007 (goracy, ale łagodny, szybciej gotowy do picia niż 2006), 2008 (dość „chłodny”, dla mnie właśnie najbardziej „powietrzny” i elegancki). I jeszcze taki kwiatek w kwestii różnic u jednego producenta – Flaccianello nigdy mnie nie rozczarowało a Vigna del Sorbo często.
Czyli jeśli czołowi producenci potrafią używać w miarę sensownie beczki, to o co cały ten szum z tym, że beczki mniej? 🙂
Kiedy jestem pijany zawsze moge przesadac. Winna jest magnum Cuvee Prestige Ca’ del Bosco (sam!) za chwile prawie do dna…. prosze o wybaczenie! Cierpie z zazdrosci o waszym poziomie trzezwosci w rozmowach o winie. Jabym nie byl w stanie, przysiegam!
Pytanko: jestescie pewny, ze producent nie uzywa beczki w stosunku do rynku przeznaczenia butelek i do wymagan np, parkerowcow w stanach? Od kiedy USA wymagala swiadectwo dla importowanych Brunello, wszystkie watpliwe Brunello stracily magicznie przesadny (chyba merlotowy?) kolor. Ach, ci moi rodacy!
Drodzy koledzy, czy wiecie ze umarl Lucio Dalla, prawda? Nie wiem czy ta magnum bedzie ostatnia butelka dzisiaj. Sledzy po goralsku mam, kolezanka zony przygotowala taki dobry talerz, ale wspowiadam Wam, ze wiele butelek bialych win i musujacych czekaja na moj bol. Wodka to nie dla mnie. Serce mam chory, powaznie. Tylko wino a ile chce. Skala chromatyczna w tym momencie jest dla mnie na bialo a nie na czerwono.
@Cerretalto: „jeśli czołowi producenci potrafią używać w miarę sensownie beczki, to o co cały ten szum z tym, że beczki mniej?”
Po pierwsze chodzi o tych mniej czołowych, u których beczka bardziej boli,a którzy idą za trendem.
A po drugie chodzi o to że na świecie jest milion kombinacji terroir/szczep. A bednarzy z których się korzysta jest 15. Ponieważ nowa beczka znacząco zmienia smak wina powiedzmy w 30%, to wszystkie wina na świecie mają tym samym 30% wspólnego smaku. A ja wolę Chianti smakuję w 100% sobą. O to właśnie chodzi.
@WB: „Po pierwsze chodzi o tych mniej czołowych, u których beczka bardziej boli,a którzy idą za trendem.”
No ale jeśli znaczna część czołowych producentów apelacji sensownie używa beczki i produkuje podstawowe Chianti Classico w cenach 11-15 euro, to ci słabsi czy mniejsi czy istotnie tańsi (6-8 euro?) powinni raczej naśladować ich sukcesy, zwłaszcza że beczka jest droga – czemu więc tego nie robią? Może po prostu takie było zapotrzebowanie kupujących, które się teraz zmienia, także wraz z kryzysem?
A co do tego miliona kombinacji, to oczywiście, że beczka nie tylko bywa niesmaczna, zwłaszcza w zbyt młodych winach, ale też cośtam też przysłania. Ale mówisz o promilu pijących czy jakiejś bardziej znaczącej liczbie? 🙂
Dyskusja może dość akademicka, ale trudno mi zrozumieć dlaczego producenci mieliby działać na swoją niekorzyść finansując te drogie beczki. Ci bardziej świadomi może wybierają „swoich” producentów, ale być może większość wybiera co innego, mniej lub bardziej świadomie. Tu jest spora rola krytyków by zachęcali ludzi do szukania własnych smaków zamiast im narzucać swoje.
Pełna zgoda. Wspaniale byłoby gdyby wszyscy konsumenci mieli własne zdanie.
„spora rola krytyków”, wlasnie!
Lubie krytykow, ktrozy nie pisza tylko ich opinie o aromatow i smakow danego wina ale i takze inne wazne informacje o uprawie gron w winnicy i wytwarzaniu wina w kantynie. Wystarczy krotko podsumwac waznejsze. Wiedzac o szczegolach latwo bedzie dla konsumenta wybierac swiadomie. Wszystko to co pisaliscie powyzej o uzyciu drewna, np. czy nowego lub nie itd. jest zloto dla konsumenta. Moze poczatkujacy nie potrafi natychmiast uzywac wszystkie te informacje na wlasny korzysc ale i krok po kroku zaczyna zawsze lepiej poznac sprawe. Dla krytykow tez, tych powaznich, poczatek byl ten sam, prawda?.
Bardzo ciekawa dyskusja!
@Cerretalto : „Mnie pełnej prawdy pewnie nikt nie powie, ale paru producentów tłumaczyło, że w każdym roczniku są inne warunki więc nawet ta sama ilość beczki może dawać różne wyniki.”
@WB:”Po pierwsze chodzi o tych mniej czołowych, u których beczka bardziej boli,a którzy idą za trendem.”
Sęk może w tym, że u uznanych producentów, pracują dobrze wykształceni enolodzy i winemakerzy. Posiadający intuicję i wiele innych zalet, pozwalających robić im wina „mądre”, z dobrze użytą beczką. Mądre, bo nawet jeśli jeden rocznik różni się od drugiego, to taki winmaker potrafi to wychwycić, zadać sobie pytanie: ile należy dodać beczki, by kompozycja z tych składników się udałą. Wątek analogiczny do terminu dokonywania zbiorów w zależności od warunków pogodowych, dojrzałości fenologicznej itd…Jedni potrafią to wychwycić, inni mają z grubsza recepturkę… Winmaker, czuje subtelności i podchodzi do KOMPOZYCJI świadomie. Ci mniej czołowi, mają może po prostu przepis „na udane” wino i bezrefleksyjnie go odtwarzają, Wyniki są więc różne, bo z każdym rokiem mamy różną sytuację, a twardogłowym winiarzom świta tylko myśl: robić takie wino, bo ten przepis się sprawdza, to ludzie kupują. Tak więc widziałbym tu subtelności jak w wielu dziedzinach opartych na subtelności i niuansowości – jedni są „artystami” inni są odtwórcami zapatrzonymi na tych pierwszych.
@WB: czy ta zmiana stylu – tak ewidentna, że już nikt jej nie przeczy – jest wynikiem zmiany smaku po stronie konsumentów, czy też jest wymysłem krytyków winiarskich i wpatrzonych w nich producentów?
Tutaj byłbym ostrożny, chociaż absolutnie nie mam do tego podstaw analitycznych, jeśli chodzi o dane informujące chociażby o odwrocie producentów/konsumentów amerykańskich od beczki. Mogę patrzeć na inne dziedziny życia i podpatrywać co się dzieje z naszym społeczeństwem pod wpływem „amerykanizacji” i wpływu stylów życia zza oceanu. USA to duży kraj, kraj wielu artystów, pisarzy i ludzi po prostu mądrych. Będą też wśród nich winmekerzy/enolodzy/producenci zdający sobie sprawę z pogubienia się np w spirali beczkowości…Ci dadzą wyraz w swoim odwrocie, a inni(krytycy) mogą to podchwycić i stwierdzić, że konsumenci USA odwracają się od beczki. Nie zmieni to jednak masy. A masa jest dość jednolita i nie wiem czy podlegająca zmianie subtelności, swojej wrażliwości. Raczej masa podporządkowuje sobie resztę, pozostałe enklawy intelektualnych wartości. Jeśli mamy w mieście 10 mc donaldów i powstaje 2 lub trzecia restauracja z tzw „smakiem”, nie znaczy to jednak, że społeczeństwo się zmienia, że zmienia się jego smak. Bo powstanie zaraz 11,12 i 13 mc donald. Tak samo jak z coca-colą – przyszła z USA, był zachwyt, potem odwrót wśród świadomych konsumentów chcących żyć zdrowo. Wrócili oni do świeżych soków itd. Natomiast coca-cola ma się mimo wszystko nie najgorzej..Masa pije coca-cole.
Sam znam kilkoro konsumentów, którzy właśnie cenią sobie bardzo smak mocnej beczki, dominującej całą resztę. To są gusta, które określają ich preferencje. Na smak wina subtelnego po prostu się wykrzywią, bo nie będzie miało „tego czegoś”. Wino staje się popularne, modne. Beczkowosć jest wyrazem urobienia FINEZJI pod dyktando masy. I choć pojawiają się świadomie powracający do „zdrowego” trybu życia, pewnych rzeczy się już chyba nie odwróci. Masa będzie domagać się beczki, tak jak coca-colii i mc donalda, bo tak ma sprofilowany smak.
Dyskusja długa przy lampce wina 🙂
@WB:jeszcze pytanie techniczne, cytuję Junoxe:
Wojciech Gogolinski napisal:
“Mniej beczkowe (bo producentom brak pieniędzy na nie, co jest efektem kryzysu), przestały być nonszalancko nowoświatowe, więcej w nich owocowej lekkości, nieco mniej alkoholu. Choć, z drugiej strony, pewnie nie trafią do piwnic na lata. Są lżejsze i gotowe do picia już teraz.”
Padła tu sugestia, że przebeczkowane wina w międzynarodowym stylu mogły trafić do piwnic na długie lata, co jest chyba nie dokońca prawdą?Nie do końca bo nowoczesne metody produkcji powodowały chyba właśnie krótszy potencjał starzenia? Tradycyjne techniki(powolne) – długie starzenie w botti nebbiolo – mogą zagwarantować odpowiedni potencjał. Oczywiście to uogólnienie, bo nie wszystkich win się to tyczy, ale chodzi mi głównie o to, że chyba powrót do tradycji daje szansę na bardziej długowieczne wina. Mylę się?
pozdrawiam
Garbniki z beczki wydłużają starzenia wina. Im więcej beczki, tym wino dłużej żyje, choć niekoniecznie lepiej smakuje.
Moim zdaniem to nie jest takie proste. Beczka powoduje wydłużenie czasu „stapiania” się. Jeśli owoc jest odpowiednio silny, to zniesie sporo beczki, ale na stopienie trzeba wtedy dłużej poczekać (nawet 10-15 lat). Ale często jest tak, że owoc zacznie zanikać przed stopieniem i wtedy wino nie jest i nie będzie już smaczne (przynajmniej dla mnie). Inny problem jest taki, że mało jest wiarygodnych informacji kiedy należy pić dane wino i bywa ono otwierane stanowczo zbyt szybko. Tu się opinie krytyków niestety słabo sprawdzają 🙂
No ale nie jest tak, że owa nowa beczka gwarantuje nam długowieczność i tylko ona…Nie można zapomnieć o naturalnych garbnikach z gron, które wraz z kwasowością dają długowieczne trwanie -nawet bez garbników z nowej beczki(tradycyjna winifikacja Nebbiolo w Piemoncie, jak Pan pisze w przewodniku).
Chodziło mi o to, że nie można robić uproszczenia: nowa beczka = długie trwanie; brak nowej beczki = szybki zmierzch i brak win z potencjałem do starzenia…
„beczka = długie trwanie; brak nowej beczki = szybki zmierzch” – tego drugiego to chyba nigdzie na blogu nie napisałem?…
Taniny pochodzące z drewna dębowego różnią się nieco budową od tanin występujących w skórkach i szypułkach winogron. W efekcie te „dębowe” taniny nie tak łatwo polimeryzują i nie wypadają w formie osadu. Są więc trwałym elementem struktury wina – zwiększają długowieczność. Taniny pochodzące z winogron łatwo polimeryzują i w miarę upływu czasu wytrącają się jako osad. Proces ten przyspieszany jest przez wytracanie winianów, których kryształki są naturalnym,i centrami kondensacji. Tak więc beczka z pewnością zapewni dłuższe trwanie. Brak beczki niekoniecznie szybki zmierzch
Pan nie, ale takie wrażenie można odnieść po słowach Pana Gogolińskiego. Dlatego właśnie, że można odnieść takie wrażenie podniosłem tą kwestię…
Po co trudzic naszego umilowanego Mistrza a propos sokow drewna, kindofpaul? Mysle, ze nasz Gogol w latach 70ych, kiedy merytoricznie zalozyl podstawe sommelierow w Polsce (czyli kraju wodki, nalewki i piwa), nie przewidzial ze 40 i pare lat pozniej sprawa znajomosci tajemnic beczek przewrastalaby nawet radosc dyskusji o piciu wina. Kazdy ma pokazac wiedze, prawda? Od razu Polska to narod winiarzy i stolarzy. Prawdy nawet prawdziwi naukowcy nie traktuja w takim sposob i zaden z nich ma takie nasze absolutne pewnosci. Znam slawne barolo 10letne zepsute i maderyzowane po 3 latach w beczce i 10 lat w butelce ale i znam przyzwojte 20letne wina wiejskie niepokalane od drewna jeszcze dzis bardzo dobre. Prosze wiec o pokorze w tym temacie.
Willycoyote, wielu ludzi u nas nie zdaje sobie sprawy z zupełnie prostych i oczywistych spraw, np. że niektóre wina są do picia od razu, ale inne powinny poczekać parę lat lub nawet dłużej. Ja miałem szansę poznać trochę szerzej różne aspekty przez picie win tam gdzie zostały zrobione, rozmowy u producentów czy udział w zaawansowanych kursach Collegium Vini. Niestety nadal chyba sporo ludzi uważających się za doświadczonych ocenia wina zakładając że np. 5-letnie Barolo powinno już ładnie pachnieć, nie wykręcać ust, mieć ładnie zintegrowaną beczkę i w ogóle być gotowe do picia po kilkunastu minutach w kieliszku. Panuje wiele stereotypów, także co do beczki i jest wiele nieporozumień, także językowych. Dlatego dobrze że Kindofpaul drąży a Wojtek i Sławek wyjaśniają.
Tak, zgadzam sie. Ale i nie trudzic Gogola. Wy jestescie mlodzy, mozecie wszystko zrobic, swiat jest wasz. Blog o winie mozecie zmienic w kurs fakultetu winiarstwa czy stolarstwa w uniwersytecie, jednakze prosze pozostawcie nas starych capow (czy czolenka…) w spokoju frajdy picia. Wino to picie a nie przeglad literacki! Pewnosciami jest pieklo wybrukowane. My chcemy jeszcze sie cieszyc radoscia watpliwosci. W butelce znajdziemy nawet niespelnione marzenia.
@Willycoyote – można o nic nie pytać, nie starać się zrozumieć. Można przyjmować wszystko na słowo. Jeśli pytam, staram się zachować pokorę, jeśli podaję kontrargumenty, z czymś się nie zgadzam, czegoś nie rozumiem – to po to, by ktoś mądrzejszy/bardziej doświadczony to wyjaśnił.
Widzi Pan, bo każda dyskusja może przebiegać w ten sposób, że albo się kogoś atakuje, z imienia i nazwiska, i ma się na celu uderzenia w kogoś osobiście, albo oddziela się kwestie indywidualnego stosunku do osoby od otwartej dyskusji na argumenty z jakąś jej wypowiedzią. Problem polegać może na tym, że nie każdy potrafi oddzielić te dwie kwestie. Jeśli nie zgodzę się z Pana tezą, Pan może odebrać to jako osobisty atak na Pana osobę, a mi chodzi o dyskusję na argumenty, a nie atakowanie Pana. Tak samo z przywołaniem zdania Pana Gogolińskiego – to że nie zgadzam się z tym, może wynikać z mojej niewiedzy, niedoinformowania. I ja o tym wiem, dlatego nie atakuje osobiście nikogo. Rzeczywiście widziałem kilka osobistych wycieczek na łamach tego blogu, więc może to rodzaj jakiegoś przewrażliwienia, ale proszę mi wierzyć, nie jest moim zamiarem obalanie „autorytetów” czy podważania wiedzy ludzi więcej wiedzących ode mnie..Jeśli nie ma pewności co do jakiegoś tematu, to można napisać, że temat jest złożony – dlatego, że to i to, że jest tak i tak… Jeśli pisze Pan o pokorze w temacie „beczki” – nie powinienem w ogóle o to pytać?
Dziękuję Panu Sławkowi Ch. tym samym, za chęć odpowiedzenia argumentem i ładnym podsumowaniem wątku.
Proszę wybaczyć jeśli mój sposób rozwijania myśli jest dla Panów przejawem ambicji literackich – absolutnie nie jest to moją intencją, tak po prostu piszę. Przykre jest też dla mnie odkrycie, że bardziej mogę przeszkadzać na blogu Pana Wojtka niż inspirować kogokolwiek do dyskusji…Przyjmuję też argumenty, że można zrobić fakultet z bloga, ale jeśli tak, po co w ogóle zaczynać temat, w którym mogą być niejasności, inne punkty widzenia itd…po co mówić, że jest tak i tak, jeśli zaraz ktoś może zadać pytanie – ale to znaczy, że właściwie jest jak? I wtedy ucina się rozmowę – nie rób Pan fakultetu…wiedz, że jest tak i tak….a że ktoś, inny krytyk, w innym miejscu powie coś zupełnie odwrotnego, to nie gra roli…Ja stary „cap”, mówię ci, że to wino jest doskonałe a tamto nie, więc nie myśl, tylko idź i kup butelkę…i czekaj na kolejne wskazówki…
@cerretalto – widzę, że czasami masz też pytania o to co jest niedostępne nam śmiertelnikom, a jest wiedzą tajemną grona osób na panteonie, więc może skontaktujmy się by próbować razem się czegoś od kogoś otwartego dowiedzieć – jestem tu zlinkowany do facebooka.
Przepraszam Panie Wojtku, że wykorzystałem tą przestrzeń do próby kontaktu z cerretalto.
pozdrawiam wszystkich
Powodzenia, kindofpaul! Cerretalto pewnie ma cos dobrego do wspolnego picia. Wino z gron pochodzi a do grona zawsze wraca, lacza po prostu ludzi a slowa niestety raczej moga ich rozdzielic. W winie szukamy marzenia a znajdujemy kumpla, ktory prowadzi nas nietrzezwych do domu bowiem jeszcze potrafi on pchac „taczka”. Przyjaciel to skarb. O co chodzi atak, po co mialbym atakowac bez bron prawdziwy lotniskowiec? W moim wieku mam frajde watpliwosci, po co wyzwac na pojedynek czyjas pewnosc? To dla mlodziezy, wg mojego skromnego dania. Wiec… jeszcze raz powodzenia! Macie caly swiat do odkrycia. We Wloszech jest tylko 800.000 win, 30.000 kantyn butelkuja wiecej niz 5 etykiet kazda. W Francji nie wiem, ale i mysle prawie to samo. Che utopic sie w tym morzu zamiast zadac od niego wyjasnien.
@Willycoyote – święte Twoje słowa, że wina „lacza po prostu ludzi a slowa niestety raczej moga ich rozdzielic”. Ale ci którzy piją (a nie tylko degustują) też szukają, na przykład czego nowego spróbować, na co zwracać uwagę, czy poczekać jeszcze z butelką czy wypić już, czy wypić samemu czy z kimś, no i na co i gdzie wydawać pieniądze. Tych wielkich, ciekawych i solidnych winiarzy wcale nie jest tak dużo, podobnie jak dobrych sklepów w Polsce. Poza tym wino przecież pobudza wyobraźnię, także literacką 🙂
@Kindofpaul – wysłane. W zasadzie to nie ma głupich pytań – czasami zdarzają się tylko głupie odpowiedzi :). Tak jak rozumiem, to Willycoyote po prostu cieszy się piciem i nie uważa by dywagacje, krytyka, nauka, dzielenie włosa na czworo czy analiza butelki czy beczki itp były jakoś szczególnie przydatne dla poznających wina. Trochę też tak uważam 🙂
„Willycoyote po prostu cieszy się piciem i nie uważa by……..” buzaczki dla Ciebie! Sangiovese z Apulii, 14,5%, zadnej beczki…. mmm…. mniam!
Czy buziaki? Po polsku nie wiem pisac dokladnie, ale i ty na pewno zrozumiesz co mam w glowie, prawda?
Ja powyżej wybrałem jakieś Chianti Classico, które lubię nie przywiązując specjalnie wagi do przymiotników a Wojtek powyżej pokazał parę innych jako te złe wzorce – beczka, ekstrakt itp. Popracowałem trochę i poszukałem ocen Parkera. Oto wyniki:
89-93 Castello di Ama
87-95 Felsina
88-92 Fonterutoli
89-95 Fontodi
89-90 Isole e Olena
brak Riecine
88-93 Rocca di Montegrossi
87-92 Volpaia
89-91 Brancaia
89-92 Capanelle
brak Casa Emma
brak La Massa
87-92 Querceto
87-92 Ricasoli
Uwzględniłem tylko to co ma w nazwie Chianti Classico, pochodzi z lat 2004, 2006-2009, kosztuje nie więcej niż jakieś 35 euro i Parker ocenił przynajmniej 3 roczniki. Więc nie ma w tym zestawieniu np. topowych Castello di Ama, Cepparello, Flaccianello, Giorgio Primo itp.
Więc może ten „okropny” Parker po prostu umie dobrze wybrać te lepsze wina i przynajmniej od paru lat (czyli od zatrudnienia Antonio Galloniego) dość sprawiedliwie je ocenić?
P.S. Willycoyote – oczywiście, że zrozumiem 🙂