Dziś dopiero wtorek, ale wydarzeniem tygodnia, które na długo zapadnie w pamięci, jest z pewnością wczorajsza degustacja Barolo & Friends zorganizowana m.in. przez Strada del Barolo i Magazyn Wino. Nadzieje były wielkie, bo event reklamowany był od sześciu tygodni na niespotykaną skalę. Któż nie chciałby spróbować „legendarnego”, „monumentalnego Barolo”? Samo Barolo jest może legendarne, ale w Warszawie wczoraj grali (z całym szacunkiem) Ruch Radzionków z Gryfem Wejherowo. Bolesna prawda jest taka, że ci prawdziwie „monumentalni” producenci Barolo nie biorą udziału w tego typu degustacjach, a na polski rynek wkraczają innymi kanałami.
Barolo & Friends okazało się jednak przydatne w tym sensie, że nawet ci winiarze drugoligowi, mniej znani, nieznani i poboczni zaprezentowali ciekawe wina. O wielkości Barolo świadczy właśnie jakość tego drugiego planu, który na okładki magazynów i listy „Trzech Kieliszków” się nie wybije nigdy lub rzadko, a jednak oferuje sensowne, typowe wina o dużej głębi i strukturze. Moje najlepsze typy z wczorajszej degustacji omówiłem już szerzej na Winicjatywie: pięknie klasyczna, głęboka Schiavenza (do kupienia na Konfederackiej 4 w Krakowie), ładnie zestarzona Bussia Soprana, arcypijalny, świeży i soczysty Scarzello, bardzo garbnikowe Le Strette dla cierpliwych (o tej winiarni pisałem już tu). A spoza Barolo – jego producentów wystąpiło wbrew zapowiedziom tylko 16 – na przykład moje ulubione Dolcetto di Dogliani od Quinto Chionettiego. Większość tych producentów dopiero szuka importerów w Polsce i po wczorajszym dniu jest nadzieja, że niektórzy ich znajdą, chociaż przecież Barolo dostępnych w Polsce jest już bardzo wiele i zbliżamy się do nasycenia rynku.
Nasycone były też sale warszawskiego Bristolu. Do miejsca, w którym prawie udusiliśmy się w czasie gali Magazynu Wino w 2009, nasze przodujące pismo winiarskie zaprosiło tym razem jeszcze więcej osób. W dążeniu do maksymalizacji frekwencji chyba jednak przeholowało. Niepokojące sygnały pojawiały się od kilku dni. Zapisani na seminarium na tydzień przed imprezą otrzymali z redakcji MW maile o następującej treści:
Szanowni Państwo,
Zarejestrowali się Państwo na degustację komentowaną win z Piemontu na godzinę 11;00 w dniu 10 września br.
Informujemy, że jesteście Państwo na liście rezerwowej, gdyż system rejestrujący uległ awarii i zarejestrował wielokrotnie więcej uczestników, niż było dostępnych miejsc.
Bardzo nam przykro informować o tym fakcie, tym bardziej, że usterka została odkryta przed dział IT dopiero wczorajszej nocy.
Wiele osób do sal seminaryjnych ostatecznie nie wpuszczono, a innym proponowano picie z tego samego kieliszka. Kroplą, która przelała dzban, okazała się sprzedaż biletów na degustację poprzez Grouponopodobny portal Mydeal.pl (po 19 zł zamiast 40 zł, które płacili „zwykli” czytelnicy MW). Czytając tę ofertę, przecierałem oczy ze zdumienia. Drogich przyjaciół z Magazynu Wino nie podejrzewam osobiście o tak fatalny copywriting, ale zapraszanie masowego odbiorcy na „rzeki wina, góry serów i trufli… Na imprezie nie ma żadnego limitu degustacji: po prostu podchodzisz i próbujesz wszystkiego, na co przyjdzie Ci ochota”, „nielimitowaną degustację legendarnych win i regionalnych specjałów” to było igranie z ogniem.
No i faktycznie „niezapomniana randka” z legendarnymi winami i truflami z Piemontu zakończyła się ogromnym bałaganem. Kolejka chętnych sięgała ponoć aż na Krakowskie Przedmieście, części osób nie wpuszczono do sali i zapowiedziano zwrot pieniędzy. Zmierzch „nielimitowanych serów” ogłoszono przez megafon o godz. 18:11. Żadnych trufli nie stwierdziłem już wcześniej (była tylko oliwa truflowa). Producenci wina dzielnie próbowali sobie radzić z natłokiem pytań o półsłodkie. Trudno się dziwić, że dziś od rana Magazyn Wino otrzymuje niepochlebne komentarze od rozczarowanych użytkowników. (Choć ci, co wyszli przed 17, byli zadowoleni).
Hiperbola jest podstawą reklamy. Dlatego nie kruszyłbym kopii o sformułowania takie jak „najbardziej intrygujące wina świata”, „Warszawę odwiedzi ponad 30 topowych producentów win”. Truth in advertising powinno być jednak zasadą przyświecającą wszelkim dziedzinom komunikacji międzyludzkiej. Jeżeli się zaprasza na seminarium ze starymi rocznikami Barolo, wypadałoby, żeby sięgały dalej niż tylko rocznika 2008 i 2007. Nielimitowany ser nie może się skończyć po godzinie. A wypraszanie o tejże porze przez głośnik tych, którzy mieli szczęście wejść o godz. 17, „żeby zrobili miejsce dla kolejnych chętnych” każe się mocno zastanowić, dla kogo organizuje się tego typu imprezę? Dla konsumenta czy może dla siebie samych?
Jako dziennikarz uzyskałem bezpłatny i bezproblemowy wstęp na część branżową imprezy o godz. 15. Niezorientowanych informuję, iż do XII 2010 byłem pracownikiem Magazynu Wino, a obecnie prowadzę portal Winicjatywa.pl, który można uważać za konkurenta MW. W XI 2011 uczestniczyłem również w przekazaniu MW zlecenia na prowadzenie imprezy Barolo & Friends.
My musieliśmy po 16-tej uciekać na pociąg, więc ominęła nas akurat ta szopka, chociaż sami byliśmy bohaterami innej. Jeszcze w sierpniu dostaliśmy zaproszenie od współorganizatora wydarzenia Strada del Barolo. Na moje pytanie, czy wlicza się w to seminaria uzyskałem odpowiedź, że oczywiście. Niestety na miejscu okazało się, że nie ma nas na liście gości, a zaproszenie nie zostało skonsultowane z Magazynem Wino. Na szczęście w naszym przypadku zadziałał argument, że wyjechaliśmy przed 6-tą rano z domu i że przejechaliśmy 300 km, aby się dostać na to wydarzenie.
O tym, źe rozkład programu spotkania się różnił się od tego, który dostaliśmy od Strada del Barolo nie ma sensu wspominać, bo to drobnostka przy tym, o czym napisałeś.
Szczęśliwi ci, na którymi czuwa PKP 🙂
Poranne seminarium prowadzone przez Tomka, jak zwykle pierwsza klasa, a Briccolero od Quinto wydawało mi się najlepsze w testowanym zestawie przeglądowym odmian Piemontu. Równowaga, moc i subtelność. Za to po raz kolejny ostatnio mam żal do co raz liczniejszych morderców Barbery. Lubię to winogronko, w przytomnie zrobionej wersji z barriques też, ale wczorajsza z zestawu: o losie! No i była rzadka ciekawostka, która po 17 pewnie znikła pierwsza – musująca półsłodka Malvasia di Casorzo. Drugie podejście do tej zabaweczki nie zmieniło pierwszych wrażeń. O tej poprze panowała cisza, ład i Piemont. Za to po 14, gdy rozmawiałem przez telefon z obecnymi w Bristolu – tło grało pierwsze skrzypce. Chwalmy Pana za intuicję. 😀
Może to był pomysł: dla kuponowców półsłodka Malvasia do Casorzo, a Barolo dla abonentów. Do wykorzystania następnym razem. Tylko komu przypadnie w takiej sytuacji nielimitowany ser?
Z MdC wszystko pójdzie.
dziwne uczucie mam, niby powinienem się cieszyć bo nie udało mi się dojechać a wypadło słabo, ale z drugiej strony opis Wojtka brzmi jakby w Bristolu robili „dni sołectwa Wojcieszyce” . Piemont i gruponopodobny deal to jednak pauperyzacja regionu, dziwię się tylko że Bristol na to się zgodził, schodzi na psy, nie mówcie mi tylko że odbywało się to w Malinowej ??
Odbywało się nie w Malinowej a w salach konferencyjnych nad Café Bristol. A Bristol nie miał nic do gadania, wynajmuje sale za grubą kasę to nic mu do tego skąd organizator sobie sprasza gości. Do co sprzeczności pomiędzy profilem imprezy a kanałem sprzedaży pełna zgoda.
Jeśli chodzi o ten mecz to, nie wiem jak gra Ruch Radzionków jednak wiem że jeszcze rok temu nie postawił bym złamanego grosza na obecnego Mistrza Polski-Śląsk. Nauczony tym doświadczeniem jestem nieco bardziej ostrożniejszy w opinii jakościowej, faworytów mamy podobnych.
Co do organizacji, problemy zaczęły się od pierwszego eventu tegoż dnia, degustacji i nam ciśnienie podniesiona jak wspomniał Kolega Jurkiewicz.
Pierwsza degustacja komentowana dla mnie zdecydowanie za szybka, zastanawiam się do teraz czy jest sens pakować się na siłę w 16 win do spróbowania w trakcie godzinnego wydarzenia, rozumiem chęć pokazania pewnych ram winnych podczas tej degustacji, jednak jaki jest sens robienie czegoś czego nie da się zrobić dobrze?Pan Redaktor powalał z jednej strony merytorycznie, jednak z drugiej strony tempem rodem z toru formuły jeden.
Druga degustacja, chętnych i jak twierdzili zapisanych na Nią było 3x więcej niż miejsc na sali.Na korytarzu sceny dantejskie.
Trzecia sprawa dlaczego podczas takiego wydarzenia człowiek który przejechał kilkaset kilometrów musiał wybierać miedzy wydarzeniami?Nie dało się być na Barolo i łączeniu wina z włoskimi smakołykami, bo te działy się w bardzo zbliżonych godzinach.
Czwarta sprawa to ilość miejsca wspominana już przez Pana, kiedy ludzie zrozumieją przez między jednym stolikiem na degustacji zbiorowej a drugim musi być co najmniej dwa metry to jest jedyna drogą by degustacja odbywała się w miarę płynnie.
O reszcie grzechów tegoż wydarzenia na moje szczęście nie wiedziałem. choć dotarły mnie słuchy o wypraszaniu gości biznesowych po to by mogli wejść ci z kuponów. Na moje szczęście sam również w tym czasie musiałem stanąć w kolejce, tyle że innej, do kasy na dworcu.
Reasumując MW miało już od dawna słabą prasę o sobie, a to wydarzenia na pewno im nie pomogło w jej poprawie.
Porównanie piłkarskie generalnie służyło zilustrowaniu tego, że żadnych „monumentalnych” win nie polewano 🙂
A co do liczby win na degustacji komentowanej, mogę z doświadczenia powiedzieć, że w wielu przypadkach o jej obsadzie decyduje organizator zagraniczny. Któremu jest czasem ciężko wytłumaczyć, że 16 win to za dużo (bo np. musi być reprezentowany każdy producent płacący za imprezę).
Super blog. Gratuluję i życzę tysięcy czytelników!