Trwa panel degustacyjny Magazynu WINO. To kolejny numer, do którego otrzymaliśmy rekordowa liczbę ponad 230 win. Ekscytująco zapowiadały się szczególnie amarone. Któż nie chciałby porównać czterech egzemplarzy tego słynnego werońskiego wina, produkowanego starożytną metoda suszenia gron na rodzynki?
Dawniej w tym suszeniu – wł. appassimento – zachowywano umiar. Grona zbierano niedojrzałe, by zachować kwasowość; tradycyjny sposób uprawy na pergolach zapewniał duży plon i mitygował koncentrację win. Amarone przeszłości było mocno wytrawne, miało 14% alkoholu, nuty suszone (charakterystyczny zapach powideł) mieszały się harmonijnie z tymi „winnymi”. Takie amarone można było leżakować bez końca, lecz przede wszystkim w miarę normalnie pić do kolacji. Ten styl możemy sobie przypomnieć, sięgając po któreś z nowych lub starych (nie tak dawno piłem rocznik 1964, w znakomitej formie) amarone Bertaniego.
Wraz z nastaniem ery ponowoczesnej Werończykom puściły hamulce, zaczął się wyścig po rekord. Ekstraktu (osiągane tu niekiedy 40 g to najwyższy wskaźnik w winach czerwonych na świecie), dojrzałości, alkoholu. 16, 16,5, a nawet 17% staje się widokiem powszechnym podobnie jak coraz wyższy cukier resztkowy – niekiedy aż 10–12 g, czyli tyle co słodzony szampan – pozostawiany w winie przez padające na pysk przed metą drożdże).
Jak to w życiu, niektóre wina ten alkohol integrują lepiej, inne gorzej. Nowe amarone w ofercie Mielżyńskiego – Marion 2006, najlepsze z pitych przez nas w tych dniach, swoje ponad 16% akurat przyzwoicie wtopiło w gęste nuty konfitury i powideł, uczucie alkoholowego ciepła jest ewidentne, ale nie dominuje nad innymi elementami wina. Wino robi ogromne wrażenie, choć trudno wyobrazić sobie wypicie nawet półflaszy do risotto all’amarone czy innego bażanta. Marion to dzieło samo w sobie, przypominające współczesny utwór muzyczny na 24 puzony i 48 metronomów, który wykonać można raz na dekadę.
Lecz to i tak osiągniecie w porównaniu do innych amarone, takich jak Monte del Frà Scarnocchio 2007, które suszenie winogron wykoślawiły do poziomu kuriozalnego bzdetu. Lotna kwasowość przywodząca na myśl tanią politurę i 17% rażące piorunem jak wódą rozrobiony porzeczkowy dżem. Tego nie da się pić, nie da się wypić i nawet nazbyt długo nie da się trzymać w ustach przed wypluciem.
Nadprodukcja amarone stanowi poważny problem regionu Veneto. Otwierane dawniej przy szczególnych okazjach (i kosztujące minimum 25€) wino w 2007 osiągnęło 50% produkcji apelacji! Na szczęście ciągnący się od kilku lat kryzys na rynku wina wymusił korektę tego nierozsądnego kursu. Produkcja amarone spada, a coraz więcej gron znów przeznacza się na wino „normalne”, czyli Valpolicellę. Ta ostatnia robi się coraz ciekawsza i coraz bardziej warta swoich zazwyczaj umiarkowanych cen. Na tymże panelu Magazynu WINO piliśmy kilka flaszek – w większości skromnych – które dostarczyły o niebo więcej przyjemności od ropuchowatych amarone.
Dobrze notowana Tenuta Sant’Antonio od lat dostarcza jednego z najsolidniejszych tanich amarone (Selezione Antonio Castagnedi), a od 2008 robi ciekawe wino Sponsà – winogrona suszy się jak na amarone, ale krócej, a ponadto wino nie zaznaje beczki. W efekcie otrzymujemy lekkie nuty powidłowe i korzenne charakterystyczne dla amarone, ale całość ma 13% alk., jest soczysta, pijalna i radosna, a po kieliszku do obiadu można prowadzić pojazdy mechaniczne. Rzeczona posiadłość Monte del Frà odkupiła swoje grzechy pięknie przestrzenną, naprawdę pyszną Valpolicellą Tenuta Lena di Mezzo 2007.
Cecilia Beretta to już w ogóle producent nie z mojej bajki – należy do gigantycznego hurtownika Pasqua – a tu proszę, czarowne, kwiatowe, czereśniowe Mizzole 2007 o smaku Valpolicelli z dawnych lat, który przez szaleństwo amarone stał się zagrożonym gatunkiem. Dziś to lis przegania słonia, a wszystko w naturze wraca do normy.
Wszystkie wymienione wina udostępnili do degustacji ich polscy importerzy.
Miałem okazję rozmawiać w tym roku z Maricą Bonomo z Monte del Fra. Powiedziała, że to ostatni rocznik tak silnego Scarnocchio, następne mają być zdecydowanie mniej spektakularne i bardziej oddawać charakter ziemi, na której powstają. Zobaczymy.
Oby. Ale sukces tego wina w niektórych mediach może hamować te ambitne zapędy. Faktycznie, zobaczymy.
Troche oplute zostalo to Amarone. Nie kosztowalem wyzej wymienionych ale kosztowalem Amarone z piwnicy Allegrini i Campagnola i uwazam ze sa wspaniale. Tytul artykulu bardzo prowokacyjny. Zawsze wino jakiekolwiek nalezy pic z odpowiedniej winnicy i odpowiedniego rocznika. Beznadziejne Barolo i Chianti tez sie znajdzie.
Zgadzam się! Beznadziejnemu Barolo na tych łamach też nie przepuszczę. Problem w tym, że pite niedawno amarone to właśnie były te z „odpowiednich” winnic, kosztujące ok. 200 zł, a nie nadawały się do picia.
To co się dzieje z Amarone jest bezpośrednim skutkiem bałwochwalczego zachwytu krytyki i mediów winiarskich nad winami Quintarelli i Dal Forno (niezależnie od stylistycznych różnic tych dwóch). Producenci pozazdrościli astronomicznych cen jakie te wina osiągają i za wszelką cenę próbują robić wina ekstremalne, w nadzieji że jakiś przewodnik za takie ekscesy da im jakąś koronę czy inną gwiazdę. Jeśli samemu się promuje skandalicznie drogie wina tego typu, to trudno się potem dziwić sytuacji w której Amarone przestaje być pijalne jako „normalne” wino. „όποιος σπέρνει ανέμους, θερίζει θύελλες”. 😉
Kto promuje, ten promuje…
Z diagnozą zgadzam się połowicznie – to jest efekt Dal Forno a nie Quintarellego, bo też te karykaturalne amarone nie przypominają Quintarellego ani stylem, ani jakością. Te amarone są niepijalne nie dlatego że są drogie, tylko z powodu wybujałego alkoholu, ekstraktu, cukru resztkowego itd. A to akurat jest styl który nie wszyscy promowali, we Włoszech tylko jeden przewodnik (pomijam szalbierza Maroniego), a najwięcej gwiazdek dostawał za oceanem. I tam też przez dobrych parę lat te wina najlepiej schodziły. No ale dobrze że udało się wskazać winnego!
Nigdzie nie napisałem że są niepijalne z powodu ceny. Polemizujesz z tezą jaką stawiasz sam. Przecież to nie ma żadnego znaczenia czy jest to efekt samego Dal Forno czy też do spółki z Quintarellim. Histeria zaczęła się nakręcać przez ekstremalne wina Quintarellego (zresztą dosyć smaczne). Dal Forno wyciągnął wnioski i podbił piłeczkę wyżej. Dla efektu o którym wspominasz w notce, różnice tych dwóch producentów są nieistotne bo i tak 99% pijających Amarone o ich winach tylko może sobie poczytać. Dostępność nieodpłatnej degustacji ich win jest znikoma a ceny skandalicznie wysokie. Dlatego właśnie napisałem że za sytuację obecną są w niemałym stopniu odpowiedzialni recenzenci, prasa i przewodniki nieprzytomnie promujące wina tych obu. Nie chodzi przecież o wskazywanie winnego, tylko o próbę odpowiedzi dlaczego tak się dzieje. Skoro takie wina według Ciebie promuje tylko jeden przewodnik i jeden (jak pamiętam zupełnie nie mający wpływu na winiarstwo włoskie) periodyk, to jak to się stało że większość producentów produkuje i sprzedaje takie potworki? Pewnie zwariowali razem z wszystkimi kupującymi ich wina. 😉
Promował może nie jeden przewodnik, chociaż jeden jak piszesz „bez opamiętania”. Oczywiście wpływowy, mający duży wpływ na to jak się zachowują – głównie producenci, w mniejszym stopniu konsumenci.
Problemu upatrywałbym raczej w rzeczywistości medialnej – tu zgadzam się z Tobą – w której żyją producenci. Zapragnęli tych wyróżnień w Przewodniku i poszli drogą ekstremy.
Natomiast związek z rzeczywistością innych przewodników oraz faktycznej sprzedaży ma to ograniczony. W tej rzeczywistości od początku nawoływano do równowagi i pito za 30-35 euro takie wina jak Brunelli, Tedeschi, Le Ragose, Speri czyli amarone dobrze zrównoważone.
Stąd moja odpowiedź na Twój komentarz – słowa „bałwochwalczy zachwyt krytyki i mediów nad winami Q i DF” trzeba moim zdaniem zniuansować. Nie całej krytyki i głównie nad winami DF, bo zachwyt nad winami Quintarellego nie miał żadnego przełożenia na styl „monster amarone”.