Jeśli środa, to Biedronka wprowadza nowe wina do oferty. Po obficie dyskutowanych (i pitych) winach portugalskich nastała promocja Nowego Świata, a od zeszłego tygodnia na półkach największej polskiej sieci rozsiadły się wina francuskie.
Auguste Bessac Châteauneuf-du-Pape Cuvée Tradition 2009 to najdroższe wino w historii Biedronki, o czym z licealnym podnieceniem donosili już nawet niewiniarscy dziennikarze. (Cytat „dla przeciętnego klienta widok metki z ceną 49,99 zł może być sporym szokiem” z pewnością przejdzie do klasyki). Szatonef za pięć dych wpisuje się w wysiłki Biedronki, by w najniższych w Polsce cenach oferować wina z najbardziej znanych apelacji takich jak Barolo czy Chablis. No i co? Wino jest dobre. Z pewnością lepsze niż (nie)sławne Barolo Morando – bo nie ma w nim zlewkowego szlamu, smaku tandety. Jest dobry wiśniowy owoc i nieco struktury, mocne garbniki, powaga, trochę głębi. Na drugi dzień ciut lepsze, na trzeci dzień słabe (co jak na Châteauneuf nie jest wyczynem). Ogólnie rzecz biorąc jest to niezła rzecz, smakująca Rodanem, dająca jakieś tam pojęcie o swej apelacji – jednej z najsławniejszych nie tylko we Francji.
Nie jestem jednak pewien, czy wino jest godne polecenia za 49,99 zł. W sumie nie różni się od poważniejszych win oznaczonych skromniejszą apelacją Côtes du Rhône, o jakich pisałem tu, a które kosztują około 35–50 zł właśnie. Jest bowiem powszechnie znaną prawdą, że te same pieniądze o wiele lepiej wydać na wybitne wino ze słabszej apelacji niż na najtańsze ze sławnej. Jeśli chce się jednak „zaliczyć” Châteauneuf bez nadmiernej szkody dla portfela, Biedronka zrobiła niezłą robotę. (Z drugiej strony doświadczenie uczy, że za miesiąc to samo wino Biedronka będzie wyprzedawać po 35 albo nawet 30 zł).
Co poza tym? Oferta win francuskich u „Owada” nie jest szczególnie bogata (a do tego niektóre wina nie są dostępne we wszystkich sklepach – np. na zachód od Warszawy nie uświadczyłem nigdzie Chablis za 29,99 zł). Bardzo mało jest win białych (alzacki Pinot Blanc za 15 zł, ale z 2008 roku). Z czerwonych nęci Saint-Émilion Grand Cru za 36 zł, ale podejrzewam, że lepiej kupić dwa Fitou po 17. Ja zmierzyłem się z taniutkim Merlot XR 2010 z IGP Pays d’Oc. Sformatowane pod supermarketowy, nowoświatowy smak – jak na mój, trochę za dużo tu słodyczy, za mało prawdziwej treści. Za 12,99 zł jest to jednak niezły zakup – lepszy, niż cokolwiek chilijskiego czy kalifornijskiego, co próbowałem w tej cenie – aczkolwiek serdecznie doradzam dopłacenie 5 zł i nabycie poniższego Medoka.
Médoc Réserve 2009 to też Merlocik, ale z prestiżowego terroir. Za 19,99 zł możemy spróbować wina z serca francuskiego winiarstwa. Wytworzył go Dulong, jeden z większych bordoskich hurtowników. Wino miękkie i słodkie jak na Médoc, ale taka już uroda rocznika 2009. Nie jest to wino głębokie, ale fakt, że za 20 zł możemy spróbować owych słynnych bordoskich garbników o smaku kredowego pyłu, wart jest oblania wręcz lampką szampana. (Niestety Biedronka na razie szampana za 49,99 zł nie oferuje).
Francuska oferta „Owada” jest skromna, ale uczciwa – wina są smaczne, nieprzekłamane, a ceny takie, jakie na tym poziomie jakości powinny być. Ustawienie Châteauneuf na poziomie 50, a nie 30 zł jak ongiś z Barolo też jest w sumie aktem uczciwości (choć nie łudzę się, że stoi za nim cokolwiek innego poza realiami aktualnego rynku, czyli możliwą do wynegocjowania ceną zakupu). Jestem ciekaw powodzenia tego francuskiego miesiąca. Wszak stereotyp mówi, że klient supermarketu za winami z tego kraju nie przepada – a niechęć ta jest odwrotnie proporcjonalna do sumy, jaką chce wydać na wino. Poza langwedockim Merlotem pite przeze mnie wina wyraźnie jednak smakują Francją z jej oschłością i kartezjańskim racjonalizmem. Czy lud to kupi?
Źródło win: własny zakup.
Kupiłby jakby mocniej podkreślić wątek papieski 🙂
Nam się udało w doborowym zespole trzyosobowym zdegustować ichnie Saint-Emilion Grand Cru za złotych 35 bez grosza. Każdy z testujących lubi inne wina, więc ciekawie się zapowiadało – z dużą dozą krytyki i polemiki. A tu proszę – przyzwoite wino, które przypasowało wszystkim – bo tanina wyraźna, ale nie nadmiernie wysuszająca czy ściągająca, bo aromaty po godzinie w karafce bogate i przyjemne (początkowo obornik dominował) 🙂 W gruncie rzeczy nic wielkiego, ale za tą cenę przyjemnie widzieć etykietę z takiej apelacji i takowym oznaczeniem.
Przy okazji było też Pinot Blanc z Alzacji, no i ten indeks już więcej do mojego koszyka nie trafi – zbyt płytko i nudno. Poprawne wino, ale nic poza tym
Pinot Blanc jest już z 2010. Pozdrawiam
@Jakub: jakoś nie wzbudził we mnie zaufania ten St-E. 35 zł za tę apelację to już trochę naciągana cena.
@Peyotl: Dzięki za sprostowanie. Ja już miałem Pinota w garści ale zrezygnowałem widząc rocznik. Chyba że miałem zwidy.
Witam.
Czy wino Dulonga trzeba pic od razu? Czy moze byc trzymane kilka lat?
Zastanawiam sie nad zakupem kilku butelek.
Pozdrawiam.
Daniel
Szczyt tego wina przypadnie pewnie w 2012. Nie zalecam więc jego składowania. 2009 to nie jest rocznik do długiego starzenia, a to wino z natury rzeczy jest proste i lekkie. Te bardziej długowieczne Bordeaux zaczną pojawiać się w Polsce w przyszłym roku. Na pewno za 50-60 zł będzie można znaleźć dobre wina na 10 lat.
Odnośnie Dulonga – Pana recenzje zachęciły mnie dokupna tego wina oraz Fitou.Na razie poszedł Dulong – jak Pan się zapatruje na wyczuwanie alkoholu w tym winie – jego poziom, czy nie jest zbyt wysoki w towarzystwie pozostałych elementów(kwas, garbniki itd..)?jak dla mnie było go za dużo w nosie na początku, skarafowane na 1,5h wyrównało odczucia choć alkohol pobrzmiewał…Interesuje mnie również kwestia analizy sensorycznej – czy zgadfza się Pan z opisem na kontretykiecie?chodzi mi głównie o lukrecje…jakie pozostałe wrażenia sensoryczne Pan zanotował? Jestem może nie początkującym adeptem degustacji, ale daleko mi jeszcze do płytnnego poruszania się w temacie – stąd pytania do autorytetów 🙂 w pewnym sensie…mam jeszcze szereg innych pytań, nie wiem tylko czy i jak mogę je Panu zadać…
pozdrawiam serdecznie
Lukrecji nie czułem (a kontretykiety nie analizowałem), raczej śliwki, czereśnie, porzeczki… Co do odczucia alkoholu, pomimo wielokrotnie podkreślanego na tym blogu wyczulenia, nie był dla mnie problemem w tym winie, ale jak wiadomo odczucia są subiektywne. Może Pan pił za ciepłe? To wino idealnie podałbym w 16C, a w karafce o której Pan pisze trudno utrzymać dobrą temperaturę.
Naturalnie zachęcam do zadawania pytań w komentarzach. Do tego służą (m.in.).
A czy którekolwiek wino z aktualnej propozycji Biedronki nadaje się do przechowywania kilka lat?
no właśnie, lukrecja…gdzie i jak…co Pan myśli o tym co jest pisane na kontretykietach, mam na mysli wiekszosc, nie tylko od „owada” – niektóre bujne opisy aromatów i smaków, których nijak się doszukać…opcji jest kilka:
– pijący jest nie dość sprawnym 🙂 sensorykim, jeśli można tego określenia użyć(próg czułości) – próg czułości odwrotnie proporcjonalny do progu współczucia dla owego poczuwającego 🙂
– opis był robiony w momencie butelkowania i rzeczywiście jest zgodny z tym winem, ale tym tuż po zakorkowaniu
– mamy do czynienia z winnym grafomaństwem…
Którą Pan opcje obstawia?
ps.nie mam zamiaru się oburzać wielce, bo to raczej nic nie da, a sprawa jest ostatecznie dość przykra, bo strasznie mąci w kwestii jakiejkolwiek edukacji nowych adeptów „sztuki” i rzuca cień szarlataństwa na profesje…
pozdrawiam
@Daniel: Nie piłem wszystkich win francuskich aktualnie w Biedronce, ale generalnie są to wina do wypicia w ciągu 1-2 lat. Wyjątkiem jest może recenzowane przeze mnie Chateauneuf, choć też nie sądzę, by był sens trzymać go dłużej niż do 2013/14.
@Paul: Kontretykiety to temat-rzeka. Generalnie jednak uważam że:
-producenci czy marketingowcy piszący te „notki” nie są degustatorami. Opis degustacji jest w ogóle subiektywną metaforą, natomiast staje się już w ogóle czymś zupełnie fantazyjnym, jeśli nie stoi za nim dyscyplina i rzeczowość, które się osiąga w doświadczeniu degustatorskim.
-nie wiem czy ktoś z klientów oczekuje, że opisy na kontretykietach będą precyzyjne. Czy dla klienta ma znaczenie, że w winie jest lukrecja, a nie śliwka? Chyba wszyscy traktują to dość umownie jako przybliżony opis cech wina – raz bliższy prawdzie, raz dalszy.
Wydaje mi się że zbyt ściśle podchodzi Pan do tej „sensoryki”. Wina nie da się obiektywnie zmierzyć. Cechy wina nie są naukowymi faktami. Nikt Panu nie powie, co Pan poczuje w kieliszku. Doświadczenie każdego z nas jest niewymienne. Dlatego trzeba kupić flaszkę i ją otworzyć 🙂
no jasne, nie próbuję doszukać się na siłę czegoś co po prostu było wymyślone..chodziło mi bardziej o dyskusję na temat wpływu opisu na etykiecie na winną edukację początkujących…przecież i Pan wie, że początkujący konsument,chcący wyrobić sobie zdanie( na początek w zaciszu swego pokoju) będzie mniej lub bardziej pilnie studiował owy opis…
wyobrazam sobie jego konsternacje widząć opis jeden, drugi i wychodzi mu, ze się nie zgadza, więc on pewnie się „nie zna”…przebijanie się do świadomości konsumenta z informacją, że wszystko jest subiektywne i nie ma żadnego odniesienia jest tyleż ryzykowne co powiedzenie, że w ogóle nie ma oddających rzeczywistość opisów…
Wszystko jest możliwe, ale nie chciałbym, żeby dorosła osoba zniechęcała się czymś, co napisano na świstku papieru przyklejonym do flaszki. Więcej pewności siebie, więcej swobody, podmiotowego podejścia do życia, w tym do wina. Oczywiście byłoby lepiej, gdyby producenci poważniej traktowali konsumentów, jeśli chodzi o zawartość kontretykiet, ale to samo można powiedzieć o każdym produkcie sprzedawanym w sklepie. Niech konsumenci traktują siebie poważniej (czyli niech nie opierają swojego stosunku do wina na „lukrecji”), to i producenci też ich zaczną traktować poważniej.
@paul: ja np. jestem tolerancyjny względem kontretykiet. Tzn. nie czepiam się lukrecji czy jej braku, po tym jak widziałem Muscadety opisane jako wina słodkie. Zresztą co jest napisane na „odimporterskiej kontrze” do tego http://enomen.pl/post/10167897525/marsjanna wina..? „wino białe słodkie”. 2 na 3 rzeczy się zgadzają. 67%, z takim wynikiem zdaje się maturę na 4+ 🙂
ja tez jestem tolerancyjny, ja nie w swoim imieniu tylko poruszam kwestie etykiet…juz nie chodzi o tę lukrecję, ale o nabijanie w butelkę:), nawet dosłownie by to się zgadzało, klienta…niedoświadczeni klienci czytają etykiety i błądzą…i za bardzo nie wiadomo jak z tego pata wyjsc poza indywidualnym odwolywaniem sie do racjonalnosci…może racją jest to, że są butelki kompletnie nieopisane=wszystko w twoich rekach drogi kliencie(a raczej w jezyku..)….
Jest jeszcze inna kwestia – ja mam czasami ochotę na niektóre zapachy, tak po prostu….tak jak kupuje sie kwiaty czy perfumy,,,
no i temat kolejny – czy Panowie mają może wiedzę, gdzie można nabyć esencje(testery-próbki?)? zapachów do wykorzystania w trakcie degustacji, na zasadzie wzorców odwolan?
wiem, ze różne esencje spożywcze można kupić w firmach produkujących aromaty, ale czy jest jakaś firma, która oferuje już kompleksowe zestawy?
Myślę że nikt nie próbuje nabijać klienta w butelkę kontretykietą. Głupstwa które się tam wypisuje, wypisuje się w dobrej wierze albo dlatego, że się inaczej nie potrafi. Wystarczy, że obie strony potraktują to tak jak się powinno – umownie i luźno – i problemów nie będzie.
Zapachy występujące w winie (a raczej ich syntetyczne odpowiedniki) można kupić w zestawach zwanych Le Nez du Vin. Nie wiem czy są dostępne gdzieś stale w PL, ale Google wie.
uuu, sprawdziłem szybciutko jak Pan Google mówi…droga zabawka..niestety, ma Pan pomysł, jak skompletować taki „Le Nez” duuużo taniej? może to i mniej profesjonalne będzie, ale zawsze cos…od czegos trzeba zacząć..
po prostu: na bazarku 1 jabłko, 1 gruszka, 1 śliwka, 1 brzoskwinia, w supermarkecie cynamon, goździki, kawa, zawiązać oczy i się bawić. Kocie siki wziąć od sąsiadki, jak się kota nie ma.
i jeszcze jedno pytanie – może Pan wie jaką trwałość ma taki le nez du vin?
Nie wiem, ale dosyć długą. Ponad rok chyba. Na pewno na swoim www piszą. Ale szczerze mówiąc nie jestem fanem LNdV. Te zapachy wydają mi się strasznie sztuczne i tak naprawdę niewiele mówią o prawdziwym bukiecie wina. Zwłaszcza że bukiet wina jest sumą wielu składników, a tutaj mamy składniki w izolacji, które zupełnie inaczej się odbiera. Wyjątkiem są zapachy „wadliwe” – siarka, brett, oksydacja – z których faktycznie można się czegoś nauczyć.
no tak, z bazarkiem zawsze jest taka opcja..tylko, ze nie zawsze na bazarku czerwona porzeczke czy jagody dostane np( no i skąd ową lukrecję wytrzasnąć;)?)
pyłem w kontekście wzorców nie dla mnie, ale do używania w trakcie szkoleń – przychodzi szacowny Pan prowadzący z koszyczkiem z bazarku 🙂 niby czemu nie…z drugiej strony akurat jablka, sliwka, brzoskwinia jest dosyc dobrze rozpoznawalna chyba nawet przez laikow…jakie sa Pana obserwacje czy refleksje dotyczace sprawnosci w rozpoznawaniu aromatow? – spodziewam sie odpowiedzi: to zalezy od predyspozycji…ale tak, gdyby mial Pan zabawic sie w statystyke obserwacji, to jaki bylby udzial, tych super wyczulonych nosow poprzez sredniakow do ludzi o bardzo niskiej wrazliwosci wechowej..?
Z moje doświadczenia wynika że nawet wąchanie jabłka czy gruszki to jest dla początkujących duży skok. Owoce z bazarku mają tę przewagę nad Le Nez du Vin, że można je dowolnie wymieszać w kieliszku, zbliżając się do prawdziwego bukietu wina. Z tą niedostępnością bym nie przesadzałbym, w takiej Almie praktycznie wszystko jest dostępne cały rok włącznie z lukrecją i olejkiem truflowym. Porzeczki i maliny poza sezonem mogą być w dżemie. Jak się chce, to można szkolenie na byle czym przeprowadzić. Najważniejsze jest zaktywizowanie uczestników, rekwizyty są drugorzędne.
nawiązując do tematu aktualnej oferty z biedronki – jakie pozycje są dobrym wstępem do poznania win francuskich dla początkującego winomana? jeśli w ogóle są…podejrzewam, że nie jest Pan na etacie „owada”, ale jeśli miałby Pan zabawić się w reprezentatywność tych win, to co i jakie pokazywałyby specyfikę „Francuzów”?
Piłem tylko 3 ale wygląda na to że wszystkie są dość reprezentatywne dla swoich apelacji. Radzę darować sobie te najdroższe wina i kupić Medoc, Cotes du Rhone, Fitou a z białych Chablis i Alzację. Wyjdzie 95 zł za 5 najważniejszych apelacji francuskich (z wyjątkiem czerwonego burgunda).
dziękuję, z innej beczki: pił Pan może nowego Rieslinga od Pana Jaworka? jaka jest Pana ocena, jeśli miał Pan do czynienia?
ja chciałby zapytać o pewną mętność w tym winie – nie jest wystarczająco sklarowane?czy to już wytrącił się osad – czyli, że za szybko zakorkowano…?
nie wiem, na ile mogę sobie pozwolić z tymi różnorodnymi wątkami – ostatecznie temat dotyczy oferty „owada”,a temat Miękini ma do czynienia z owadem tylko tyle, że i tam pewnie jakieś od czasu do czasu latają…
O Jaworku co prawda już są 3 inne wątki na tym blogu 🙂
Mętności nie stwierdziłem. Jak wszyscy wiedzą Riesling Jaworka jest kwaśny 🙂 Dlatego należy go pić po 2 latach od zbiorów – nie wcześniej. Myślę że 2010 będzie niezły w dłuższej perspektywie. Ostatnio próbowałem 2008 (dość podobny rocznik stylistycznie) i to jest wino ładnie rozwinięte.
zmętnienie było ewidentne – może taka butelka, z końcówką drożdżową nie odfiltrowaną…jeśli chodzi o moje wrażenia po Rieslingu z 2010 to też jestem pełen nadziei, bo pomimo wysokiej kwasowości, jest tam bardzo zaskakująca wyraźna płaszczyzna, na której to wino ma szanse się rozłożyć…płaszczyzna = rys kręgosłupa?
ps. ostatnio miałem okazje popijać kilka „burćaków” na festiwalu czeskich win i w porównaniu z nimi, kwasowość R.P.L.J jest jak najbardziej przyzwoita 🙂 pozdrawiam
Moja Żona udaje, że w ogóle nie zna się na winach ale prawie turla się ze śmiechu, gdy mówię, że wstąpię do Biedronki po butelkę Chablis.
„Potencjał starzenia 2-3 lata” głosi kontretykieta na butelce biedronkowego Côtes du Rhône. 🙂 Czy „potencjał starzenia” znaczy zawsze, tyle co rekomendowany termin przydatności (pijalności), czy też jest również rozumiany jako szacunkowe określenie poprawy smaku wina, która z czasem może nastąpić, tzn. wino o małym potencjale starzenia to wino, które się nieznacznie poprawi mimo długiego leżakowania?
dzień dobry Panie Wojtku, chciałbym wpisać się w kolejny wątek „owadowski”…jakiś czas temu na stronach tego bloga przeczytałem, że był Pan orędownikiem zwalczania nowo swiatowego chardonnay….potem przyznal Pan, ze zatesknil Pan za chardonnay z Burgundii…No i wlasnie – zakupilem wczoraj chabli z nowej oferty i odczucia saconajmniej mieszane bo…wydalo mi sie ludzaco podobne do innego wina z biedronki, tyle ze z Nowej Zelandi(Hans ……?) no i zrobione z Sauvignon Blanc…oczywiscieto z sauvignon jest duzo bardziej landrynkowe i buchajace owocami, co w dluzszej perspektywie doprowadzilo mnie do dosyc powaznej niecheci na dluzej(to chyba pierwsze wino z biedronki, ktorego kupilem wiecej niz jedna butelke – bardzo mi posmakowalo, ale potem poczulem wielka nijakosc w zwiazku z tym samym winem)
No i teraz przechodze do pytania – czy nie wydaje sie Panu owe chablis z biedronki zrobione w bardzo nowo-swiatowym stylu? ze to nie jest jednak wino reprezentatywne dla chablis?
Jest jeszcze kwestia relacji ceny do zawartości – owo sauvignon z Nowej Zelandii kosztuje ok 18 pln(fakt, ze „o zgrozo!!!z zakrętką…”, a chablis 35….po co francuzi robią etyetę, wino identyczne jak z nowego swiata, i żadają większych pieniędzy?chyba , ze to posrednicy, a nie francuzi…zreszta to chablis jest zrobione przez negociata, wiec mogl on stwierdzic, ze takie wina sa potrzebne…”
podsumowujac, jestem bardzo na nie, jesli chodzi o chablis….
pozdrawiam
@Gabriel: Myślę że taki intelektualny rozbiór to zbytni honor dla tylnej etykiety tego Côtes du Rhône z Biedronki. Jak już tu była mowa, te kontretykiety są wybitnie umowne. Dla CdR 2-3 lata to jest horyzont „poprawy smaku” jak Pan to określa, ale nie piłem tego konkretnego wina. Sądząc po Biedronkowym Chateauneuf 3 to może jednak być przydatność do spożycia. Aczkolwiek często wina żyją dłużej niż mogłoby się pierwotnie wydawać.
@Paul: Nie piłem tego chablis (tak jak pisałem w moim Biedronkach go nie uświadczyłem na półce) więc nie wypowiadam się na temat kwasowości. Często się zdarza że przemysłowe, rozwodnione wina białe fermentowane na sztucznych drożdżach smakują bardzo podobnie, choć powstają z zupełnie innych szczepów. Natomiast jeśli chodzi o porównanie ceny to trzeba wziąć pod uwagę bardzo wiele czynników. Wydajność z hektara, zbiór maszynowy, możliwość mieszania win skupowanych z ogromnego obszaru, obecnie bardzo cienką kondycję winiarstwa nowozelandzkiego (możliwość tanich zakupów hurtem). Nie twierdzę, że nazwa Chablis nie przekłada się na cenę – na pewno można ją wycenić na 1,5-2 euro w porównaniu do tej samej jakości win choćby z Burgundii – ale to nie jedyny czynnik.
dziekuje i czekam na opinie nt tego chablis…czy Pa pil to nowolandzkie wino, do ktorego z tym chablis sie odwolywalem?sauvignon blanc z nowej zelandi(w ofercie,gdy byl na polkach nowy świat – zostalo i jest przecenione, podobnie jak wiele innych..), producent chyb Herman Moser??albo cos w tym stylu, jak sprawdze dam znac konkretniej..
Poruszyl Pan inny wątek – winiarstwo Nowej Zelandi jest w kiepskim stanie?jakas nadprodukcja?podobna sytuacja odnosi sie rowniez do innych rejonow nowego swiata?
pozdrawiam
Sauvignon z B. bodaj nazywa się Hans Greyl ale nie piłem. O Nowej Zelandii choćby taki nius. Co kraj w Nowym Świecie, to inne problemy: Australia np. zwiększa eksport, ale ma bardzo dużą nadprodukcję, niskie ceny winogron i problemy z klimatem (m.in. pożary). Chile i Argentyna mają bdb wyniki eksportowe, ale stagnację konsumpcji wewnętrznej. Kalifornia ma b. poważne choroby winorośli. Ale Europa też ma problemy – we Włoszech duży spadek konsumpcji, we Francji regres eksportu itp.
Panie Wojtku, chciałbym wrócić do tematu polskich win, Pana Jaworka(proszę przekierować ewentualnie ten wpis, na inny wątek w blogu, bo rozumiem, że nie jest on o owadzie, a bardzo mi zależy, by przedyskutować ten temat). Przeczytałem właśnie, że rieslig i pinot noir(czyli oba szczepy z miękini) to szczepy jedne z nielicznych, które potrafią w sposób unikalny oddać charakter terroir:
1. Uważa Pan że wina z Miękini oddają charakter terroir?
2. Co stanowi o charakterze miękińskiego terroir jeśli z takim mamy do czynienia?
3. jakie wina poleciłby Pan do degustacji porównawczej z rieslingiem i pinotem od P. Jaworka?(przy założeniu właśnie, że wino przeznaczone do porównania, również oddaje charakterystykę swojego siedliska)
ps.jeśli nie może Pan przekierować tego posta na inną część blogu, proszę o odpowiedź na adres prywatny,
pozdrawiam i proszę o odpowiedź
Niestety WordPress nie pozwala na przeniesienie komentarza do innego wątku. Jeśli chodzi o terroir w Polsce, produkcja wina jest na tak wczesnym etapie, że trudno formułować jakieś wnioski. Akurat Winnice Jaworek leżą w dolinie na dość żyznych glebach, które nie wzmagają ekspresji terroir tak bardzo, jak np. kamieniste stoki spotykane w Małopolskim Przełomie Wisły. Oczywiście Riesling i Pinot Noir odzwierciedlają terroir wtedy, gdy jest ono wyraziste, ale w wielu krajach robi się przecież wiele czysto owocowych, niemineralnych win z tych odmian.
Jeśli chodzi o dobry materiał porównawczy, polecam wina z krajów o podobnym klimacie – Czech albo Niemiec. Ja bym podał wina Jaworka do PN Stapleton & Springer oraz Rieslinga Sonberk dostępnych na Winozmoraw.pl albo do niemieckich z Jung & Lecker.
a co Pan sądzi o porównaniu Pannonhalmy?
To jest już dużo cieplejszy klimat niż Wrocław ale ciekawe porównanie. Nb. PN Pannonhalmy moim zdaniem lepszy niż ich Rajnai Rizling.
Czy może Pan podpowiedzieć, gdzie znajdę info dotyczące właśnie klimatu, by móc samodzielnie takie rzeczy klasyfikować?
ps. bardzo serdecznie dziekuje, za to że ma Pan czas i ochotę odpowiadać na pytania, których jest mnóstwo z mojej strony…
ps. znalazlem na Pana blogu wpisy zwiazane z miekinią, może tam je przeniose?
Paul – co do SB Hans Greyl to zdania są podzielone:
http://www.sstarwines.pl/wino12318
Co do miękińskiego terroir to chyba mamy do czynienia z antyterroir, zastoisko mrozowe ponoć? Ale mimo wszystko wina bywają niezłe, co pokazuje, że winifikacja częstokroć bardziej istotna bywa, przynajmniej na poziomie win podstawowych.
sstar – zatoisko mrozowe??? co masz na myśli? co oznacza ten termin?
Zamknięte obniżenie terenu:-) PS. Przy okazji pozdrowienia dla Kasi Maciejewskiej (wiem, wiem że to inny wątek, ale tam nie miałem okazji, a może tu przeczyta).
@Sstar: Antyterroir to chyba za mocno powiedziane. To że parcela stwarza pewne problemy w uprawie winorośli (zagrożenie przymrozkami oraz retencja wody) nie oznacza że wyklucza to produkcję dobrych win. Nie jest tak, że w winifikacji można poprawić coś, co się nie udało w winnicy. Ponadto akurat sprawa zastoiska mrozowego nie ma związku z „ekspresją terroir” o której mówimy w profilu aromatycznym i smakowym wina. Zagrożenie mrozem dotyczy bowiem samego początku okresu wegetacyjnego. Natomiast w końcowym okresie dojrzewania gron, który ma największy wpływ na profil wina, kwestia mrozu jest zupełnie nieistotna.
W Miękini mówiłbym raczej o terroir mało charakterystycznym pod względem glebowym – gliniasto-piaszczystym – który jak wiadomo nie definiuje w jakiś ciekawszy sposób profilu win, a w każdym razie w mniejszym stopniu niż np. gleby łupkowe, granitowe czy choćby wapienne.
@Sstar: Antyterroir to chyba za mocno powiedziane. To że parcela stwarza pewne problemy w uprawie winorośli (zagrożenie przymrozkami oraz retencja wody) nie oznacza że wyklucza to produkcję dobrych win.
Przecież napisałem, że wina wychodzą dobre, w dobrych rocznikach szczególnie. Wykluczać więc nie wyklucza, ale czy pomaga, to przecież chyba rola dobrego wyboru siedliska, czy terroir. Dla mnie terroir, to także dobra wentylacja winnicy i jej położenie.
>Nie jest tak, że w winifikacji można poprawić coś, co się nie udało w winnicy
Ale jak się coś za przeproszeniem spieprzy to nie ma co ratować.
>Ponadto akurat sprawa zastoiska mrozowego nie ma związku z „ekspresją >terroir” o której mówimy w profilu aromatycznym i smakowym wina.
Dla mnie terroir, to także dobra wentylacja winnicy i jej położenie. Ma to wpływ na dobrą jakość gron. Tylko tyle i aż tyle.
>W Miękini mówiłbym raczej o terroir mało charakterystycznym pod względem >glebowym – gliniasto-piaszczystym – który jak wiadomo nie definiuje w jakiś >ciekawszy sposób profilu win, a w każdym razie w mniejszym stopniu niż np. >gleby łupkowe, granitowe czy choćby wapienne.
A mi się wydaje, że mówisz o glebie, ew. podłożu, jednej ze składowych siedliska czy jak wolisz terroir. W przypadku Miękinii problemy są poważniejsze (co sam przyznałeś pisząc: „parcela stwarza pewne problemy w uprawie winorośli (zagrożenie przymrozkami oraz retencja wody) „) niż skład podłoża, dlatego analiza glini i piasków to mały pikuś, przy zastoisku mrozowym:-)
W większości spraw zgoda, po prostu „antyterroir” wydało mi się określeniem cokolwiek brutalnym zważywszy na to, że powstają w nim najlepsze wina w Polsce.
Pewny jesteś, że najlepsze? Ja do końca nie jestem. Próbowałem ostatnio nie tylko sporo win od Płochockich, ale i z Trzebnickich Wzgórz i okolic, pewności więc co do supremacji Jaworka więc nie mam. Pamiętam jednak kilka fajnych win od Jaworka – Pinot Gris i Riesling 2003 na przykład, także jakieś wina z 2009. Wydaje mi się, że uzyskano je mimo słabego terroir, m.in. dzięki dobrym, słonecznym rocznikom, co u nas rzadkość przecież i dzięki dobrej winifikacji. Stąd ukute pojęcie antyterroir. Wojtek Bosak mówił na czacie, że w Polsce winnice powstają nie tam, gdzie powinny powstać, a raczej tam, gdzie komuś uda się kupić kawałek ziemi, czy z innych pragmatycznych powodów, wybory bywają zupełnie nie związane nie tylko z żadną glebą (rozumiem, że to wyższa sztuka jazdy), ale samo położenie bywa dramatyczne, tu Miękinią chyba nie jest jakimś szczególnym wyjątkiem.
Nie do końca się zgadzam. Jaworek zrobił nadzwyczajnie dobre wina również w przeciętnym roczniku 2008. I wtedy były niewątpliwie najlepsze w Polsce. Mam nadzieję i jest normalne, że w kolejnych latach do Jaworka zbliżą się i go wyprzedzą inne wina. I masz rację że są one tak dobre pomimo niedoskonałego terroir. Z którego słabości zdaje sobie sprawę także Lech Jaworek. Jednak nazywanie tego antyterroir i sprowadzanie wszystkiego do „zastoiska mrozowego” (notabene skąd zaczerpnąłeś to określenie?) po prostu jest przesadne. Podobnie jak przesadne jest założenie, że do produkcji dobrych win potrzeba jakiegoś nadzwyczajnego stanowisko. Wina nie tylko z dolnej, ale i średniej jak widać półki mogą powstawać w miejscach przeciętnych i mogą także odzwierciedlać charakter terroir. To widać na przykład porównując wina winifikowane przez P. Stoczyńskiego w Miękini i w Mierzęcinie. Te pierwsze są bardziej harmonijne, z delikatniejszym owocem.
poprosze o wskazanie idealnego wina do obiadu (kuchnia wloska) 🙂
Na ten rozległy temat polecam nowo uruchomiony e-sommelier Magazynu WINO.
moze inaczej zatem, czy moge wybrać polecane przez Pana wina Medoc, cotes du rhone, fitou, chablis lub alzacje? ktore jest najlepsze? nigdy takich win nie probowalam, w sumie na winach sie nie znam, polecono mi podac do wspomianego obiadu merlot xr oraz pinot blanc, ale pisze Pan ze sa przyzwoite ale szalu nie ma. prosze o wskazanie dobrego wina z posrod wymienionych wyzej.
Do kuchni włoskiej doprawdy lepiej byłoby podać wino włoskie aniżeli francuskie z Biedronki. Przyzwoite propozycje w przedziale 20-30 zł ma Marks & Spencer, m.in. Garda Pinot Grigio i Nero d’Avola. Nie wiedząc jakie potrawy będą podawane, trudno coś konkretniej polecić. Oczekiwanie „szału” po winach z Biedronki za 14,99 zł wydaje mi się zbytnim optymizmem. Jeśli nie ma Pani wyjścia, polecałbym Merlot XR i Fitou. Alzacji i Chablis, jak już tu pisałem, nie próbowałem.
właśnie chciałem nawiązać – niby w miękini nie ma idealnego terroir, nie ma charakterystyki, niby są gdzie indziej, a i tak to wlasnie tam udaja sie jedne z najlepszych polskich winnych propozycji…dlaczego nie udaja sie tak dobre w miejscach gdzie jest duzo lepsze terroir? – bo sie winiarze ucza?bo naklady jeszczenie takie jak w miekini?
widzialem na stronach maloposkiego przelomu wisly relacje z degustacji w janowcu – jak sie Pan odniesie np. do winnicy solaris w kontekcie win z miekini?
Chwaliłem Solaris w tym wpisie, aczkolwiek to jest jeszcze work in progress i wina nie są tak dopracowane i czyste jak u Jaworka. Ponadto stosowane są hybrydy, które – moim zdaniem – nie dadzą nigdy wina tej klasy co Pinot Gris czy Pinot Noir.
„nie są tak dopracowane i czyste jak u Jaworka” -to jest kwestia, dopracowania na „polu” (dosłownie, czyli metod uprawy itd.) czy dopracowania technologii produkcji?
Chociaż dał Pan już poniekąd odpowiedź: „nie dadzą nigdy wina tej klasy co Pinot Gris czy Pinot Noir”
„P. Stoczyńskiego”? chyba Stopczyńskiego?:-)
2008 u Jaworka? Pinot Gris i owszem, ale Riesling dla wielu za kwaśny:
http://www.sstarwines.pl/sample.php?guess=Jaworek&inc=lookup.php
Solaris zaczęła od strasznego falstartu, przyznaję jednak, że „nowych roczników nie znamy”
Ale przynajmniej hybrydy zawsze coś dadzę, szczególnie gdy Vitis Vinifera zmarznie całkiem, vide zeszły rok i majowe? przymrozki
Zastoisko mrozowe wziąłem z sieci:
http://www.google.com/search?client=safari&rls=en&q=zastoisko+mrozowe&ie=UTF-8&oe=UTF-8
A co do terroir u Jaworka to przytoczę tylko Twoje słowa z tego wątku Wojtku:
„zagrożenie przymrozkami oraz retencja wody” oraz „glebowym – gliniasto-piaszczystym – który jak wiadomo nie definiuje w jakiś ciekawszy sposób profilu win” – wg mnie to pokazuje, że powstają tam niezłe wina raczej mimo, niż dzięki terroir
Co do pytanie Magdy to Alzacja w porzo, Chablis ponoć mało szablisowate.
Fitou rzeczywiście ludziom się podoba. Merlot mi się nie podobał, ale jak ktoś
lubi kompot to może i to wino mu się spodoba. Zresztą co ja będę gadał:
http://www.sstarwines.pl/sample.php?inc=index.php&imp=Biedronka
Dziekuje za odpowiedz.Rozumie Pan,
ze jestem laikiem, na winach nie znajac sie kompletnie wymagam od Pana polecenia wina francuskiego do dan wloskich 🙂 aczkolowiek ciesze się, że trafiłam na blog o winie w Pana wykonaniu. jeszcze raz dziekuję za odpowiedz.
@paul, Riesling 2010 Jaworka mi osobiście bardzo smakuje już teraz, kwasowość wyrazista, jednak nie sprowadza go do jednego wymiaru. Polecam porównać z arcyciekawymi winami od Marka Krojciga (z lubuskiego, Stara Winna Góra), można też spróbować win z Adorii (łatwo dostępne, bo przez Centrum Wina, ale droższe nawet niż Jaworek, a jeszcze krok do tyłu).
Pozdrawiam,
Kuba Janicki
Zastanawiam się, kto jest, brzydko mówiąc, targetem biedronki przy takich winach jak Châteauneuf-du-Pape. Ktoś, kto ma pojęcie o tym winie, za te pieniądze raczej go nie kupi. Ktoś, kto nie ma pojęcia o winie na pewno tyle nie wyda. Patrząc na to co proponuje biedronka, to Châteauneuf wygląda równie egzotycznie, co pitahaja w rosole…