Mój poprzedni wpis o degustacji Grand Prix Magazynu WINO wzbudził wiele emocji. Niektórzy poczuli się urażeni. Przeprosiny jestem winien przede wszystkim Katarzynie Niemyjskiej, sekretarz redakcji MW – mogło powstać wrażenie, że obarczam ją odpowiedzialnością za niefortunną kolejność degustowanych win, a w istocie tylko dzięki niej degustacja w ogóle się odbyła – w znakomicie komfortowych warunkach, dodajmy: w każdej kategorii mieliśmy szeroki przegląd win (w poprzednich latach o medale biło się niekiedy 5 butelek), tempo i dynamika serwisu były idealne, wina w dobrej temperaturze, nikt nie dowoził (jak choćby rok temu) wina taksówką, gdy już jury siedziało w fotelach. To są detale, ale detale ważne dla rzetelnej degustatorskiej pracy. A zadanie nie było łatwe, bo na przykład w „Decanterze” w organizacji podobnych paneli bierze udział 12 osób.
Urazy niechaj nie żywi Tomasz Kurzeja, któremu przypisałem (nie była to wszak krytyka) nadmierny wpływ na selekcję win. Jak udało mi się dowiedzieć, wiele win, które jednoznacznie mi się kojarzyły z jego podniebieniem, jak Pierre Frick Sylvaner 2003 czy Lapierre Morgon 2010, do finału rekomendowali w istocie inni redaktorzy MW. Zwracam honor.
Usłyszałem też, że dezawuuję samą ideę Grand Prix Magazynu WINO. Absolutnie nie było to moją intencją. Uważam, że te nagrody są potrzebne. Polski rynek winiarski potrzebuje takiego konkursu i takich medali. Potrzebują ich importerzy, którzy w większości wykazują nimi bardzo duże zainteresowanie, potrzebują sklepy winiarskie, gdzie medale (takie czy inne) często są przydatnym wsparciem sprzedaży. Co najistotniejsze, potrzebują konsumenci. Bardzo wiele osób pyta mnie o rekomendacje najlepszych win dostępnych w różnych kategoriach cenowych. Medal MW ma realne przełożenie na lepszą sprzedaż. Nie ma miarodajniejszej degustacji najlepszych win na polskim rynku. Jakkolwiek by krytykować Grand Prix MW, jest to nadal punkt odniesienia. Prestiż tej nagrody powstawał przez lata sumiennej pracy i korekt. To jest niebagatelny potencjał, którego nie wolno zmarnować.
Aby go nie marnować, trzeba jednak otwarcie rozmawiać o założeniach nagrody i kontekstach degustacji. Ewa Wieleżyńska w komentarzach do mojego tekstu poruszyła kilka ważnych tematów. Czy wina wyróżnione w Magazynie WINO mają wyrażać smak i estetyczne zapatrywania redakcji, czy wychodzić naprzeciw preferencjom szerszej publiczności (choćby tej aktywnie interesującej się winem)? Czy medale Grand Prix mają podsumowywać degustacje MW z całego roku, czy szukać ich rozszerzenia? Czy mają być przyznawane w gronie stałych paneli stów MW, czy oddawać również głos szerokiemu środowisku wino pisarzy? W jakim należy realizować „parytet” poszczególnych krajów, importerów i stylów wina w degustacji finałowej i składzie medalistów? To są ważne pytania.
Jest też oczywiście prawdą, że sam jako redaktor Magazynu WINO w poprzednich latach sam uczestniczyłem w kształtowaniu systemu, którego elementy teraz krytykuję. Tak, byłem odpowiedzialny za podanie półsłodkiego Pinot Gris Zind-Humbrechta obok (choć nie przed) wytrawnego Chablis. Tak, sam przyznawałem trzy medale trzem niemieckim Rieslingom, co nie miało nic wspólnego z parytetem. Naturalnie inną perspektywę ma się i inne stanowisko reprezentuje, będąc wewnątrz i na zewnątrz takiego organizmu jak Magazyn WINO. Lecz tutaj nie chodzi o osobiste zasługi czy odpowiedzialność konkretnych osób, rozliczanie czy lustrację. Chodzi o proces dążenia do właściwych standardów i rzetelnych rozwiązań. Kwestia legitymizacji takiego konkursu jak Grand Prix MW jest wciąż aktualna. Nic nie jest dane na zawsze; takie rzeczy jak ideologiczne przesłanki czy techniczna organizacja degustacji podlegają bezustannej weryfikacji i krytyce, tak jak każda działalność publiczna. Tak samo ma się rzecz w przypadku „Decantera” czy „Revue des Vins de France”.
Nie jest też prawdą, że niewiele zmieniło się od czasu, gdy ja uczestniczyłem w pracach nad Grand Prix MW. W tym roku zmieniły się trzy istotne rzeczy: kolejność podawania win, przedziały cenowe i „parytet”, co widać na poniższym obrazku:
Czy w krytyce pewnych elementów tegorocznego Grand Prix poszedłem zbyt daleko? Być może. Być może przesadziłem, używając słów takich jak „sekciarstwo” czy „kuriozum”. Ocenią to Czytelnicy, lecz tych, którzy poczuli się dotknięci i potraktowali krytykę jako personalny atak, przepraszam.
A na ten sam temat, oto wrażenia i wnioski z drugiego dnia degustacji Grand Prix MW:
Wina różowe
Mój faworyt: La Valentina Montepulciano d’Abruzzo Cerasuolo. Wszystkie próbowane w tym roku wina różowe pochodziły z rocznika 2010. (Brawo!). Nie wszystkie były jednak bardzo świeże. Montepulciano dało radę, było winne jak trzeba i ładnie rozwijało się w kieliszku. Takiego rosato napiłbym się nawet w zimie.
Rozczarowanie: Tamás Dúzsi Kékfrankos Rosé. Flaszki tego winiarza zachwycały w poprzednich latach relacją jakości do ceny. To wino jest jednak cienkie i utlenia się w kwadrans.
Wina czerwone do 50 zł
Mój faworyt: Thierry Germain Anjou Rouge 2010 (Wineonline). Z aż trzech win tego winiarza na 88 ocenianych w finale (to chyba lekka przesada?) naprawdę podobało mi się to niedrogie i prawdziwie autentyczne, smakujące kredowym garbnikiem Cabernet Franc. To była w ogóle bardzo dobrze obsadzona kategoria – smakowało mi Côtes du Rhône z Domaine Rigot czy ciekawie eleganckie Sanguinhal Quinta de S. Francisco 2008. Zgrzytem była tylko utleniona Palmela ze spółdzielni.
Wina czerwone 50–100 zł
W tej kategorii było dużo emocji. Poruszyło mnie znowu loarskie Cabernet Franc – Les Picasses 2005 od Olgi Raffault, rozpoznawalne na odległość swoim niedzisiejszym stylem. Po raz pierwszy próbowałem Le Roc des Anges Segna de Cor 2009 i chciałbym jeszcze. Wszystko to byłojednak niczym przy Marcel Lapierre Morgon 2010. Wino wybitnie niekonkursowe i trwożę się, że jego kryształ zniknął gdzieś jurorom między Mencíą a Chianti Classico, ale dotknięcie tej czereśni było niezapomnianym momentem. Do finału nie wpuściłbym smakującej w ciemno jak banalny Cabernet Barbery Zio Nando 2008 od Rivetto.
Wina czerwone powyżej 100 zł
Dziewięć win, trzy wyróżniające się – złoty medal przyznałem Oddero Mondoca di Bussia Soprana 2005, choć nie jest to wybitne Barolo, częściowo z powodu twardego rocznika. Srebro – najszczerzej The Signature 2005 od australijskiej Yalumby, świetnie zrównoważonej i soczystej kompozycji CabSauv–Shiraz.
Rozczarowań w tej kategorii było jednak sporo. Gdzieś ulotnił się dawny czar Sacrisassi (2008) od Le Due Terre, nie zasługiwał na miejsce w dziewiątce Weninger Kékfrankos Spern Steiner 2007 (Skład Win Sokołowski Interwin). Zachwycający na średniej półce Thierry Germain swą kosztowną La Marginale 2008 wzbudził uczucia co najwyżej letnie. Mógłbym psioczyć, że zabrakło bomby takiej jak w zeszłym roku Brunello Casanova di Neri czy dawniej – Vall-Llach, ale to była dobra degustacja, ciekawe porównanie, mocna konkurencja. A komu przypadną medale, okaże się 8 listopada.
W panelu degustacyjnym Grand Prix brałem udział – wraz z innymi niezależnymi blogerami i sommelierami – na zaproszenie Magazynu WINO.
Panie Wojtku,
ledwo włożył pan kij w mrowisko i już sie Pan wycofuje. Dlaczego, bo szum sie zrobił?
A przecież słusznie Pan ten kij wepchnął bo to przemieszanie win przy degustacji i niefortunne i niesprawiedliwe wobec niektóych win z pewnością było i tłumaczenie Pani Wieleżyńskiej o doświadczeniu degustacyjnym, czy o tym że można przegryźć chlebem nic nie wyjaśnia – to po prostu nieprofesjonalne. Mamy więc – jak Pan podkreśla dużo wiecej win do oceny (świetnie – duże spektrum) i jednoczesnie oceniamy je w nieprofesjonalnych warunkach (tu juz nie ma się czym chwalić).
pozdrawiam
„Wkładanie kija w mrowisko” sugeruje jakieś szukanie draki, a ja jedynie wskazywałem na kontrowersyjne decyzje i ich skutki. Z tego się nie wycofuję. Kolejność win była zła, likwidacja „do 30 zł” to zła decyzja. Uważam – choć to jest bardziej subiektywne i dyskusyjne – że „parytet” poszczególnych krajów w tym roku był niefortunny.
Przeprosiłem natomiast za zbyt ostrą formę i za imputowanie T. Kurzei, że wywierał nadmierny wpływ, co się okazało moim mylnym wrażeniem. I uściśliłem, bo nie powiedziałem tego wprost w poniedziałkowym artykule, że popieram ten konkurs. Jest pożyteczny. Tyle że konieczne są korekty, co jest najzupełniej normalne, bo poza Morgon Lapierre’a nie ma tym świecie rzeczy doskonałych. Pozdrawiam!
Magazyn WINO prostuje mój błąd: „Weningera sprowadza teraz do Polski Interwin i to on nadesłał butelki najpierw na panel i teraz na degustację finałową, będzie reprezentował winiarnię w czasie Gali (Franz jr będzie obecny osobiście)”. Importera i Czytelników przepraszam (Skład Win Sokołowski był poprzednim importerem winiarni Weninger).
Tomasz Prange-Barczyński, redaktor naczelny Magazynu WINO o metodyce i kulisach degustacji Grand Prix MW: http://blogi.magazynwino.pl/prange/?p=148. To ważna wypowiedź. Ciekaw jestem co Państwo na to?
„chcieliśmy uniknąć sytuacji z poprzednich lat, kiedy spora część win miała cenę zbliżoną do progu 30 zł” – a co w tym złego?
„Poza tym 50 i 100 zł uznaliśmy za „progi psychologiczne” przy zakupach win” to może są i progi, ale kolejne.
w kolejność podawania win nie wnikam, ale mieszanie tylko po to, żeby „trzon” nie wiedział w jakiej kolejności zostaną podane (i jak rozumiem zapomniał, jakie wino degustuje) to chyba dość dziwny pomysł.
Pełna zgoda Marcinie. Zresztą mieszanie dla zmylenia jury nie miało znaczenia, dla zorientowanych Morgon czy słodki Traminer były od razu rozpoznawalne bez względu na to, czy były numerem 1, czy 8.
Z czystej ciekawości: Sylvaner 2003 to aktualny rocznik tego wina będący teraz w sprzedaży? Chciałem to sam sprawdzić, ale sklep internetowy sprzedający te wina jest „chwilowo nieczynny”, a o ile wiem, poza Warszawą nie są one dostępne. To zresztą osobny temat, jak szeroko powinny być dostępne wina, które biorą udział w konkursie organizowanym przez czasopismo o zasięgu ogólnopolskim. Bo jeśli są dostępne tylko w Warszawie i Internecie, to jak dla mnie mogłyby być tak samo dobrze dostępne wyłącznie w Gwatemali (bo ani do Warszawy ani do Gwatemali w najbliższym czasie się nie wybieram). Rozumiem motywy jurorów i sam nie widzę sensownego rozwiązania problemu; chciałem tylko zaznaczyć, że osoby spoza Warszawy czują pewien niedosyt nie mogąc kupić wyróżnionego wina. Ale do rzeczy: zasada, że każdy juror może wprowadzić do konkursu wino nie degustowane wcześniej i nie opisane w MW jest dla mnie niezrozumiała i niesprawiedliwa. Po pierwsze dlatego, że ci, którzy współpracują z MW i przysyłają wina na panele, z jednej strony umożliwiają funkcjonowanie jednej z największych i najważniejszych części pisma, z drugiej strony ryzykują, ze ich wina zostaną nisko ocenione, czasem sprawiedliwie, a czasem nie. A ci, których wina pojawiają się jako rekomendacja redaktora spoza paneli MW, nie dając nic w zamian i niczym nie ryzykując,otrzymują bonus w postaci promocji, kiedy ich wino zostanie docenione (vide Gran Sangre w ub. roku). To jest dyskryminacja tych podmiotów, dzięki którym pismo istnieje! Po drugie, zastanawiam się, w jaki sposób pozyskuje się te wina do degustacji. Chyba nie kupuje, bo to wbrew zasadom MW. Czy może redaktor, który zgłasza wino, idzie do dystrybutora i prosi o parę flaszek na GP? Jak by się to nie odbywało, wygląda mi to na azjatyckie standardy i zupełnie nie wiem, czemu ma to służyć. Ewa Wieleżyńska napisała w jednym z komentarzy: „Oczywiście nie wszyscy importerzy przysyłają nam wina na panele, niemniej znakomita i reprezentatywna dla rynku większość tak i myślę, że mamy dobry ogląd tego, co się na rynku dzieje.” – no więc po co te dodatkowe flaszki?
@Deo: z tego co wiem Sylvaner 2003 to aktualna oferta. Solidaryzuję się z „prowincją”, ale też nie przesadzajmy, w dobie internetu i kurierów w zasadzie każde wino z Wwy można zamówić do Sejn albo Wałbrzycha. Rozumiem że chodzi bardziej o dyskomfort że te wina nie są w naocznej, fizycznej dostępności.
Instytucji wprowadzania win przez jurorów do konkursu broniłbym. To co przedstawiłeś to logika wyjątkowo importerocentryczna: konkurs ma być w porządku wobec importerów którzy karmią Magazyn. Przecież nie z miłości karmią, tylko żeby w ten sposób dotrzeć do klientów. Liczy się reprezentatywność konkursu dla czytelnika i dlatego możliwość wprowadzenia do degustacji wina, które z jakichś względów nie trafiło wcześniej na panel (nieprzytomność lub miłość własna importera, nowy rocznik, itp.) jest zaletą raczej niż wadą.
Deo, Sylvaner 2003 (w ofercie mamy tylko ten rocznik tego wina) można zakupić nie tylko w Warszawie, ale też w Łodzi, Krakowie i na Śląsku, choćby w Katowicach czy Opolu. Nasza strona będzie „za chwilę” działać, bo zmienia się osobą, którą będzie się nią zajmować.
@Deo: nie bardzo rozumiem, co masz na myśli pisząc, że kupowanie wina jest wbrew zasadom MW. Owszem, nie kupujemy win na panele degustacyjne, ale tzw. jokery, których dotyczy dyskusja, to wina, które – najczęściej – redaktorzy MW kupili za własne pieniądze, z całą pewnością zaś nie „prosili” o nie importerów (ew. spróbowali na otwartych degustacjach organizowanych przez importerów, konsorcja winiarskie, etc)
Mam na myśli to, ze MW nie kupuje (ani za pieniądze firmy, ani pracowników) win na regularne degustacje, a robiony jest tylko ten jeden wyjątek, dla najważniejszej degustacji w roku. Niby nie moja broszka, jako konsument powinienem się cieszyć z poszerzenia bazy i absolutnie nie wątpię w czyste intencje redaktorów zgłaszających jokery. Ale to robi złe wrażenie (przynajmniej na mnie, co na to poradzę?), nawet jeśli sie nie jest importerem przysyłającym rocznie 100 butelek na panele, tylko zwykłym czytelnikiem MW.